Zarówno Gomułkę, jak i Wyszyńskiego historia uznała za patriotów, tyle że ich drogi życiowe były diametralnie odmienne Wyniesienie na ołtarze Kościoła katolickiego kard. Stefana Wyszyńskiego to dobra okazja do zastanowienia się nad jego polityczną rolą w powojennej Polsce. W 1948 r. prymas kard. August Hlond w odręcznym liście adresowanym na łożu boleści do papieża Piusa XII zasugerował, aby jego następcą w archidiecezjach warszawskiej i gnieźnieńskiej, będących tytularnymi siedzibami prymasów Polski, został Stefan Wyszyński – 47-letni biskup lubelski. Ta sugestia była wyrazem uznania dla dotychczasowych osiągnięć kapłana urodzonego w 1901 r. w Zuzeli nad Bugiem. Wyższe Seminarium Duchowne Wyszyński ukończył we Włocławku w 1924 r., studia na KUL w 1929 r., a doktorat uzyskał w roku 1930 na tymże uniwersytecie. W latach wojny był kapelanem Armii Krajowej. Sakrę biskupią otrzymał z rąk kard. Hlonda w roku 1946 i objął diecezję w Lublinie. Gdy dwa lata później na konsystorzu w Rzymie 12 listopada 1948 r. Pius XII mianował go arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim, wiedział doskonale, że Kościół w Polsce czekają trudne czasy. Do wspomnień już należały flirty władzy z hierarchami, polegające m.in. na uczestnictwie prezydenta Bieruta w mszach celebrowanych przez kard. Hlonda. Po sfałszowanych przez władze wyborach parlamentarnych 19 stycznia 1947 r. PPR wraz z PPS poczuły się pewniej w siodle władzy. Ustalenia podjęte na Krymie w sprawach ustrojowych powojennej Polski okazały się martwe. W epokę powojenną polski Kościół wkraczał z ciężkim garbem zafundowanym mu przez Piusa XII. Papież ten, znany germanofil, po kampanii wrześniowej, a przed Bożym Narodzeniem 1939 r., uznał bowiem zdobycze niemieckie w Polsce i do nich dopasował kształt administracji kościelnej. Po wojnie natomiast, zasłaniając się brakiem traktatu pokojowego, odmówił dopasowania granic diecezji kościelnych do granicy na Odrze i Nysie. W rezultacie polscy biskupi na tzw. Ziemiach Odzyskanych uzyskali status nie zwykłych ordynariuszy, lecz ordynariuszy apostolskich, czyli nie do końca pełnoprawnych. Tym samym Polska została pozbawiona uznania Watykanu dla powojennych zmian terytorialnych. Kościół, chcąc nie chcąc, znalazł się w sytuacji dwuznacznej. Mocno to komplikowało jego relacje nie tylko z rządzącymi, ale także z wiernymi. Było to trudne do zrozumienia dla narodu tak tragicznie doświadczonego w czasie okupacji niemieckiej. Tym samym dla nowego prymasa problem uznania granic stał się jedną z głównych spraw do załatwienia. Poza tym na porządku dziennym znalazły się spory z państwem dotyczące majątków kościelnych, domaganie się przez władze potępienia tzw. band leśnych, dzisiaj nazywanych żołnierzami wyklętymi, swoboda praktyk religijnych i nauczania religii, a także procedury dotyczące nominacji kościelnych, na które państwo chciało mieć zasadniczy wpływ. Kościół Wyszyńskiego czekała więc prawdziwa wojna o miejsce w państwie oraz zakres samodzielności i wolności. I tak zaczęła się walka prymasa o rząd dusz w Polsce. Ówczesne władze uznały, że bez złamania i podporządkowania Kościoła nie uda się zbudować na trwałe nowego ładu politycznego. Doświadczenia Związku Radzieckiego, na które była zapatrzona ekipa rządząca, nie były obiecujące. Nie tolerowano tam niezależnych instytucji religijnych. Większość cerkwi zamknięto lub przerobiono na magazyny, a w części utworzono tzw. muzea ateizmu. Wierni byli zmuszani, często siłą, do absencji na nabożeństwach. Opornych duchownych zsyłano do gułagów. Polska na tle ZSRR była małym krajem z mocno religijną ludnością. Nasz katolicyzm był ludowy i silnie zakorzeniony. Dlatego rząd chwilowo bał się stosować wobec Kościoła nazbyt represyjne metody. Czas na nie miał przyjść po załatwieniu problemów, które władza miała sama z sobą. Na jesień 1948 r. przypadała ostateczna rozprawa Bieruta z tzw. odchyleniem gomułkowskim. Za zgodą Stalina uznano, że proces zwalczania religii jako opium dla ludu będzie nad Wisłą rozciągnięty w czasie. Prymas Wyszyński, mimo że konkordat z Watykanem był zerwany, uznał, że musi uzyskać jakiś modus vivendi z władzami. Tym bardziej że komuniści od 1946 r. hołubili instytucję tzw. księży patriotów. Byli to początkowo księża kombatanci wojenni zrzeszeni od 1949 r. w specjalnej Komisji Księży ZBOWiD. Krytykowali oni prymasa za awanturnictwo, a ich dewizą była „niezłomna wierność Polsce Ludowej”. W latach 50. do ich struktur należało 10% duchowieństwa. Była to więc dywersja zagrażająca niezależności Kościoła. Pozycję zarówno Kościoła, jak
Tagi:
August Hlond, bandy leśne, Caritas, Czesław Kaczmarek, Edward Gierek, historia Polski, historia PRL, katolicyzm, Kościół katolicki, kościół w polsce, Paweł VI, PAX, Pius XII, Polski październik 1956, PPR, PPS, PZPR, relacje polsko-watykańskie, Stefan Wyszyński, Władysław Gomułka, ZBOWiD, ziemie odzyskane, Żołnierze Wyklęci