Najlepiej przed świętami. Tuż po Czarnym Piątku, ale zanim zacznie się choinkowy chaos. Niektórzy robią to na wiosnę, ja raczej zimą: przegląd. Wymazy, mapy znamion, przestrzenie międzyzębowe, kamienie. W laboratorium pełna dyskrecja. Pani pyta o PESEL. – 79… – podaję, a ona aż podskakuje: – Ciszej! RODO! – mówi. Proszę tylko POKAZAĆ PESEL. Wyciągam więc dowód z portfela, a ona jeszcze głośniej: – Skąd wymaz? – Z… (tu szepczę dyskretnie). – Z czego?! – pani nie daje za wygraną. – Z pochwy – mówię półgłosem. – Z POCHWY? – upewnia się, a głos ma, przysięgam, sceniczny. To małe, osiedlowe laboratorium, więc mówię „dzień dobry” sąsiadom, jakbym codziennie rano nie robiła niczego innego: poniedziałek wymazik, wtorek wymazik, środa wymazik, potem po bułki i do pracy. Przez chwilę czuję się jak znajomy profesor, który kupował jesienią krem mocujący do protez, nie chciałam, żeby wiedział, że patrzę. U pana doktora też było ciekawie: – Rączki do góry, teraz nóżki. – Co pan z tymi nóżkami! – powiedziałam żartem, ale doktor się zasępił, może nawet obruszył. – Kończyny górne w górę – powiedział sucho, trochę obrażony. Ciekawe, z czego to wynika. Nie robimy się przecież malutcy w przychodniach, gabinetach, szpitalach. Owszem, niektórzy z nas dziecinnieją, ale – powiedzmy – to etap późniejszy. Jaką funkcję spełnia więc zdrobnienie? Czy mamy właśnie wejść w delikatny regres, pamiętać o posłuszeństwie i, wreszcie, „zachowywać się”? Jest na to wiersz. Napisał go Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki. Poeta dobrze zaznajomiony ze szpitalnym żargonem pełnym zdrobnień, cycuszków, kupek, rączek itd. III. List nie dam ci siebie w żadnej postaci ani jako Ilnicki ani jako Dycki nie wiem zresztą który z nas jest bardziej prawdomówny a który tylko pisze wiersze i to na ketrelu na setce ketrelu pisze mi się w natchnieniu (nie myślę wówczas o zamuleniu któremu podlegam) na czterech setkach ketrelu jestem poeta wielki siusiam do butelki (31 V 2015) No więc jak to: wielki poeta i do butelki „siusia”? Już samo sikanie – publiczne, bo w wierszu, byłoby kontrowersyjne. Dlaczego poeta dociska, „siusiając”? Pytanie to zadano na poważnym seminarium w ramach Festiwalu Czesława Miłosza w Krakowie: czy gdyby podmienić siusianie na sikanie – byłaby to strata dla wiersza? I od razu odpowiedź: tak. Tak. Teraz mamy opowieść o medycznej infantylizacji języka, ale też ironiczny portret „poety”, który po raz kolejny zrzuca swój romantyczny płaszczyk, wystawiając spod niego nie tylko brzuch, ale i siusiaka. Byłby to więc może nawet wiersz pisany przeciwko wzniosłości. Nie tylko wzniosłości poezji, ale i choroby. Już wcześniej zresztą, w pierwszych dwóch zwrotkach, Dycki zapowiada ten temat, bawiąc się w wierszu ketrelem, który nie jest niczym specjalnie radosnym i kojarzy się raczej z cierpieniem. I jeszcze jedna ważna przewrotność w zdaniu „Nie wiem zresztą / który z nas jest bardziej / prawdomówny a który tylko pisze / wiersze”. To „tylko” jest tu znów siusianiem na płaszczyk wieszcza, na atrybuty wielkości, roszczenia do mówienia „prawdy”, do funkcji czy roli poety jako kogoś wyróżnionego, obdarzonego cudownym dostępem. A zatem pisanie wierszy jako czynność powszednia, raczej ze sfery profanum niż sacrum. Słowa „poeta” nie da się zdrobnić – ale Dycki zdrobnił je na swój sposób: siusiając do butelki. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint