W wyniku weryfikacji (1981-1982) pracę w Łodzi straciło ośmiu dziennikarzy, natomiast dziesięć lat później, w ramach „szlachetnej lustracji” już w wolnej Polsce, wyrzucono z redakcji w całym kraju setki żurnalistów, w tym kilkudziesięciu w Łodzi. Stało się tak tylko dlatego, że prezentowali odmienny polityczny kolor. Za tymi drugimi nikt się nie ujmował… Fakty te przypomina znany łódzki dziennikarz Marek Filanowicz w książce „Spowiedź reżimowego żurnalisty”, która właśnie trafiła na półki księgarskie. Autor nie tylko odmalowuje barwne losy żurnalistów i prasy, ale ukazuje także skomplikowane meandry polityki i kulisy stanu wojennego w środowisku dziennikarskim. Warto się na moment zatrzymać właśnie przy tym ostatnim problemie, jako że narosło wokół niego sporo mitów i kombatanckiej chwalby, wspieranej z zapałem godnym lepszej sprawy przez dyspozycyjnych urzędników z IPN. Kilka godzin po ogłoszeniu stanu wojennego w redakcji łódzkiego „Głosu Robotniczego” – przypomina autor książki – zaczęli się pojawiać dziennikarze. „Panowała atmosfera powagi, odpowiedzialności, konsternacji, ale i jakiejś ulgi, że oto nastąpiło przesilenie. Nawet skrajni partyjni radykałowie nie okazywali triumfalizmu. Skupiliśmy się wokół Lucka Włodkowskiego (redaktor naczelny „Głosu Robotniczego – przyp. red.), siadając przy bocznym stole, gdzie zwykle pracował. Nie było nikogo z zewnątrz, żadnych obcych ludzi. Dziwiła mnie nawet nieobecność, zawsze obecnych w przeróżnych okolicznościach przedstawicieli Białego Domu. (…) Dopiero w poniedziałek sytuacja nieco się wyklarowała. Oczywiste stało się, że na pierwszą linię frontu, do dziennika partyjnego nie mogą wrócić ci, którzy pomylili pociągi. Nawet w demokracji w pluralistycznej prasie redakcje dobierają sobie ludzi, z którymi będą realizować linię gazety. Trudno sobie wyobrazić, aby np. Adam Michnik został publicystą Naszego Dziennika, czy też red. Michalkiewicza zatrudniono by w Gazecie Wyborczej, a red. Urbana w Gazecie Polskiej”. Na mocy instrukcji z 23 grudnia firmowanej przez członka Biura Politycznego KC Stefana Olszowskiego ruszyła weryfikacja całego pionu propagandy w kraju. W Łodzi powstały w tym celu trzy zespoły. Dziennikarzy prasy, radia i telewizji pytano m.in. o stosunek do stanu wojennego, kierowniczej roli partii, działalności SDP lat 1980-1981 pod kierunkiem Stefana Bratkowskiego, działalności „Solidarności” itp. W Łodzi dominował duch dyskusji, a nie odwetu. Ogólnie weryfikacji poddano 45 osób. Pracę straciło osiem. Autor „Spowiedzi” publikuje w książce unikalny dokument – pełną listę dziennikarzy, z którymi prowadzono wspomniane rozmowy. Jak przystało na rasowego żurnalistę, Filanowicz opisuje również późniejszy tragiczny finał koncernu RSW „Prasa-Książka-Ruch”. Ów wielki przekręt – pokłosie działalności komisji do spraw likwidacji RSW, to rozszarpanie majątku wartego miliardy złotych, na którym uwłaszczyli się m.in. przeróżni kombinatorzy. „Miał trafić do skarbu państwa – w efekcie narodową kasę zasiliło tylko… 100 mln zł, tym sposobem wszyscy Polacy zostali wystawieni rufą do wiatru”. „Spowiedź reżimowego żurnalisty” to także młodzieńcze losy Filanowicza i jego litewskiej rodziny, której nie oszczędziły ani bolszewickie prześladowania, ani ostatnia wojna, to również dziennikarskie wojaże po niemal wszystkich kontynentach i towarzyszenie wielkim wydarzeniom. Autor książki przypomina m.in. pierwszą polską transplantację serca, erupcję ropy w „szejkanacie” Karlino czy rozmowę z greckim Wałęsą, nieżyjącym już Josifem Potirakisem. „Spowiedź” warto przeczytać zarówno z powodu wartkiej narracji, sporego ładunku emocjonalnego, jak i faktów, które z trudem przebijają się do obiektywnych opracowań historycznych. Marek Filanowicz, Spowiedź reżimowego żurnalisty, Łódź 2008 Dokładnie 30 lat temu prof. Stefan Nowak opublikował na łamach „Studiów Socjologicznych” artykuł, należący już do klasyki polskiej socjologii, na temat systemu wartości społeczeństwa polskiego. Dowodził w nim, że w Polsce istnieją jedynie dwa wymiary organizujące życie społeczne: poziom abstrakcyjnej wspólnoty narodowej oraz sfera prywatności zogniskowana wokół rodziny. Pomiędzy tymi biegunami nie ma nic – ani spontanicznych zachowań społecznych, ani inicjatyw obywatelskich, ani licznych stowarzyszeń, ani silnych ruchów społecznych. Kompletna pustka, nazywana przez prof. Nowaka „próżnią socjologiczną”. Minęło 30 lat, mapa polityczna Europy zmieniła się, w Polsce „realny socjalizm” został zastąpiony przez „realny kapitalizm”, ale silnej sfery obywatelskiej jak nie było, tak nie ma. Opis