Nie dajmy sobie wmówić, że antyklerykalizm był wyłącznie dziedzictwem PRL, skoro jego historyczna metryka sięga XV w., jeśli nie wcześniej Krytyka nagannych obyczajów kleru należała do ulubionych tematów staropolskiej satyry i moralistyki tworzonej piórami zarówno mieszczan, jak i szlachty. Nie tylko zresztą u nas zarzucano duchowieństwu, zwłaszcza zakonnemu, chciwość na dobra doczesne, niemoralne prowadzenie się czy nadmierną wystawność w strojach i obyczajach. Najłatwiej byłoby mnożenie podobnych zarzutów złożyć na karb postępów reformacji, jakie miały miejsce w XVI stuleciu, czy oświeceniowej krytyki Kościoła oraz józefinizmu, który tak bardzo dał się we znaki Kościołowi w dobie oświecenia. Do wcale opasłej antologii antyklerykalizmu w nowożytnej Europie (jeśli taka kiedykolwiek się ukaże) wejdą jednak nie tylko teksty pisane przez różnej maści protestantów czy libertynów spod znaku Woltera, ale również utwory najbardziej prawowiernych katolików, którym najsurowszy trybunał inkwizycyjny nie byłby w stanie zarzucić herezji. (…) Antyklerykalizm był swego rodzaju samograjem; to, co wybitny historyk polski, Ludwik Kubala, napisał kiedyś na temat literatury z czasów renesansu, a mianowicie, że stanowi ona swoisty rejestr zarzutów pod adresem kleru, można śmiało rozciągnąć i na wiek XVII. Celowała w nich tzw. literatura sowizdrzalska, w znacznym stopniu anonimowa. „Ośmielasz się ograbiać świątynie możnego Boga, ważysz się ozdabiać złotem kochanki (…) polujesz, upijasz się, oddajesz miłostkom, troszczysz się o stajnię, a opłaty kościelne, dochód z mszy i skarbony trwonisz na ladacznice i na chełpliwie okazale strojnych żołdaków” – w takich oto słowach karcił Sebastian Klonowic biskupów niegodnych zajmowanego stanowiska. Nie tylko oni lubili się stroić, skoro w początkach XVII w. jeden z polemistów pisał o zwykłych księżach, że wszystko odjęli świeckim. „Już tam u nich pompa, zbytek, wolałbym na księdza spojrzeć, aniżeli na najstrojniejszego husarza, bym panną był”. W połowie tegoż stulecia Krzysztof Opaliński napisał: O jak daleko chybił apostolskich onych Obyczajów i życia; pije, hula, kart gra, Po gospodach w miasteczku, albo na wsiach w karczmie Pijatyka i tany, ba i co gorszego Nie nowina… WADY KSIĘŻY Pijaństwo i obżarstwo księży było tematem wielu utworów, powstałych zarówno w kręgu literatury szlacheckiej, jak i w środowiskach plebejskich, wypowiadających się poprzez utwory sowizdrzalskie. Odwołajmy się raz jeszcze do Opalińskiego, który pisał, że niejeden duchowny „woli mszą odprawić jak najraniej, aby do gorzałki pośpieszyć”. W krytyce zdobywano się na koncepty zdolne poprzez zręczną grę słów i dziś jeszcze rozśmieszyć czytelnika. Niepodejrzany w swej ortodoksji Wespazjan Kochowski tak pisał w dwuwierszu „O Kaznodziei”: Dobry jest kaznodzieja i porusza zgoła; Jak pocznie kazać, zaraz lud rusza z kościoła. Na uwagę zasługuje fakt, że w sarmackich zarzutach pod adresem kleru czołowe miejsce zajmują sprawy materialne, nieuctwo niektórych księży, ich zbyt wystawny tryb życia czy wreszcie pobieranie wygórowanych opłat za posługi religijne. W przeciwieństwie natomiast do analogicznej publicystyki uprawianej na zachodzie Europy (zwłaszcza w Niemczech) sprawy seksu były wymieniane w drugiej kolejności. Jednak i u nas przyczyny rozpowszechnienia się pederastii oraz innych zboczeń pisarze różnowierczy upatrywali w celibacie obowiązującym księży i w czystości, jaką muszą ślubować mnisi przebywający wyłącznie w męskim towarzystwie. Marcin Krowicki często pisywał o mnichach, którzy „nic nie robią, jedno próżnując, w klasztorach siedzą i darmo chleb jedzą”, że są to „sodomczykowie i gomorczykowie”. „W żadnym inszym stanie na świecie nie masz więcej cudzołożników, gamratów, nieczystych i sodomczyków, jako jest w tym waszym kapłańskim stanie”. Inny kalwinista Jan Zygrowiusz cytował opinię św. Bernarda: „Odejmi kościołowi uczciwe małżeństwo i łoże czyste, izaż go nie napełnisz wszetecznikami, porubnikami, nasieniapleńcami, niewieściuchami, psotliwymi sodomczykami i wszelkim na ostatek rodzajem niewstydliwych”. Również Stanisław Orzechowski twierdził, że celibat rodzi „nierząd, cudzołóstwo, kazirodztwo i inne ohydne sromoty”. Sto lat później arianin Stanisław Lubieniecki utrzymywał, że pederastia przyszła z Rzymu. Romanizare równa się – jego zdaniem – gomorrhizare et sodomizare, a księża deprawują powierzoną im na wychowanie młodzież, co miało wykazać dochodzenie wszczęte w Anglii na rozkaz Henryka VIII. Wszyscy zaangażowani dziś w uprawianie polityki dobrze wiedzą, że atak na przeciwnika najlepiej rozpocząć od zakwestionowania jego moralności. Tak też
Tagi:
Janusz Tazbir