A psik, a kysz!

Ministerstwo Infrastruktury, to, pod którym jest nagromadzenie cieków wodnych w takim stężeniu, że pokręciło kiedyś wicepremiera Pola, a i dziś oddziałuje na umysły urzędników, pod wpływem któregoś z tych prądów szykuje projekt prawa, które nakaże instalowanie w każdym aucie licznika zużycia dróg, czyli podatkometru, ponieważ opłaty za korzystanie z dróg powinny być adekwatne do stopnia ich eksploatacji. Kto jeździ więcej, płaci więcej, tak twierdzą autorzy tego projektu, w związku z tym każdy, kto uruchomi samochód, uruchomi też licznik i zapłaci od tego, jaką jedzie drogą, o jakiej porze i jakim autem, tak jakby licznik był w stanie rozróżnić jakość naszych dróg. Wydawało mi się, że najprostszym rozwiązaniem będzie podatek włożony w cenę paliwa i grosz, dwa grosze albo i pięć zapłaci się od jego zużycia, rozwiązanie proste jak konstrukcja cepa, ale widocznie co innego jest, jak cep się konstruuje, a co innego, jak cep myśli. I tą prostą metaforą cisnąłem w mojego przyjaciela Tomka, który porusza się w świecie polityki i biznesu z lekkością flaminga. On popatrzył na mnie jak na bezbronną naiwną foczkę i powiedział: – Krzysiek, przecież tu nie chodzi o to, żeby ściągnąć podatek w sposób najbardziej logiczny i nieskomplikowany. – A niby o co? – Chodzi o to, mój zagubiony w labiryncie układów politycznych przyjacielu, żeby po zatwierdzeniu tego projektu wyprodukować w swojej bardzo zaprzyjaźnionej fabryczce kilka milionów liczników, za które parę ugrupowań dostanie ciasteczko warte kilkaset milionów złotych. I na dobrą sprawę w ten układ mogą wejść wszyscy. – Przecież to jakiś absurd! – I owszem, dlatego następnym ruchem, już po zainstalowaniu tych podatkometrów, będzie oświadczenie, że pomysł się nie sprawdził i trzeba z niego zrezygnować. – I co wtedy? – I wtedy ci sami albo nawet już ci nowi wymyślą nowy licznik. – Nie strasz mnie. A jaki tym razem? – …na przykład na nogi, taki który by liczył stopień zużycia chodników w mieście i piasku na wsi. – …albo – tu już złapałem wiatr w żagle – podatkometr od jedzenia, który by liczył posiłki zjedzone w ciągu dnia, limit kalorii, jakość potraw… – …i co leży na talerzu: czy kaszanka, czy kawior – dodał Tomek. – Tylko wiesz co – postanowiłem spuentować tę rozmowę – nie wiadomo, gdzie nam zainstalują licznik, czy w gębie, czy w… A psik! A kysz!! Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2005, 2005

Kategorie: Felietony