Przyjechaliśmy odzyskać pamięć

Przyjechaliśmy odzyskać pamięć

Młodzi Żydzi poznają dzisiejszą Polskę z okien autokarów krążących trasą hotel-obóz zagłady. Dziwią się, że w kraju grobów ludzie nie płaczą Z okien kamienicy przy ulicy Zamenhofa wychylają się głowy, przyglądając się grupce w niebieskich kurtkach z gwiazdami na plecach. „Tu mieszkali, tak żyli, tam była tablica…”, opowiada przewodnik. – Patrz pan, że one wszystkie takie same! – kobieta w szlafroku nie może się nadziwić. – Żeby im tylko kamienica za bardzo się nie spodobała – mruczy sąsiad. Młoda Żydówka zerka w górę na wietrzoną na balkonie pierzynę w kwiatki. Jakby wyrwaną z kontekstu opowieści. Każdego roku odwiedza Polskę ok. 20 tys. nastoletnich Żydów. Jesienią i wiosną grupy z aparatami na szyi krążą po brukowanych zaułkach Żelaznej, Siennej, Złotej, Dzikiej, Stawek, po cmentarzu na Okopowej, krakowskiej ulicy Szerokiej, po Szczebrzeszynie, Leżajsku, Tykocinie. Raz w roku, w 27. dniu księżycowego miesiąca Nisan, który w tym roku przypadł na 19 kwietnia, w ramach powrotu do pamięci zjeżdżają z różnych stron świata, by pójść w Marszu Żywych. Ministerstwo Edukacji Narodowej Izraela, które czuwa nad tymi wyprawami, nazywa je delegacjami lub podróżami studyjnymi. Są częścią programu nauczania o shoah (holokauście). Każda wycieczka ma przewodnika, szkolonego na specjalnych kursach z dat i miejsc pogromów. – W hotelu pukamy w umówiony sposób – przed wyjazdem żydowscy uczniowie dostają wskazówki. Kilkumiesięczne wykłady o historii zagłady są dla nich jak rozdrapywana blizna. Grupie towarzyszy zwykle ocalony świadek tamtych zdarzeń. Od pewnego czasu podróż do Polski jest modą w pewnych kręgach młodzieży. Nie wszystkich rodziców na nią stać. Osiem dni w Polsce to wydatek około tysiąca dolarów. Ale tu się nie jedzie jak na wycieczkę do Grecji. Tu trzeba przyjechać. Żeby rozwinąć świat wartości, poglądy polityczne i patriotyzm, czyli motywację do służenia w wojsku. Żeby wzmocnić poczucie wspólnoty z narodem, w przypadku Żydów w diasporze. Na wyjazd nalegają często dziadkowie. O dzisiejszej Polsce wiedzą niewiele albo prawie nic. I choć po obu stronach są nieśmiałe chęci, jeszcze długo nie da się naprawić obrazu, który wrósł w umysł upiorami z przeszłości. Zwłaszcza że ostatnie kilkadziesiąt lat nie ułatwiało wzajemnego poznania. Zapłakać i zobaczyć coś jeszcze – A po co ma wiedzieć? – dla Aleksa Danziga, mieszkańca kibucu Nir Oz na pustyni Negew, który wyjechał z Polski, mając kilka lat, pytanie, co myśli o naszym kraju młody Izraelczyk i skąd czerpie wiedzę, brzmi naiwnie. – To przecież młodzi ludzie. Większość urodziła się w Izraelu i nie zastanawia się, czy ludzie w Polsce, kraju za górami i lasami, ich lubią. Poza tym Izrael nie jest krajem polskich Żydów. Przeważają arabscy i setki tysięcy tych, którzy w ostatnim czasie przybyli z byłego ZSRR. Alex Danzig jest w Polsce na rządowym spotkaniu ministerstw obu stron, które od kilku lat próbują oczyścić z narodowych uprzedzeń polsko-żydowską znajomość młodych pokoleń. Młodym łatwiej otworzyć oczy. Danzig jest zmęczony słowami zagłada, antysemityzm i Oświęcim. Nie pójdzie w Marszu Żywych. Nie lubi tego święta, bo nie lubi obracać historii w patologię: – Mamy prawo do pielgrzymki. Wy też śpiewacie wasz hymn w Katyniu i na Monte Cassino, a w Ziemi Świętej idziecie do grobu Chrystusa. Ale ten przyjazd nie może być tylko pielgrzymką. Przecież my tu nie tylko umieraliśmy. Tu żyli nasi rabini, były szkoły, tworzono sztukę, 300 lat istniał Sejm Żydowski. Nie wzięliśmy się w Polsce z przymusu. Musiało nam dobrze się tu wieść, skoro Polska była żydowskim centrum. A potem… Łatwiej było przewieźć 70 tys. ludzi z Francji niż 3,5 mln do Paryża. – Podręczniki? W nowych nie ma już pojęć polskie obozy koncentracyjne – Alex, współautor raportu z 2000 r. o tym, jak przedstawiana jest Polska w izraelskich książkach, od lat 90. szkoli przewodników przyjeżdżających do nas z grupami młodzieży i walczy z ograniczaniem nauki o historii polsko-żydowskiej tylko do tamtej zagłady. – Wszystko zależy od przewodnika. Trzeba pokazać im tutejszą normalność, koncerty szopenowskie w Łazienkach, Leśmiana, Schulza, Zamość i śnieg w Zakopanem. Dlatego jedna trzecia kursu to dzieje i teraźniejszość Polski. Jest szansa, że to oni, młodzi, zwalczą upiory sprzed lat. Tylko nie ma źródeł. Wy nie umiecie się objaśnić – wyrzuca Alex. – Nie mamy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2004, 2004

Kategorie: Reportaż
Tagi: Edyta Gietka