Przygoda z Antenorem
WIECZORY Z PATARAFKĄ Podróże kształcą, nawet w naszych internetowo-telewizyjnych czasach. Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Padwy, nie spodziewałem się, że dokonam zupełnym przypadkiem filologicznego odkrycia, związanego z Kochanowskim. Który tu zresztą z nawrotami spędził jakieś sześć lat, jak prawie wszyscy intelektualiści XV i XVI wieku. Tu zaczął podobno pisać wiersze, tu zakochał się w tajemniczej Włoszce i trzeba go było wręcz siłą od niej odrywać. To były jego najszczęśliwsze lata. Padwa zawsze była intelektualnym załącznikiem do potężnej i bogatej Wenecji, zresztą odległość między tymi miastami wynosi coś ze 30 kilometrów. Turystycznych atrakcji jest bardzo wiele, między innymi uniwersytet z katedrą, z której kiedyś nauczał Galileusz, i wspaniałe sanktuarium świętego Antoniego. A przede wszystkim starożytny, biały monument na cześć założyciela miasta – Antenora. Ale o tym właśnie źródła polonistyczne i przewodniki raczej milczą. Nie jesteśmy dzisiaj aż takimi miłośnikami antycznych legend. A legenda utrzymuje, że Rzymianie byli spadkobiercami uciekinierów ze spalonej Troi. Eneasz założył Rzym, Antenor zaś, mądry doradca Priama – Padwę. Działo się to bardzo dawno temu, ale w XVI w. każdy student padewski wiedział o tym bardzo dobrze. Pomnik Antenora stoi bliżej uniwersytetu niż kolumna Zygmunta UW. Otóż, jak wiadomo, jednym z głównych dzieł Kochanowskiego jest „Odprawa posłów greckich” napisana na wesele Jana Zamoyskiego, także studenta z Padwy, ale i miejscowego dostojnika. A głównym bohaterem „Odprawy” jest właśnie Antenor. Właściwie dlaczego? Postać to mało znana, niezbyt ważna nawet w poemacie Homera. Jakoś nikt się dotąd nad tym nie zastanowił. Kochanowski był człowiekiem o wielkim poczuciu humoru, ale był też człowiekiem na swój sposób dyskretnym. Konkretnych aluzji do wielu osób i spraw zawartych w takich „Fraszkach” do dzisiaj nie umiemy ściśle odszyfrować. Zresztą sam poeta ostrzega przed takimi próbami. I w rezultacie zdarzają się wątpliwości, czy aby Urszulka, ta z „Trenów”, istniała naprawdę… Zbieżność padewskich studiów Kochanowskiego, pozycji królewskiego doradcy Zamoyskiego i patronatu antycznego bohatera nie może być przypadkowa. Można nawet z wszelką pewnością powiedzieć, że Kochanowski zrobił w ten sposób całkiem świadomą i czytelną dla współczesnych aluzję. Pewnie Antenor mógł mu się skojarzyć z osobą pana młodego, wielkiego polskiego magnata, ale przede wszystkim z padewską młodością, kiedy wielokrotnie w miejscowych winiarniach i gospodach pito zdrowie i pamięć bohatera, zapewne w ręce ślicznych współbiesiadniczek. W ten sposób odległe czasy wojny trojańskiej, ze schyłku drugiego tysiąclecia przed naszą erą, nałożyły się na politykę polską wieku XVI. A był to przecież czas, kiedy toczono wojny z Moskwą, a z daleka migotało o wiele bardziej niebezpieczne zagrożenie tureckie. Właściwie cała Europa była pośrednio bądź bezpośrednio wplątana w wojnę z Turcją. Kochanowski na polityce się nie znał, pamiętniki Orzelskiego wspominają jakąś jego szczególnie kompromitującą wypowiedź podczas Sejmu Elekcyjnego. Ale że o polityce pisywał na zamówienie dworu, wyobrażał sobie pewnie, podobnie jak każdy z nas, że jest wielkim „statystą”. Na polityce i medycynie wszak znają się wszyscy, w naszych czasach doszła do tego dietetyka i telewizja. Co tu gadać, przez długie wieki, i nawet w naszych czasach, powtarzamy za poetą banały, które spłodził w tej mierze. „Taka jest wieszcza największa potęga” – po prostu. Natomiast chyba nie doceniamy dostatecznie wielkiego poczucia humoru literatów XVI w. – bo to się odnosi nie tylko do Kochanowskiego. Rej, Kochanowski, Górnicki – to właściwie poczet humorystów nie gorszych od nam współczesnych. Nie zapominajmy, że symbolem całego wieku został ostatecznie błazen – Stańczyk. Co prawda był to błazen wieszczy i ponury. Ale tradycja humorystyki polskiej przebiła się przez trudne czasy i od stulecia rozkwita w najlepsze. A kazus „Odprawy” przypomina nam, że nie tylko w PRL-u mówiono aluzjami… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint