Ochrona zdrowia jest dziedziną, w której nie da się wszystkiego na „trzy, cztery” wywrócić do góry nogami Rozmowa z Ewą Kralkowską, sekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia – Narodowy fundusz ochrony zdrowia zaproponowany zamiast systemu kas chorych wywołał burzę zarzutów. Najważniejszy to centralne sterowanie – termin, którego Polacy nie cierpią. – Zarzut ten nie jest słuszny. Dzisiaj minister zdrowia nie ma wpływu na funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia. System ten jest tak zdestabilizowany, że została rozmyta odpowiedzialność. I dlatego potrzebna jest ta odrobina centralizacji, tak żeby ktoś kreował politykę zdrowotną i jednocześnie odpowiadał za nią. Przypomnę, że minister zostawia w swoich rękach kierowanie polityką zdrowotną. Minister nie będzie zarządzał funduszem, ale będzie miał nadzór nad jego sprawnym i zgodnym z prawem funkcjonowaniem. Placówki ochrony zdrowia pozostaną samodzielne, a na ich funkcjonowanie, strukturę i rozmieszczenie będą miały wpływ samorządy, które będą autorami planu potrzeb zdrowotnych. Ten plan to jeden z elementów, na podstawie których będą zawierane kontrakty, czyli najważniejsze stanie się zabezpieczenie lokalnych potrzeb zdrowotnych. Analizując sposoby zarządzania ochroną zdrowia w innych krajach, znajdziemy takie systemy, gdzie centralizacji jest znacznie więcej, np. we Francji. – A jaka jest nadzieja, że w przyszłości resort uzna, iż jego nadzór nie musi być tak silny? – Jeżeli uda się uporządkować system tak, by nie było 17 kas, 17 polityk zdrowotnych, jak jest teraz, wtedy decyzje w większym stopniu będziemy mogli oddać samorządom. – Jak pani skomentuje złośliwą opinię, że dotychczas obowiązywała zasada „Twoje zdrowie w twoich rękach”, a teraz będzie „Twoje zdrowie w moich rękach”? – Sądzę, że wynika to z pewnych niedopowiedzeń. Taki pierwszy dokument musi być na pewnym stopniu ogólności i dlatego wiele spraw pozostaje w sferze domysłów np. zakłada się, że jeżeli będzie jeden fundusz, oznacza to ręczne sterowanie. Nie i jeszcze raz nie. Nie będzie centralnego sterowania, a będzie centralny nadzór. – Czym narodowy fundusz i jego oddziały będą się różniły od kas chorych? Pojawia się opinia, że to tylko zmiana szyldu. – Będą się różniły strategią. Kasy chorych to 17 udzielnych księstw z własną polityką finansową i zdrowotną. Mają różne ceny usług i zakresy świadczeń. Natomiast my proponujemy jeden Fundusz Ochrony Zdrowia. Fundusz będzie dysponował środkami finansowymi przekazywanymi do oddziałów wojewódzkich na podstawie wskaźników zdrowotnych, demograficznych itd. Dziś np. ta sama usługa medyczna ma w każdej kasie inną cenę. W przyszłości będzie to cena porównywalna. Kontraktowanie usług odbędzie się według przejrzystych reguł podanych do wiadomości publicznej. Poza tym będziemy posiadali rejestr usług medycznych – w całym kraju zbudowany według tych samych zasad. Będą porównywalne ceny, koszty, wykonanie usług, będzie można kontrolować gospodarką lekową i cały system. – Spodziewała się pani tak zaciekłej obrony kas? – To jest ludzkie i zrozumiałe. Kas bronią pracownicy. Niektórzy stracą pracę. W nowym systemie będą jasne kryteria zawierania umów, więc niepotrzebne staną się zastępy urzędników. Poza tym słowo „likwidacja” budzi opór. Kas bronią też ci, którzy uwierzyli, że nowy system poprawi funkcjonowanie ochrony zdrowia. Założenia były dobre, tylko nie udało się wykonanie. Nigdzie nie ma czystego systemu ubezpieczeniowego, najczęściej funkcjonują mieszane systemy finansowania. Jeżeli mamy niedostatek środków finansowych, musimy gospodarować pieniędzmi w sposób niezwykle kontrolowany. I to jest atutem naszej propozycji. Pieniądze będą w jednym miejscu i lepiej wykorzystane. – Ale czy nie jest to takie beznadziejne mieszanie herbaty, jakby to miało zmienić jej smak? – Od mieszania herbata nigdy nie jest słodsza, ale jeżeli ten cukier znalazł się gdzieś po bokach, to trzeba go zgarnąć do środka, żeby się rozpuścił. – Resort zdrowia nie chce hamować prywatyzacji, jednak w stosunku do szpitali ma być ona ograniczona. W jaki sposób? – Chcemy stworzyć sieć szpitali publicznych, tych, które nie zostaną sprywatyzowane. Ich sieć będzie uzależniona od gęstości zaludnienia i potrzeb zdrowotnych. Przewidujemy także możliwość funkcjonowania szpitali niepublicznych, które mogą być tworzone przez różne organy założycielskie. – Kolejna propozycja niechętnie komentowana to zmiana systemu kontraktowania usług
Tagi:
Iwona Konarska