Jezioro Aralskie wysycha. Z jego odsłoniętego dna co roku wywiewanych jest 70 mln ton śmiercionośnych soli Śmierć przychodzi tu powoli i w milczeniu. Człowiek w dobrej rzekomo intencji, goniąc za doraźnymi efektami „uszlachetnienia” Ziemi, niefrasobliwie doprowadził region Jeziora Aralskiego, zwanego czasem morzem, do katastrofy ekologicznej porównywalnej z tragedią Czarnobyla. Z powodu gigantomanii władz sowieckich, ich bezmyślnego pomysłu przekształcenia przyrody, cierpi dziś 30 mln mieszkańców Azji Centralnej. Wszystko zaczęło się na początku lat 60., kiedy w pogoni za osiągnięciem coraz większych zbiorów bawełny zaczęto stosować bez umiaru nawozy sztuczne i herbicydy. W tym samym czasie Moskwa podjęła decyzję o nawodnieniu pustyni Kara-Kum i przeobrażeniu jej w pola uprawne. Minister zasobów wodnych zadecydował o intensywnym wykorzystaniu wód zlewiska Aralu, zapowiadając, że w 1990 r. irygowane tereny osiągną powierzchnię 10 mln ha, a 10 lat później – 23 mln. Ogromnym wysiłkiem zbudowano kanał o długości 1,3 tys. km, do którego skierowano wodę z rzek Syr-daria i Amu-daria, stanowiących główne źródło zasilające Aral. Od owej chwili rozpoczęło się systematyczne wysuszanie tego bezodpływowego słonego zbiornika. Powierzchnia 66 tys. km kw. skurczyła się o połowę, poziom wody obniżył się o kilkanaście metrów, a zasolenie wzrosło dwukrotnie. Bawełna pachnąca chemią Niedawno postanowiłem przyjrzeć się z bliska temu problemowi. Port Mujnak, jeszcze ćwierć wieku temu będący uzbeckim ośrodkiem przemysłu rybackiego, sprawia dziś wrażenie miasta widma. Straszą widokiem zasypane piaskiem nabrzeża, rdzewiejące portowe żurawie i ogromne bezużyteczne silosy. Jezioro oddaliło się o ponad 120 km, rybny kombinat, który zapewniał pracę 60 tys. osób, świeci pustką, a w jego sklepie firmowym sprzedają dziś książki. Płaskie pustkowie ciągnące się na północ aż po horyzont to grzęzawiska i solniska, po których można przejechać jedynie autem terenowym. Kaljeg Abzamy rybaczył całe życie na aralskich wodach. – Pływałem na tym kutrze – wskazuje na jeden ze statków rybackich na cmentarzysku floty Mujnaka. – Było nas 12 członków załogi. Do roku 1970 łowiliśmy do 2 ton ryb dziennie. Potem połowy zmniejszały się systematycznie. Poziom wody wciąż opadał. Któregoś dnia nasz kuter osiadł na płyciźnie i przez dwa lata kopaliśmy wokół niego ziemię, aby zapewnić mu pływalność. Kiedy i ta woda wyparowała, musieliśmy się poddać. Na rufie zardzewiałego wraku jego statku, częściowo zasypanego piaskiem, można jeszcze odczytać wymalowany białą farbą napis: „Praszczaj Aral!”, żegnaj Aral. Także podróż na południe z Mujnaka przygnębia w nie mniejszym stopniu. Jedziemy pośród morza bawełny, „białego złota” Azji Centralnej. Wokół jak okiem sięgnąć pola starannie nawadniane i obficie zasilane nawozami, obsypane herbicydami i pestycydami. Nic więc dziwnego, że nie widać tu żadnych chwastów ani też śladów życia, choćby konika polnego, jaszczurki czy ptaka. Duszne powietrze przesiąknięte jest zapachem chemikaliów. Ilość rozpylanych z samolotów środków chemicznych dochodzi do 50 kg na hektar. To 25 razy więcej, niż zużywa się ich w innych krajach. W rezultacie chemikalia zmywane przez deszcze gromadzą się w wodach gruntowych i spływają z całego regionu do niżej położonego Jeziora Aralskiego. Jego wysuszanie sprawiło, że w ciągu 30 lat stężenie soli w wodzie zwiększyło się dwuipółkrotnie. Wiele gatunków ryb nie przeżyło. Z odsłoniętego dna częste w tym regionie silne wiatry i burze piaskowe unoszą biały pył, praktycznie czystą truciznę, i przenoszą go na dużych wysokościach na setki, a nieraz na tysiące kilometrów. Z informacji uzyskanych przez NASA wynika, że z dna Jeziora Aralskiego co roku wywiewanych jest 70 mln ton śmiercionośnych soli. Znany akademik rosyjski Jabłokow nazwał tę biologiczną apokalipsę „zbrodnią przeciwko ludzkości”. – Zmienia się klimat. Sto razy wzrosły zachorowania pośród mieszkańców regionu aralskiego – oskarża profesor. – Alarmująca jest zapadalność na raka i choroby układu oddechowego, 99% kobiet ciężarnych cierpi na anemię, ich mleko jest toksyczne, śmiertelność niemowląt jest dwudziestokrotnie większa niż w Japonii, podwoiły się zachorowania na gruźlicę i na niewydolność wątroby. Bakterie
Tagi:
Jacek Pałkiewicz