PRL to też była Polska

PRL to też była Polska

Choć prawicowe elity III RP wciąż powołują się na ciągłość z II RP, wcale nie przeszkadza im, że dzisiejsza Polska ma granice PRL-owskie 22 lipca 1945 r. prezydent Krajowej Rady Narodowej Bolesław Bierut i prezes Rady Ministrów Edward Osóbka-Morawski podpisali ustawę, która uchyliła obowiązującą od 1937 r. ustawę o Święcie Niepodległości (11 listopada) i wprowadziła nowe święto: „Celem upamiętnienia po wsze czasy Niepodległego i Demokratycznego Państwa Polskiego – dzień 22 lipca, jako dzień powstania Suwerennej władzy Narodu Polskiego, stanowić będzie Narodowe Święto Odrodzenia Polski”. „Wsze czasy” trwały niespełna 45 lat. W kwietniu 1990 r. prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Wojciech Jaruzelski podpisał uchwaloną przez tzw. Sejm kontraktowy ustawę o zniesieniu 22 lipca jako Narodowego Święta Odrodzenia Polski. Równocześnie Wojciech Jaruzelski złożył podpis pod ustawą o przywróceniu Narodowego Święta Trzeciego Maja. Świętowanie 11 listopada przywrócił jeszcze Sejm PRL ustawą z 14 lutego 1989 r. o Narodowym Święcie Niepodległości. Usunięciu święta 22 Lipca, co było formą odcięcia się od PRL, oraz przywróceniu – w ramach podkreślania ciągłości z II RP – dawnych świąt towarzyszyły stosowne zmiany w ustawie o dniach wolnych od pracy z… 18 stycznia 1951 r. podpisanej przez prezydenta Rzeczypospolitej (nazwę Polska Rzeczpospolita Ludowa wprowadzono w roku 1952) Bolesława Bieruta i prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza. Obowiązujące dziś święta wpisano do ustawy Bieruta-Cyrankiewicza pochodzącej ze szczytowej fazy stalinizmu. Tymczasem cały okres komunistycznej Polski traktuje się (m.in. w obowiązującej ustawie z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu) jako czas okupacji, stawia się znak równości między oporem wobec okupanta hitlerowskiego i oporem wobec władz PRL, a także między stratami poniesionymi „przez Naród Polski w latach II wojny światowej i po jej zakończeniu”. Dlaczego w Polsce obowiązuje wciąż „prawo okupacyjne”? Dlaczego wolna Polska nie zerwała ciągłości prawnej z „okupantem”? Bo nawet w okresie stalinowskim Polska nie była państwem okupowanym. Wskazuje na to sama ustawa o dniach wolnych, do których zaliczono święta religijne: Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy, Bożego Ciała, Wszystkich Świętych oraz Trzech Króli (zniesione jako dzień wolny od pracy w 1960 r.). W ZSRR – do samego końca jego istnienia – nie było żadnego dnia wolnego związanego ze świętami religijnymi, a samo obchodzenie tych świąt uznawano co najmniej za objaw braku lojalności obywatela wobec państwa. Choć powojenna Polska nie była suwerenna i demokratyczna, pozostawała państwem polskim. Uznawał to także Józef Stalin – ten sam Stalin, którego w 1939 r. połączył z Adolfem Hitlerem wspólny cel likwidacji państwa polskiego. Tej likwidacji służył zabór przez ZSRR – na mocy układu Ribbentrop-Mołotow – większości ziem Rzeczypospolitej Polskiej, fizyczna likwidacja lub przynajmniej izolacja przedwojennych elit RP, sowietyzacja pozostałej ludności polskiej, która nie zmieniając miejsca zamieszkania, uzyskała – wbrew swej woli – obywatelstwo obcego państwa. Granice trwalsze niż ustrój O ile w stosunku do okresu od września 1939 r. do lata 1941 r. można mówić o okupacji niemieckiej i radzieckiej Polski, to po wojnie charakter radzieckiej obecności w naszym kraju zasadniczo się zmienił: wcześniejszą okupację zastąpiła słabnąca w kolejnych dekadach dominacja. Przy tym radziecka obecność (także wojskowa) stała się głównym gwarantem trwałości nowych granic państwa polskiego, przesunięcia terytorialnego i skoku cywilizacyjnego, które uwiecznił Sylwester Chęciński w powtarzanej do znudzenia również przez TVP komedii „Sami swoi”, i do których nawiązuje projekt Muzeum Ziem Zachodnich forsowany przez prawicowego prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza. Choć prawicowe elity III RP wciąż powołują się na ciągłość z II RP, wcale nie przeszkadza im, że dzisiejsza Polska ma granice PRL-owskie. Co więcej – bronią granic, których bez PRL z jej ograniczoną suwerennością by nie było. Skoro prawica docenia powojenny wysiłek zagospodarowania ziem zachodnich, to dlaczego nie docenia wkładu w to dzieło władz PRL? Skoro prawica (nie tylko skupiona wokół Prawa i Sprawiedliwości) uznaje się za obrończynię ziem zachodnich, to dlaczego oddaje hołd przegranemu powstaniu warszawskiemu, a nie stawia pomników żołnierzom, którzy w polskich formacjach utworzonych w ZSRR przełamywali Wał Pomorski, forsowali Odrę, zdobywali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 29/2009

Kategorie: Kraj