Przedpiekle

Przedpiekle

Prędko, błyskawicznie: od groźby regionalnego konfliktu przez regularną wojnę w sercu Europy aż po pogróżki nuklearne na porządku dziennym – rozum za tym nie nadąża, panika takoż. Ludzkość jest jeszcze na etapie bania się o swoje oszczędności, ceny paliw i kursy walut, jeszcze do niej nie dotarło, że w ciągu kilku godzin może przestać istnieć za sprawą efektu domina, wywołanego wciśnięciem guzika atomowego przez sfrustrowanego szaleńca. I całe szczęście – ten lęk jest ponad ludzkie siły, kiedy w całej swojej realnej groźbie dotrze do ludzi prostych, nieuzbrojonych w zastępy terapeutów przepisujących benzodiazepiny na życzenie, zostanie im tylko milczący Bóg, a to może się okazać za mało. Jedną z najtragiczniejszych postaci wymyślonych przez Ingmara Bergmana jest rybak Persson z „Gości Wieczerzy Pańskiej”, opętany strachem przed zagładą wskutek użycia arsenału jądrowego. Tę postać wstrząsająco wykreował Max von Sydow – rozum szwedzkiego chłopa nie znalazł pocieszenia u księdza z kryzysem wiary, więc człowiek odebrał sobie życie. Wspominam tę postać, bo spośród wszystkich Bergmanowskich przegranych, toksycznych małżonków, przemocowych rodziców, całego katalogu postaci, których turbulencje psychologiczne zdawały mi się bliskie i zrozumiałe, Persson był tyleż poruszający, co odległy: lęk przed III wojną światową był dla mojego pokolenia egzotyczny, przebrzmiały i zamierzchły jak amerykańskie kino klasy B z lat 50., kiedy zmutowane mrówki giganty szalały na ekranach ku zimnowojennej przestrodze. I nagle wrócił, ale zastał mnie w czasie strat, nie zysków, w dodatku jako 50-latek z paroma rozwodami w dorobku przeżyłem już kilka razy koniec świata – cóż z tego, że dla innych trwał nieprzerwanie – jestem więc w swoisty sposób uodporniony. Lęk przed totalną zagładą może nieść paradoksalne ukojenie – dla wierzących oznaczałoby to przecież, że dożyli Sądu Ostatecznego, agnostycy wreszcie doczekaliby empirycznego rozstrzygnięcia swoich dylematów, dla mizantropów wizja końca ludzkości i tak jest na co dzień najrozkoszniejszym fantazmatem, dla Polaka wedle modelu przyjętego w „Dniu świra” perspektywa nagłej śmierci nie jest straszna, o ile tylko wszystkich sąsiadów szlag trafi w tym samym momencie. Nagła narodowa eksplozja empatii wobec uchodźców jest oczywiście jednoznacznym dobrem, ale trudno nie zauważyć skrajnego przechyłu na szali emocji – z bezwzględnych skurwieli, przyklaskujących śmierci z wychłodzenia w lasach granicznych, Polacy stali się nagle czułymi gospodarzami zapraszającymi do siebie uciekinierów ze Wschodu. Jest to podszyte tyleż wyrzutem sumienia, co najzwyklejszym, swojskim, biało-czerwonym rasizmem i fanatyzmem religijnym: przyjmę pod swój dach każdego, byle był chrzczony, pogaństwo niech zdycha. Najbardziej krewcy propagatorzy takiej selekcji już zaczęli grasować na Podkarpaciu, napadając na podejrzanie smagłych przybyszów. Biorąc pod uwagę rychłą apokalipsę, a nawet spodziewając się jej, spoglądam na te wybryki z obrzydzeniem, ale i politowaniem, przecież „wnet i tak zginiemy w zupie” z ciężkiej wody. Jeśli się czegoś boję naprawdę, to nie końca, lecz przetrwania świata kosztem Ukrainy – w nieznośnej równowadze strachu, w smrodzie gnijących sumień, bo przecież lęk przed upadkiem dyktatora, który może nas wszystkich ze sobą pociągnąć do piekła (czemuż miałby się litować w ostatnich chwilach, mając przy sobie walizkę atomową?), ostatecznie okaże się silniejszy od współczucia wobec ginącego kraju. Europa nie zechce umierać za Kijów – Putin o tym wie, dlatego napierał będzie do końca pomimo wszelkich pogróżek, sankcji, po tysiącach, a choćby i milionach trupów. Nadeszła nowa barbaria, nie ma żadnych zasad poza czystą przemocą i karnawałem bezprawia, więc zasadniczo nie da się jej przeciwstawić paragrafami, można tylko wdać się we wspólny taniec śmierci i stoczyć w otchłań albo poddać. Nie wiem, ile można żyć bez nadziei, wiem, że mały sens ma beznadziejne życie. Trochę jakbyśmy nie mieli wyjścia. w.kuczok@tygodnikprzeglad.pl Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2022, 2022

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok