Przemoc i nędza w Kraju Przylądka

Przemoc i nędza w Kraju Przylądka

Przed piłkarskimi mistrzostwami świata w RPA nie ma atmosfery sportowego święta Mistrzostwa świata w piłce nożnej rozpoczynają się już 11 czerwca, jednak w Republice Południowej Afryki panują posępne nastroje. Opętany seksem prezydent Jacob Zuma utracił autorytet, na ulicach szaleje przemoc. Ofiarą zabójstw pada prawie 50 osób dziennie. Biali i czarni obywatele odnoszą się do siebie wrogo, rasiści grożą terrorem, większość narodu żyje w potwornej nędzy, a kontrasty społeczne są wręcz przerażające. Komentatorzy radzą, aby nie demonizować sytuacji. Postawione w stan najwyższej gotowości, sprawne i liczne wojsko i policja z całą pewnością zapewnią bezpieczeństwo piłkarzom, działaczom i kibicom. Tych ostatnich przybędzie co najmniej 370 tys. Ten, kto nie zapuści się w niebezpieczne okolice, nie musi się niczego lękać – zapewniają znawcy sytuacji w RPA. Ale piłkarski festiwal szybko się skończy, a palące problemy pozostaną. Kraj Przylądka przygotował się do World Cup niezwykle starannie. Wydano 5 mld dol. na budowę lub modernizację stadionów, dróg, terminali lotniczych, hoteli, dworców, sieci transportu autobusowego i kolejowego. 1,1 mld dol. dołożyła FIFA. Ale Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej nie budzi w RPA sympatii. Wielu obywateli żali się, że na mistrzostwach zarobi przede wszystkim FIFA. Niezadowolenie budzą też surowe reguły bezpieczeństwa, które narzuciła federacja i jej przewodniczący Sepp Blatter. Dziennikarz z Kapsztadu Jabulani Sikhakhane mało przyjaźnie skomentował odznaczenie Blattera najwyższym orderem republiki: „Nie tylko zrezygnowaliśmy z naszych największych osiągnięć, czyli gwarantowanych przez konstytucję praw, ale także rzuciliśmy się do stóp lordom z FIFA, którzy nas skolonizowali, chociażby tylko przejściowo. Powinniśmy odczuwać wstyd, a nie dumę”. Według brytyjskiego tygodnika „The Economist”, mistrzostwa wygenerują 0,5% wzrostu gospodarczego kraju, którego wartość dla 2010 r. oceniana jest na imponujące 3%. Ekonomia RPA zostanie wzbogacona o 12,4 mld dol. Niewielu jednak wierzy, że poprawi to w odczuwalnym stopniu sytuację rzesz najuboższych. Dwie dekady po uwolnieniu Nelsona Mandeli z więzienia, 16 lat po pierwszych demokratycznych wyborach, w których zwyciężył Afrykański Kongres Narodowy, ich położenie jest dramatyczne. Gospodarka rozwija się prężnie, lecz z bogactwa korzystają tylko nieliczni. W żadnym innym społeczeństwie na świecie nie istnieje aż tak rażący podział między mniejszością bogatych, niekiedy pławiących się w luksusie, a masami nędzarzy, przy czym z nielicznymi wyjątkami podział ten przebiega wzdłuż linii rasowych. Nie trzeba mówić, że to biali znajdują się po słonecznej stronie życia. Marzenia Nelsona Mandeli i bp. Desmonda Tutu o stworzeniu „tęczowego narodu”, w którym ludzie o różnych kolorach skóry żyją ze sobą w harmonii, okazały się iluzją. Nawet minister budownictwa Tokyo Sexwale, zresztą jeden z najzamożniejszych ludzi w kraju, przyznaje: „Mamy każdego dnia Haiti. Wprawdzie nie było tu trzęsienia ziemi, ale konsekwencje są takie same. To prawdziwa katastrofa”. W 1993 r., ostatnim roku rządów reżimu białej mniejszości, apartheidu, mieszkańców RPA wegetujących w skrajnej nędzy było 22 mln. Obecnie jest ich 26 mln. Miesięczny dochód tych wykluczonych jest mniejszy niż 515 randów (50 euro). Prawie 30% czarnych i tylko niespełna 5% białych nie ma pracy. Zaledwie niespełna jedna trzecia obywateli uważa, że pod względem zatrudnienia, osobistego bezpieczeństwa oraz kontrastów między bogactwem a nędzą cokolwiek zmieniło się na lepsze po upadku apartheidu. W zatrważającym tempie rosną dzielnice slumsów, w których ludzie gnieżdżą się w chatach z blachy i desek, najczęściej bez infrastruktury, prądu, bieżącej wody i możliwości wywozu śmieci. W 1994 r. takich „nieformalnych osiedli”, jak oficjalnie się je nazywa, było 300. Obecnie – aż 2,6 tys. Gerry Adlard z organizacji African Centre for Cities przewiduje, że jeśli ten trend się utrzyma, w 2030 r. 85% miejskiej populacji RPA będzie mieszkać w slumsach. Naczelny rabin kraju Warren Goldstein uznał za niemoralne, że „miliony Południowych Afrykańczyków wciąż muszą walczyć o dostęp do opieki medycznej, oświaty, bezpieczeństwa i wielu innych elementarnych warunków godnego życia”. Mieszkańcy slumsów nie przyjmują swego żałosnego losu ze spokojem. Urządzają gwałtowne demonstracje, podczas których palą opony i obrzucają kamieniami policjantów. Złożone przed mistrzostwami świata obietnice rządu, że dodatkowe środki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 21/2010

Kategorie: Świat