Z nieustająco niepowstrzymanym zdumieniem przyglądam się własnemu zdumieniu w reakcji na wystąpienia, działania, przemowy, glątwy, deklaracje i komentarze obecnej ekipy rządzącej. Od dobrych kilku lat nie ulega wątpliwości, że zmiana jest rewolucyjna. Co było mniej więcej zrozumiałe, np. że rząd sformowany wedle najwyższych kompetencji działa w interesie całego społeczeństwa, zarówno w horyzoncie własnej kadencji, jak i z myślą o przyszłości – to odeszło w niebyt. Oczekiwanie, że ludzie zasiadający w fotelu ministerialnym czy premierowskim wnoszą swoją osobą pełną powagę, wyjątkowe umiejętności, zaawansowane kompetencje na miarę XXI w., wiedzę, zdolność uczenia się, słuchania, rozwiązywania problemów, rozmawiania z opozycją – jest już nie tyle mrzonką, ile ponurym żartem, szyderstwem z naszych wyobrażeń. Nawet nie wspominam o takich podstawowych formach ludzkiej komunikacji jak prawdomówność, spójność, konsekwencja, wiarygodność. Jeśli premier rządu od lat nosi ksywkę Pinokio, a z każdym miesiącem, tygodniem, dniem premierowania pinokieje coraz bardziej i intensywniej – dawno już powinien być w innym miejscu, niezwiązanym nie tylko z urzędem szefa Rady Ministrów, ale i z pełnieniem jakichkolwiek funkcji publicznych. Taka jednak reakcja zakłada kontakt z rzeczywistością, gotowość do uznania krytyki, zrozumienie całego języka niepisanych, ale wiążących reguł politycznego współistnienia. A tu mamy atrofię, zanik całkowity, bezwstyd, hucpę i bezprzykładną bezczelność. Ta władza się nie myli, nie cofa, nie przeprasza, nie rozwiązuje problemów, nie dba o dobre prawo ani nawet o respektowanie istniejącego, łże w żywe oczy, dba o prywatne, intratne interesy – tu widać wielką energię i zaangażowanie – od premiera Morawieckiego przepisującego wielomilionowy majątek na żonę, poprzez ukrywanie majątku przez tzw. szefową tzw. trybunału Przyłębskiej, która dopiero po demaskatorskich tekstach dziennikarzy przyznała, że kupiła na kredyt w banku, będącym pod pełną kontrolą ekipy rządzącej, dom z basenem. Prezes Narodowego Banku Polskiego nie wyjaśnia, jak wszedł w posiadanie wielkiego domu przejętego od człowieka, na którym ciążą uzasadnione podejrzenia bycia kimś w rodzaju „rosyjskiego łącznika”. Od lat pozostaje niewyjaśniona kwestia drobnej (nie licząc milionowych kosztów uszkodzonej limuzyny) kolizji rządowej kolumny BOR, którą podróżowała do domu ówczesna premier Szydło. W tej sprawie, gdzie co rusz ujawniane są nowe demaskatorskie wątki, składano fałszywe zeznania, oskarżano ofiarę, niszczono dowody. W tym autodestrukcyjnym wyścigu niekompetencji i pazerności nie widać nie tylko końca, ale choćby i przerwy. Każdą kolejną aferę, przekręt, prywatę (respiratory? maseczki?) przykrywają nowe. I nic. Mantrą jest zdanie: „Owszem, kradną, ale się dzielą”. Dzielą? Państwo to jakiś łup, a rząd to zmieniająca się ekipa zbójców? Biorą, bo przyszedł ich czas? Rozdrapują spółki skarbu państwa, prywatyzując zyski i spychając na pracowników koszty i zagrożenia. Jak w niekompetentnie zarządzanych kopalniach, gdzie w konsekwencji giną ludzie. I co? I nic, górnicy zawsze ginęli. Ukradziono w biały dzień media publiczne – i radio, i telewizję. I co? I nic. Bo niby co? Nie mówię już nawet o sojuszach politycznych, najdurniej wymyślonych od stulecia, i ponoszonych na tej niwie porażkach. Trump, Le Pen, Słowenia, Węgry. Tak, Polska jest peryferyjnym krajem, ale nie musi grać roli naburmuszonego przedszkolaka na marginesie kluczowych debat. Zresztą słowo kluczowe jest nieporozumieniem, bo to, co dla ekipy rządzącej jest kluczowe, dla niemal żadnej innej rządowej ekipy w Europie nie jest nawet tematem rozmowy. I na koniec wojna w Ukrainie. Ludek polityczny gromadzi się jak kurczaczki pod flagą kwoką. Chce się zbroić na potęgę (Polska wygrywa w europejskim wyścigu deklaracji militarystycznych i kwot na zakup amerykańskiego złomu wojennego), robić tłuste interesiki na odbudowie Ukrainy (vide ujawniony mejl ministra Sasina do władz spółek państwowych). A na miejscu co? Może niech ten rząd pomoże tym, którymi „rządzi”. Fraza z lat 80., która padła z ust ówczesnego rzecznika rządu, Jerzego Urbana: „Rząd się sam wyżywi”, jest jakimś lekkim żarcikiem. Dzisiaj rząd się sam wyżywi, pobuduje, zakupi ziemię od Kościoła, inną mu przekaże, nakradnie przy pandemii, równocześnie zapewni sobie bezkarność, miernoty wywyższy, uchodźców o ciemnej karnacji wykopie na Białoruś, zatrudni rodzinę, krewnych i znajomych wszystkich królików, które zna. I obroni nas przed wojną. Mhm. Tak jak zadbał o stadninę w Janowie, demolując ją.
Tagi:
Andrzej Duda, geopolityka, Jacek Sasin, Jarosław Kaczyński, konflikty zbrojne, Mateusz Morawiecki, NATO, NBP, NIK, parlament, PiS, polityka gospodarcza, polityka pieniężna, polityka społeczna, polska polityka, polska prawica, Rosja, Ryszard Terlecki, rząd PiS, scena polityczna, Sejm, Senat, Solidarna Polska, totalitaryzm, Trybunał Przyłębskiej, TVP, Władimir Putin, wojna rosyjsko-ukraińska, Wołodymyr Zełenski, Zbigniew Ziobro, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, ziobryści, Zjednoczona Prawica