Proszę podać datę

Proszę podać datę

Była kiedyś w radiu audycja „Z Kolbergiem po kraju”. O ile dobrze pamiętam, uprawiano w niej zbieractwo żywych resztek folkloru, zapisywano i demonstrowano słuchaczom wszystko, co zasługiwało na utrwalenie, a nie osunęło się jeszcze w milczącą otchłań. Jeżeli dzisiaj w Polsce już nikt nie wie, kim był Oskar Henryk Kolberg, to należy się przynajmniej jedno zdanie przypomnienia: chodzi o XIX-wiecznego etnografa, muzyka i kompozytora, autora monumentalnego (23 tomy!) dzieła „Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce”, przedmiot zazdrości innych Europejczyków. Z upływem lat tytuł audycji zszarzał i zaczął nową karierę, już w postaci szyderczego określenia na wszelkiego gatunku działalność objazdową różnych grup chałturniczych poszukujących na prowincji okazji do zarobku. Z czasem do tego konwoju na wieś dołączyli jeszcze agitatorzy polityczni. Pod hasłem „rozmów z Polakami”, czyli w istocie z jakimś podgatunkiem (?!), do tej pory ścigają się, kto pierwszy nawiedzi wszystkie gminy, bo jakoś tak się w Polsce ułożyło, że Polacy służący partyjnym bonzom do rozmów osiedlili się głównie w gminach. Mówiąc nawiasem, tę konkurencję od pięciu lat wygrywa prezydent, bo ma dużo czasu i dostęp do wszystkich limuzyn w państwie. Ze szlachetną ideą Kolbergowską nie ma to już nic wspólnego. Środowisko, które kiedyś poddawano badaniom, przekształcono w kolonię do taniej eksploatacji. Ci, co przyjeżdżają „rozmawiać z Polakami”, naradzają się najpierw ze swoimi namiestnikami, a potem rozpoczynają typowy „monolog partii z narodem”. Jeszcze nie widziałem w telewizji, aby ktoś od Prezesa aktualnie sprawującego w Polsce władzę ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą i kościelną, czyli np. prezydent albo premier, wysłuchiwał na jakimś spotkaniu (z Polakami lub tylko ze swoimi) kogokolwiek innego niż sam omnipotentny Prezes. Oni tu przyjeżdżają, aby dobić targu. Każdy kupiony głos ma pokrycie w obietnicy wyborczej. W „rozmowie z Polakami” najbardziej sprawdza się Mateusz Morawiecki, prawdziwy baron Münchhausen polskiej polityki zagranicznej, a jeszcze bardziej krajowej. Toteż sądzić należy, że jemu przypadnie w tym roku rola Beaty Szydło w kampanii na rzecz ustępującego prezydenta Andrzeja Dudy. Może będzie go reżyserować dyskretniej niż była pani premier i nie usłyszymy na widowni głośnych komend ze sceny, w rodzaju: no, weź, pocałuj ją teraz. Na pewno zaś nauczy go kilku myków, które premierowi się sprawdziły. Po pierwsze, zawsze graj ziomala. Że jesteś stąd, albo prawie stąd, byłeś tu na pielgrzymce, albo twój najlepszy kumpel z wojska był i wspominał, jak było ładnie. Po drugie, wymyśl sobie dowolny związek rodzinny lub uczuciowy z miejscową drużyną bądź miejscową tradycją kościelną i przypomnij zebranym, że w dzieciństwie też coś wyplatałeś, a mimo to doszedłeś do najwyższej godności w państwie. Przy tym nieskładne albo nawet niezborne mówienie nie ma tu żadnego znaczenia, byle we właściwej kolejności pojawiły się słowa obowiązkowe: Bóg, Prezes, rodzina, tradycja i wartości. Może premier powie prezydentowi, jak to na jakichś dożynkach niechcący mu się wymsknęło, że polska tradycja przekazywana przez rolników jest zaczynem przekazywanym następnym pokoleniom, i aż się wystraszył, że mówi o bimbrownictwie – ale nawet w tej wersji przemówienie spodobało się gospodarzom. We wskazówkach zapewne znajdzie się jedna przestroga. Tylko błagam cię – powie historyk z wykształcenia prawnikowi z wykształcenia – nie podawaj żadnych dat ani terminów, kiedy coś uchwalimy albo zbudujemy. Ten duet ma szansę do końca oduczyć ludzi wymagania od polityków elementarnej odpowiedzialności za słowo i obietnice. Dlatego przynajmniej jednemu z nich trzeba wreszcie powiedzieć: stop. Prezydent niech mówi, co chce. Do tej pory już siedem razy złamał konstytucję, to tak jakby zgubił złoty róg. Ale premierowi, kiedy zacznie wysypywać z rękawa nowe obietnice, trzeba powiedzieć: basta! I poprosić o daty. Historyk ze wstrętem do podawania dat i szanowania przyrzeczonych terminów to jest polskie dziwo. Morawiecki woli obchodzić rocznice położenia stępki pod budowę promu, niż ustalić datę jej rozpoczęcia lub ukończenia. Czy z tych ust Polska kiedykolwiek się dowie, kiedy wejdziemy do strefy euro? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2020, 2020

Kategorie: SZOŁKEJS