W Japonii skazaniec może przed egzekucją napisać ostatni wiersz Shoko Asahara wie, że jego dni są policzone. Każdy poranek może się okazać ostatnim. Szalony przywódca sekty Aum Shinri Kyo został skazany za 27 morderstw i wyczerpał wszystkie możliwości apelacji. 50-letni Asahara jest prawie niewidomy i sprawia wrażenie człowieka, który postradał zmysły. Nie ma kontaktu z otoczeniem, mamrocze pod nosem niezrozumiałe wyrazy. Obrońcy przywódcy sekty argumentowali, iż jest on do tego stopnia obłąkany, że nie mógł brać udziału w procesie. Ale zdaniem Sądu Najwyższego, być może Asahara tylko udaje i izoluje się z własnej woli. Podobno krzyknął na krewnych, którzy przyszli odwiedzić go w więzieniu: „Wracajcie do domu, idioci!”. To przypieczętowało jego los. Asahara urodził się jako Chizuo Matsumoto w mieście Yatsuhiro, z powodu poważnej wady wzroku nie został przyjęty na uniwersytet. Nie mógł znaleźć sobie miejsca w życiu, zajął się medycyną chińską. W 1987 r. w Himalajach doznał „oświecenia”. Uznał się za reinkarnację Chrystusa i hinduskiego boga Sziwy, przybrał nowe imię i założył sektę Aum Shinri Kyo (Najwyższa Prawda). Głosił naukę będącą połączeniem elementów buddyzmu, hinduizmu, taoizmu, biblijnej Apokalipsy oraz przepowiedni Nostradamusa. Ostrzegał, że Żydzi i wolnomularze zamierzają zniszczyć Japonię, przynieśli bowiem do Nipponu fast food i pozbawiony moralności seks. Zapowiadał nadejście końca świata najpóźniej w 1997 r. Asahara skupił wokół siebie liczne grono wiernych wyznawców, przeważnie dobrze sytuowanych przedstawicieli klasy średniej. W szczytowym okresie rozwoju sekta miała 10 tys. członków w Japonii i podobno w Rosji aż trzy razy więcej. Sekciarze tak uwielbiali swego guru, że byli gotowi zapłacić wielkie pieniądze, aby napić się wody, w której wykąpał się Shoko. Odszczepieńców spotykał tragiczny los. Kiedy pewien prawnik usiłował wyrwać rodzinę ze szponów sekty, Asahara rozkazał porwać go i zgładzić. Apokalipsa nie nadchodziła i guru postanowił ją przyspieszyć. Rozkazał swoim, aby gromadzili zapasy broni, przede wszystkim gazów bojowych. Według ocen CIA, ludzie z Aum podjęli (zresztą nieudolne) wysiłki zdobycia w Rosji broni nuklearnej. Plan zagłady przewidywał atak na pałac cesarski i wytrucie mieszkańców Tokio sarinem, śmiercionośnym gazem rozpylanym z automatycznych samolotów. Niebezpieczna sekta znalazła się pod obserwacją policji. Rozgniewany Asahara polecił zlikwidować sędziów biorących udział w śledztwie. W 1994 r. sekciarze z Aum rozpylili paralityczno-drgawkowy gaz sarin w mieście Matsumoto. W wyniku tego zamachu siedem osób zginęło w mękach, setki odniosły dotkliwe obrażenia. Siły bezpieczeństwa nie zdołały wytropić sprawców. Śledztwo jednak toczyło się dalej. Asahara postanowił doprowadzić do chaosu w stolicy, aby pokrzyżować plany policjantów. Do tragedii doszło w piękny słoneczny dzień 20 marca 1995 r. W wagonach tokijskiego metra zabójcy nasłani przez szalonego guru przekłuli parasolami torebki z zabójczym gazem. Był to czas porannego szczytu. Stłoczeni w wagonach ludzie nie mieli żadnych szans. Konali z krwawą pianą na ustach, w oparach sarinu, nadaremnie uderzając w zamknięte okna i drzwi. W tym horrorze zginęło 12 osób, a 5,5 tys. doznało obrażeń, zazwyczaj bardzo dotkliwych. Wiele ofiar zamachu wciąż nie jest zdolnych do pracy i normalnego życia, daremnie zabiega o odszkodowanie od państwa. Tym razem władze zareagowały zdecydowanie. W maju 1995 r. Asahara został aresztowany w siedzibie sekty u stóp Fudżijamy, inni uczestnicy ataku także trafili za kraty. Po wieloletnich procesach sądy wydały 13 wyroków śmierci. Pierwszym kandydatem do egzekucji jest „gazowy guru”. Sprawa Asahary stała się kolejnym argumentem wyjątkowo licznych zwolenników kary śmierci. Aż 81% Japończyków uważa, że w celu zapewnienia społecznego ładu i tradycyjnych wartości należy co pewien czas powiesić kogoś w majestacie prawa. Obok Stanów Zjednoczonych Japonia jest jedynym zamożnym, demokratycznym państwem nadal stosującym najwyższy wymiar kary. Systematyczne wezwania Unii Europejskiej i organizacji humanitarnych, aby zrezygnować z wyprawiania ludzi na tamten świat, japońscy urzędnicy ignorują bez mrugnięcia okiem. Rada Europy wysłała delegację, która miała spotkać się ze skazańcami w japońskich celach śmierci. Wysłanników rady po prostu nie wpuszczono do więzienia. Od 1945 r. w siedmiu zakładach karnych Nipponu, w których znajdują się szubienice, stracono
Tagi:
Krzysztof Kęciek