Nastolatki z Biesłanu – w odróżnieniu od polskich rówieśników – nie palą papierosów Młodym Rosjanom spodobało się w Lubuskiem już od samego początku. Lasy, jeziora, przyjaźni ludzie. Daleko od szkoły. Tej szkoły. Z dala od Biesłanu nauczyciele i psycholodzy na codziennych zajęciach mieli zadbać, by młodzi Rosjanie choć na dwa tygodnie zapomnieli, że niemal rok roku w ich szkole terroryści zabili im kolegów. 156 kolegów. Różnią się chustami Dla większości Rosjan to pierwszy wyjazd za granicę. Tak intensywne wakacje też należą w Biesłanie do rzadkości. Zazwyczaj żyją szkołą – są tam niekiedy od rana do wieczora. Tak wygląda dzień najmłodszej z Rosjanek w Długiem, dziewięcioletniej Eriki. Po zajęciach zostaje na obiedzie w świetlicy z koleżanką Irą. Tam też odrabiają lekcje. Dziewczyny chętnie z nami rozmawiają. Pokazują pokoje. Opowiadają o swoich pasjach. 15-letnia Rina po powrocie ze szkoły lubi szydełkować, a jej rówieśniczka Diana maluje, spaceruje po parku w Biesłanie i słucha muzyki. Dwa lata młodsza Fatima jest duszą towarzystwa – zawsze znajdzie czas na pogawędki z koleżankami. Słowo szkoła nie budzi w nich lęku – a może potrafią to dobrze ukryć? Gdy rozmawiamy o ich chłopakach, przekrzykują się nawzajem. – Chłopcy są u nas normalni, pomagają rodzicom, pomagają też nam – opowiada Fatima. Rina podkreśla: – Polacy są interesujący, bardzo ładnie tańczą. Nasi chłopcy tak nie potrafią. Szkoda tylko, że nie rozumiemy po polsku. My z kolei nie możemy dogadać się z chłopakami z Rosji. Barierą nie jest tylko język. Nie i już. Chłopcy niechętnie pozwalają też zrobić sobie zdjęcie, gdy dzwonią do rodzin (tzn. dają rodzicom sygnał na ich telefon, a ci oddzwaniają). Wolą przebywać w swoim gronie. Jedynym skorym do rozmowy jest 16-letni Rustam. Ma już wprawę – nie jesteśmy pierwszymi dziennikarzami, których tu widzi. Mocno ściska rękę. Widać, że nawiązywanie kontaktów nie sprawia mu problemu. Zwłaszcza z dziewczynami. – On jest tu pierwszym kawalerem. Jak tylko przyjedzie nowa grupa, już siedzi u dziewczyn – przyznaje kierowniczka obozu, Lyubov Shelekha-Veklich (dla wszystkich: Luba), Ukrainka z Caritas w Zielonej Górze. Rustam mówi dużo dobrych rzeczy o Rosjankach, ale przyznaje, że Polki bardziej mu się podobają. Czy zabrałby ze sobą jakąś młodą Polkę? Odpowiada bez namysłu: -Koиeчиo Jest najstarszy z rodzeństwa. Ma brata i dwie siostry. Rustam kupił im w Polsce koszulki. Po szkole lubi z kolegami pochodzić po mieście, najczęściej idą wtedy na lody. Nie przepada za teatrem, a dobre kino jest 12 km od Biesłanu. On woli tańczyć (zwłaszcza na palcach – słyszymy nieoficjalnie) i grać w piłkę nożną. W Biesłanie jest też jezioro, gdzie chodzi pływać. Wieczorami biega po 3 km. Tyle musi nam wystarczyć, bo już koledzy na niego czekają. Mają grać w ping ponga z Polakami. W tym samym czasie bowiem oprócz dzieci z Biesłanu są tu też polscy koloniści. Gdyby grupy nie miały kolorowych chust, trudno byłoby rozpoznać, skąd pochodzą. Rosjanie są tak samo weseli, tak samo chętni do zabawy. Luba podkreśla, że nastolatki w Biesłanie – w odróżnieniu od rówieśników z Polski – nie palą papierosów. A już nie do pomyślenia jest, żeby spotkać palącą dziewczynę. – To jest po prostu źle widziane – mówi. Polacy i Rosjanie spotykają się na dyskotekach czy przy stole pingpongowym. – A jak jest po rusku „dzień dobry”? – słychać między uderzeniami rakietką. Dzieci dogadują się na migi, po angielsku, trochę po polsku i po rosyjsku. Taka mieszanka zrozumiała tylko dla nastolatków. Rosjanie szybko nauczyli się słów: pan, pani, dzień dobry, dziękuję. Bardzo im się przydają – często dziękują za pomoc – widać, że robią to szczerze. W ciągu dwóch tygodni byli już w Gorzowie, Szczecinie, Poznaniu, Paradyżu czy Zielonej Górze. W Długiem mogą korzystać z kajaków, pływać, grać. – Policjanci zrobili nam niespodziankę i zaprosili nas na turniej piłkarski. Wystawiamy grupkę naszych chłopaków, którzy ostro trenują – śmieje się Luba. Przyznaje, że opiekunowie początkowo bali się reakcji dzieci na policję, ale okazało się, że niepotrzebnie. Czekają na łzy? Rosyjscy psycholodzy mówią, że dzieci już się otrząsnęły, choć wspominają zmarłych kolegów. Tamta szkoła ciągle stoi, ale traktowana jest bardziej jak cmentarz. Dzieci nadal tam
Tagi:
Wojciech Wyszogrodzki