Z połączenia kolejowego wybudowanego kosztem 3 mln złotych korzystają dwie-trzy osoby dziennie Wtorek, 6 lutego. Dochodzi godzina 7.30. Na peronie Włoszczowa Północ stoją cztery osoby. – Dobre połączenie z Krakowem, można szybko załatwić sprawy służbowe – mówi starszy pan. – Wcześniej musiałem jeździć autobusem. To trwało znacznie dłużej. Zadowolona jest też studentka, która właśnie jedzie na egzamin. – Dla mnie to idealny pociąg – zapewnia. Dyżurny ruchu przez megafon zapowiada: „Pociąg ekspresowy Ernest Malinowski z Warszawy Wschodniej do Krynicy przez Kraków wjedzie na tor czwarty przy peronie pierwszym. Proszę zachować ostrożność i odsunąć się od krawędzi peronu”. Pociąg zatrzymuje się z piskiem kół. Spośród stojącej na peronie czwórki do wagonu wsiadają trzy osoby, czwarta jedynie odprowadzała młodą studentkę. Również trzy osoby z ekspresu wysiadają. Młoda para jechała pociągiem na tej trasie po raz pierwszy. Wcześniej dostawali się tu samochodem. Z Warszawy przyjechała też kobieta, która pracuje w miejscowej firmie Efektor. – Będę tak jeździła przez najbliższe pół roku, na tyle podpisałam umowę – wyjaśnia. – W tę i z powrotem. Pracownicy kolei tłumaczą, dlaczego tak niewiele osób skorzystało dzisiaj z rannego pociągu. Jest akurat środek tygodnia, a poza tym to drogi pociąg. W pierwszej klasie bilet z Warszawy kosztuje 88 zł, w drugiej – 62 zł. Jedzie ten, kto musi. Inni korzystają z tańszych linii, gdzie bilet do Warszawy z miejscówką kosztuje 37 zł, różnica jest więc znaczna. W niektóre dni pociągiem tym można dojechać do Krynicy. Przez Włoszczowę przejeżdża jeszcze pośpieszny Augustyn Kordecki z Warszawy do Częstochowy. – Tak w ogóle to zainteresowanie jest duże, w piątek i poniedziałek przeszło sto osób wsiada we Włoszczowie i wysiada – zapewniają pracownicy kolei, choć podróżni często jeżdżący tą trasą tłumów na stacji we Włoszczowie nie widują. Przynajmniej potrafią odmienić nazwę O Włoszczowie, niewielkiej, 10-tysięcznej miejscowości w Świętokrzyskiem, stało się głośno za sprawą oddanego przed wyborami peronu, na którym zatrzymują się pociągi ekspresowe z Krakowa i Warszawy. Wsiadają zazwyczaj dwie-trzy osoby i to wszystko. Koszt całej inwestycji wyniósł 3 mln zł. Głównym orędownikiem budowy stacji Włoszczowa Północ był Przemysław Gosiewski, poseł PiS, a obecnie także przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów. Po otwarciu peronu miasto przeżywało prawdziwe oblężenie mediów. Teraz wszystko trochę ucichło, ludzie oswoili się z nową sytuacją i chętnie wdają się w rozmowy. – Ojciec jeszcze przed wojną mówił, że będzie tędy szła kolej – opowiada zagadnięty o peron Adam Sienkiewicz. – I wreszcie doczekałem się tej chwili. – Nawet siostra, która mieszka we Francji, pytała mnie przez telefon, czy to u nas pobudowano ten słynny dworzec. Ja jak najbardziej popieram tę inicjatywę, a że niektórym się nie podoba, to trudno – włącza się do rozmowy Danuta Chodzińska. Młode pokolenie, Karol Kowal i Maciej Literacki, uważają, że pomysł z peronem był trafiony. Wprawdzie sami jeszcze nigdzie pociągiem się nie wybrali, ale zamierzają wkrótce to zrobić, choćby z samej ciekawości. Pierwsze emocje już opadły i teraz ludzie z dystansem odnoszą się do żartów i złośliwostek, które dotyczą ich miejscowości. Niektórzy proponowali, by przemianować ją na Gosiewo. Pojawiły się plotki, że poseł wywodzi się z tych terenów. Jedna ze stacji telewizyjnych filmowała nawet moment odsłonięcia popiersia Przemysława Gosiewskiego. – W parku postawiono atrapę pomnika i kazano panience składać kwiaty – opowiada o zdarzeniu miejscowy regionalista, Ryszard Wierusz-Kowalski. – To było chore. Wierusz-Kowalski uważa, że to wszystko przez zazdrość. Niektórych boli, że właśnie tutaj powstał tak ważny szlak komunikacyjny. Taki peron jest szansą na dalszy rozwój Włoszczowy. I tak miejscowość sporo już zyskała. – Przynajmniej wszyscy nauczyli się poprawnie odmieniać jej nazwę, bo do tej pory mówili „we Włoszczowej” zamiast „we Włoszczowie”. Wierusz-Kowalski przypomina jednak, że nie tylko zatrzymujący się tu pociąg InterCity rozsławia miasto. Stąd pochodzi Stefan Czarniecki, w okresie okupacji silny był tutaj ruch partyzancki AK, w 1984 r. zaś we Włoszczowie doszło do strajku w szkole zawodowej, gdzie uczniowie wraz z księżmi walczyli o to, by ze ścian nie zdejmować krzyży.
Tagi:
Andrzej Arczewski