Przeszczepione drugie życie

Przeszczepione drugie życie

W Śląskim Centrum Chorób Serca pomyślna transplantacja nerki i serca trwała 11 godzin O tym, że serce, które miał mieć przeszczepione, rzeczywiście wyruszy z Warszawy do Zabrza, Artur Dudar tak naprawdę dowiedział się dopiero w piątek, 30 sierpnia, po północy, tuż po wejściu na portiernię Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Do tego momentu w Warszawie trwały badania zgodności krwi dawcy i biorcy. Pan Artur miał za sobą wyczerpujący lot rejsowym samolotem ze Szczecina z przesiadką w Warszawie. Dzień wcześniej do Zabrza przyjechała jego żona, żeby prosić o pomoc. Jej 43-letni mąż, od wielu lat cierpiący na ciężką niewydolność serca i nerek, wycieńczał się. Przez ostatnie pół roku codziennie o szóstej rano wyjeżdżał na niemal całodzienną dializoterapię ze Świnoujścia do Szczecina. Kiedy serce 20-letniego mężczyzny, u którego po wypadku stwierdzono śmierć pnia mózgu, dotarło po szeregu niezbędnych badań na Śląsk, pan Artur leżał już na stole operacyjnym. Cenna była każda minuta, bo serce musi zostać przeszczepione nie później niż cztery godziny po pobraniu z ciała dawcy. Dlatego wysłano je samolotem, wcześniej niż nerkę. Zabieg w Zabrzu zaczął się o piątej rano. Mniej więcej wtedy Zygmunt Antoniak, który prowadzi specjalne usługi transportowe, zadzwonił gdzieś spod Czeladzi: – Chyba zabłądziliśmy! Zgłoszenie od Aleksandry Dmitrowicz, koordynatorki transplantacji ze Śląskiego Centrum Chorób Serca, Antoniak odebrał o drugiej w nocy. Transport lotniczy kosztuje ok. 17 tys. zł, dlatego klinika zdecydowała się przewieźć mniej „wymagający” organ samochodem. – Na zabranie nerki ze szpitala na Bielanach mieliśmy pół godziny, jednak na miejscu okazało się, że nerka jest jeszcze „nieopisana”. Z Warszawy wyjechaliśmy o trzeciej trzydzieści, kilkanaście minut po piątej byliśmy w zabrzańskim centrum – opowiada Elżbieta Antoniak. W niecodziennej podwójnej operacji trwającej 11 godzin musiały wziąć udział dwa zespoły specjalistów: kardiochirurdzy z Zabrza kierowani przez dr. Romana Przybylskiego oraz prof. Zembalę i zespół z Katowic prof. Lecha Cierpki. – Operacja była przez to dwa razy trudniejsza, a cała sztuka polegała na skoordynowaniu pracy wszystkich specjalistów – mówi dr Grzegorz Budziński, który asystował przy drugiej części zabiegu. Pan Artur czuje się coraz lepiej, ale nie myśli jeszcze o prowadzeniu pralni, którą rok temu ze względu na stan zdrowia przekazał ojcu. – Marzę o choćby krótkich wakacjach w spokojnym miejscu, z rodziną – mówi. Na sali intensywnej opieki medycznej leży z Henrykiem Wojtasiakiem i Ignacym Zbiciakiem. Pan Henryk mieszka w Oleśnicy. Razem z żoną prowadzi sklep. – Dziesięć lat temu dzięki przeszczepowi serca dostałem nowe życie. – Tylko raz na pół roku przyjeżdżam na kontrolę – wyjaśnia Ignacy Zbiciak. Z Jastrzębia trafił do kliniki z tak rozległym zawałem, że teoretycznie nie miał szans na udany zabieg. – Początkowo lekarze nie zgadzali się na operację. Teraz jestem rekordzistą. Operację przeszedłem 21 sierpnia, dzień po tym, jak profesor Zembala zgodził się na nią – wspomina Zbiciak. – To tryptyk nadziei – opowiada o tych trzech pacjentach prof. Zembala. Dwa przypadki „niemożliwe” do zoperowania i przykład, że transplantacja daje drugie życie. Boli każdy oddech 22-letnia Magda Lisiewicz ma już za sobą ponad miesiąc walki o nowe życie. Do sali, na której leży, profesor pozwala nam zajrzeć tylko na chwilkę. Drugą w Polsce udaną operację jednoczesnego przeszczepu serca i płuc przeszła w nocy z 6 na 7 sierpnia. Teraz niemal cały czas jest przy niej dr Jacek Wojarski, który asystował przy operacji. Jest zbyt zmęczony, żeby z nami porozmawiać – pomaga Magdzie przejść przez najtrudniejszy okres. – Ona oddycha na własnym oddechu, ale wymaga izolacji. Obawiamy się odrzucenia przeszczepu – tłumaczy prof. Zembala. Płuca są dziesięć razy silniej odrzucanym narządem niż serce. Magda prawie nie śpi (ze względu na ćwiczenia oddechowe), dostaje leki osłabiające system immunologiczny, które blokują odrzut. Każdy oddech jest bolesny. Ale jest dzielna i cierpliwa. Przez ostatnie pół roku praktycznie mieszkała w klinice w Reptach. Nawet specjaliści nie wierzyli, że uda się znaleźć dla niej dawcę. Ma takie drobne ciało. Magda mieszka pod Malborkiem. Urodziła się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 36/2002

Kategorie: Kraj