W najnowocześniejszych metodach wykrywania sprawców przestępstw wykorzystywane są wynalazki na miarę Nagrody Nobla Zabójcy z Magdalenki, którzy przed dwoma laty stoczyli z policjantami całonocną bitwę, nie mieli szczęścia – zginęli w płomieniach, które ogarnęły zamieniony przez nich w fortecę dom. Gdy ugaszono pożar, na teren zdemolowanej posesji wkroczyli technicy kryminalistyki. Jednym z ich zadań było zebranie śladów, które potwierdziłyby, że zabici to Robert Cieślak i Igor Pikus – groźni gangsterzy, od wielu miesięcy poszukiwani przez policję. – Identyfikację utrudniał fakt, że zwłoki były częściowo zwęglone – opowiada ekspertka z zakresu genetyki z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji (zarówno ona, jak i pozostali eksperci z uwagi na charakter służby pozostaną anonimowi). – Ale udało się, dzięki temu, że jeden z mężczyzn miał w zaciśniętej dłoni nabój, a drugi założony na rękę zegarek. Wewnętrzna strona bransolety tak mocno przylegała do ciała, że przykleiły się do niej nabłonki. Podobnie z nabojem. Zabity ściskał go z taką siłą, że ochronił przed działaniem temperatury. Zebraliśmy próbki z obu przedmiotów, choć w identyfikacji pomogły nam również włosy znalezione w worku na śmieci i inny materiał biologiczny, który zdjęliśmy z butelek, puszek czy pojemników na leki… Ślad replikowany Badania genetyczne, pozwalające ustalić niepowtarzalny profil DNA konkretnej osoby, to dziś jedno z podstawowych narzędzi wykorzystywanych w praktyce kryminalistycznej. I zarazem jedna z jej najmłodszych technik. Umożliwiająca przeprowadzenie badań mimo dysponowania zaledwie kilkoma komórkami metoda PCR (łańcuchowej reakcji polimerazy) została opracowana na początku lat 90. Jej twórcy, Kary B. Mullis i Michael Smith, w 1993 r. otrzymali za to Nagrodę Nobla z chemii. Dzięki PCR w specjalnej probówce z jednego fragmentu uzyskuje się dwie cząsteczki DNA. Dwie nici każdej z nich rozdziela się, podgrzewając roztwór, i znów przeprowadza replikację. W jej wyniku powstają cztery cząsteczki. Powtórzenie tego zabiegu za każdym razem powoduje podwojenie liczby cząsteczek DNA. Zatem po 20 cyklach mamy do dyspozycji ponad milion cząsteczek identycznych z cząsteczką wyjściową. Co to oznacza w praktyce? Że nawet ledwie widoczny gołym okiem kawałek złuszczonej skóry może posłużyć do identyfikacji przestępcy. – Na materiale przesłanym do badań szukamy skóry, krwi, śliny, spermy. A czasami szukamy czegokolwiek – mówi ekspertka genetyk. – Weźmy dla przykładu szklankę. Nas nie interesują ewentualne ślady linii papilarnych pozostawione na jej ściankach. Ale baczną uwagę poświęcamy górnym krawędziom szklanki, bo tam, jeśli z niej pito, pozostały nabłonki z warg, z których da się wyizolować DNA. Jednak szklanka rzadko kiedy służy jako przedmiot przestępstwa – najczęściej może wskazywać na to, że osoba o danym profilu była w miejscu jego popełnienia. Podobnie rzecz się ma w przypadku często gubionych przez sprawców okularów czy telefonów komórkowych. Fragmenty tkanki pozostawione w zausznikach, noskach czy okolicach słuchawki pozwalają starannie określić właściciela rzeczy. A tego może zdradzić nawet… zapalniczka. Po słynnej strzelaninie w Parolach bandyci, którzy usiłowali odbić tira z kontrabandą, zostawili na miejscu wiele śladów – krwi i odcisków na kartonach. Policja wytypowała grupę podejrzanych i chcąc zebrać materiał porównawczy, zabezpieczyła w ich mieszkaniach koszulki, szczoteczki i inne przybory osobiste. Wśród nich była także zapalniczka, na iskrowniku której znaleziono starte kawałki naskórka jednego z bandytów. Podobny materiał biologiczny zbiera się z bejsbolówek czy kominiarek – z wewnętrznej części otoku, która ma kontakt z głową. Równie starannie identyfikuje się „użytkowników” typowych narzędzi zbrodni – noży, łomów, pałek czy siekier. Niemal zawsze na rękojeści takich przedmiotów można znaleźć złuszczone kawałki skóry dłoni. Tego rodzaju ślad zdradził kilka lat temu sprawcę śmiertelnego potrącenia kobiety z dwójką wnucząt na warszawskiej Woli. Tuż po zdarzeniu policja otrzymała zgłoszenie o kradzieży samochodu. Porzucone auto znaleziono wkrótce z dala od centrum. W międzyczasie okazało się, że to właśnie ten samochód brał udział w wypadku. Gwałtowne hamowanie, jakie towarzyszyło zdarzeniu, spowodowało odpalenie poduszki powietrznej. Badanie DNA znalezionego na niej niewielkiego śladu krwi potwierdziło, że poduszka uderzyła we właściciela auta. Kolejna analiza pozwoliła stwierdzić, że wyłącznie do niego należały nabłonki zdjęte z kierownicy.
Tagi:
Marcin Ogdowski