A gdyby tak raz, od święta, odłożyć na półkę, do późniejszego rozpatrzenia, sprawy o wszelkich odcieniach szarości czy „dyskusyjności” i w jednym, wyjątkowym felietonie wypunktować tylko te czarno-białe, niebudzące żadnych logicznych, prawnych czy metodologicznych wątpliwości? „Koń jaki jest, każdy widzi”, pisał dziekan rohatyński ks. Benedykt Chmielowski w „Nowych Atenach” – „mądrym dla memoryału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki, melancholikom dla rozrywki” erygowanych. I tak rzeczywiście jest. Ba, na tym opiera się właściwie nasza cywilizacja. Można zakładać, że istnieją byty niewidzialne, niemożliwe do ogarnięcia rozumem, niepojęte, jeszcze niepoznane. Znajdujemy się wówczas w kręgu wiary. Aliści koń jaki jest, każdy widzi. Jeżeli więc, widząc konia, upieramy się, że jest on żabą, to albo mamy zwidy, albo dobrze by było (w przypadku zwidów również) oddać się w ręce specjalisty, który spróbuje nam wytłumaczyć, że husaria nie jeździła na grzbietorodach, a kijanka to nie źrebak. Może nam służyć zoolog, może hipolog, ale najbardziej przydałby się psychiatra. Tak przynajmniej dosyć powszechnie się uważa. Nie w Rzeczypospolitej jednak. Oto garść stwierdzeń, od Sasa do Lasa, w których rozum i zmysły opowiadają się jednoznacznie i definitywnie za koniem (skoro stoi przed nami z grzywą i kopytami i rży, a nie kumka), lecz raz jedni, raz drudzy usiłują mi wmówić, że to jednak żaba, a przynajmniej przynależność gatunkowa jest tu do dyskusji: • Pod Smoleńskiem miała miejsce tragiczna katastrofa, a nie żaden zamach. • Przy przeprowadzaniu „reformy sądownictwa” łamana była konstytucja. • Katarzyna Lubnauer wygryzła Ryszarda Petru nie z żadnych powodów polityczno-ideowych, tylko przez ambicje stołkowe. • Leszek Miller skompromitował siebie i SLD, wystawiając na prezydenta (sic!) pannę Ogórek. • Donald Tusk pozbył się z Platformy Obywatelskiej bez względu na kompetencje i zasługi tych, którzy mogliby zagrozić jego partyjnemu przywództwu. • Lech Kaczyński nie był ani królem, ani wieszczem, ani bohaterem narodowym, nie powinien więc zostać pochowany na Wawelu. • Premier Morawiecki ma dotkliwe kłopoty z prawdomównością, znajomością historii i literatury polskiej. • Jarosław Kaczyński kultywuje spiskową teorię dziejów i współczesności. • IPN jest instytucją propagandowo preparującą i fałszującą historię, a w żadnym razie nie placówką naukową. • Polska prasa prawicowa z „Gazetą Polską” na czele, Radio Maryja, przeważająca część kleru itd. tylko ze względów taktycznych ukrywają (zresztą nie zawsze) ich antysemityzm i antyeuropejskość. • NSZZ Solidarność jest przypochlebnym klientem PiS. • Ani jedna, ani druga reforma szkolnictwa nie miały praktycznego sensu. Oto tylko 12 koni polskich spośród ich wielkiego tabunu. Każdy to wie, każdy rozumie, koń jaki jest, każdy widzi. Kiedy jednak przyjdzie co do czego, natychmiast pojawia się żaba. Czarne przestaje być czarnym, białe – białym, szare – szarym. Jakiś przedziwny, przyprawiający o chęć womitowania, dekokt z końsko-żabich bebechów warzy się w narodowej kadzi. Obywatele próbują. Mówią: smaczne! Wracają potem do domów, żeby cichaczem rzygać. Nie bez kozery tak się dzieje. Nikt z nas nie jest samobójcą (kto był, z samej definicji już go nie ma). Doszliśmy tymczasem do takiego poziomu zakłamania, że każde stwierdzenie najoczywistszej oczywistości sprowadzi na nas gromy jak nie z tej, to z tamtej strony, a najczęściej ze wszystkich jednocześnie. Rzeczy oczywistych już dawno u nas nie ma. Jest niby udokumentowane, w tym przez słowacki odpowiednik naszego IPN, który też chętnie beatyfikowałby każdego antykomunistę, że watażka Józef Kuraś „Ogień”, okresowo ubek, mordował przypadkowych Słowaków i Żydów. Fakty te nigdy nie zostały wiarygodnie zakwestionowane. Nie przeszkadza to prezydentowi Rzeczypospolitej odsłaniać jego pomnika. A syn ma czelność domagać się w sądzie odszkodowania za samobójstwo ojca jako antykomunistycznego męczennika. Sąd pozew oddala, czyli ma co najmniej wątpliwości dotyczące ideowego nimbu bandyty. Pomnik jednak jak stał, tak stoi. Inny pomnik wprawdzie nie stoi, czy jednak wynika z tego, że zauważono wreszcie, jaki koń jest? Ależ gdzie tam! Przewodniczący Solidarności oświadczył właśnie, że kiedy dojdzie do władzy w Gdańsku (miejmy nadzieję, że nigdy), statuę przywróci, bo to przecież nie koń, ale żaba. Dla odróżniających ssaki od płazów trzy pozostają rozwiązania. Albo emigrować (jeśli się nie da inaczej, to przynajmniej wewnętrznie), albo samemu sobie kaftan psychuszkowy zawiązać, albo po staremu – powtarzać razem z tłumem i wieszczem,