Przychodzimy, odchodzimy

Przychodzimy, odchodzimy

Wieczorem 22 lipca 2024 r. w Szczecinie zmarł Andrzej Milczanowski. Następnego dnia fakt ten odnotowały wszystkie ważniejsze serwisy informacyjne. Większości Polaków, zwłaszcza młodszego pokolenia, nazwisko to z niczym już się nie kojarzyło. Nic dziwnego. Od niemal 30 lat Andrzej Milczanowski nie był obecny ani w polityce, ani w debacie publicznej. Po odejściu w 1995 r. z funkcji ministra spraw wewnętrznych wrócił do Szczecina, gdzie najpierw prowadził wspólnie z żoną kancelarię notarialną, później, zmagając się z różnymi poważnymi chorobami, korzystał z zasłużonej emerytury. Niektórym, zwłaszcza reprezentującym starsze pokolenie, nazwisko ministra Milczanowskiego kojarzyło się najwyżej z kontrowersyjną i na dobrą sprawę do końca niewyjaśnioną aferą „Olina”.

Mało kto już pamięta, jak ważną postacią początków III Rzeczypospolitej był Andrzej Milczanowski. Jak wielkie zasługi położył przy tworzeniu wywiadu i kontrwywiadu suwerennej Polski. Chodzi nie tylko o organizację tych służb, ale także, a może nawet przede wszystkim, o tworzenie ich nowej orientacji, o budowanie etosu. W ostatnich latach wielu ludzi przypisywało sobie udział w tworzeniu tych służb. Czasem tylko subiektywnie wyolbrzymiając i przeceniając swoje zasługi, co można jeszcze po ludzku zrozumieć i wybaczyć albo najwyżej skwitować uśmiechem politowania. Gorzej, gdy te zasługi przypisywano sobie, umniejszając lub zgoła ignorując osiągnięcia takich ludzi jak Milczanowski. A prawda jest taka, że to Andrzej Milczanowski był głównym twórcą, organizatorem, a później szefem Urzędu Ochrony Państwa.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 31/2024

Kategorie: Felietony, Jan Widacki