Jak pierwsza część waliła na odlew w bogoojczyźnianą gębę ówczesnej Solidarności, tak obecne „Psy” dokładać będą PiS i jego suwerenowi. Z tym że nie na pewno „Często zadają mi ludzie w barze pytanie: Kiedy trzecie »Psy«? – mówił Władysław Pasikowski w 1995 r. – Odpowiadam, że nigdy. A kiedy je nakręcę i schwycicie mnie na niekonsekwencji, to powiem, że kłamałem”. Faktycznie – kłamał. „Psy 3. W imię zasad” wchodzą na ekrany 17 stycznia. Pierwsze „Psy” miały Polską potrząsnąć. Drugie miały pokazać, że właśnie dołączamy do Zachodu, bo i u nas działają mafie, a także kręci się filmy za setki tysięcy dolarów. A „Psy” z numerem trzecim? Cóż, zawsze jest moment, że przychodzi kolej na wspomnienia kombatantów… Dlaczego wspomnienia? Bo tytuł filmu powtarza greps z pierwszej części, a wyjściowa sytuacja fabularna – Franz (Bogusław Linda) wychodzi z więzienia po dłuższej odsiadce i dawny kumpel (Cezary Pazura) pomaga mu się odnaleźć – jest identyczna jak w części drugiej. I jak pierwsza część waliła na odlew w bogoojczyźnianą gębę ówczesnej Solidarności, tak obecne „Psy” dokładać będą PiS i jego suwerenowi. Z tym że nie na pewno. Bo zeszłoroczny film Pasikowskiego „Kurier” o Janie Nowaku-Jeziorańskim był pod tym względem obły. W sumie – kompletne dziwadło. Nowak-Jeziorański z jednej strony wygłasza patriotyczne referaty, a z drugiej działa – w warunkach twardej okupacji – jak chimeryczny urazowiec, a nie dyplomata i konspirator. „Ani dupa, ani ojczyzna”, mawiają filmowcy w takim przypadku. Ale nawet jeżeli trzecie „Psy” okażą się tylko popłuczynami, to i tak można będzie na nich zarobić. Taką siłę ma etykieta. „Etykiety najczęściej dostaje się niesłusznie, chyba że jest się wódką”, mówił niedawno reżyser. Ta zasada dotyczy jednak i wódki, i filmów Pasikowskiego, gdzie zresztą wódki pije się o wiele więcej niż w innych filmach. Film inny niż wszystkie Takiego wstrząsu jak tej listopadowej nocy 1992 r., kiedy na festiwalu w Gdyni po raz pierwszy pokazano „Psy”, nasze kino nie odnotowało przez następnych 30 lat. Widownia obejrzała – i zdębiała. Film był tak odmienny od wszystkiego, co pokazywano, że zupełnie nie było wiadomo, jak się do niego obrócić. Na konferencji prasowej po projekcji Pasikowski otworzył butelkę coli i próbował wlać nieco napoju do szklanki. Siedziałem blisko i pamiętam, że z nerwów, jak też film zostanie przyjęty, ręka tak mu się trzęsła, że ledwo trafiał. Z miejsca ruszył atak patriotycznej krytyki na scenę, w której pijani ubecy śpiewają o Janku Wiśniewskim, wynosząc ze stołówki kumpla zalanego w sztok. Redaktor Maciej Pawlicki aż się zatchnął z oburzenia, że – owszem – należy rozrywać narodowe rany, by się nie zabliźniły itd., ale „to, co pan wyprawia, przekracza wszelkie granice”. Inni pytali, o co właściwie chodzi z tymi teczkami, co to je rzekomo ubecy palą, bo jakoś mało się o tym słyszy. A jeszcze inni chcieli wiedzieć, dlaczego pan Linda ściął włosy, skoro w lokach było mu do twarzy. Tego przystrzyżonego Lindę poprosiłem zaraz o chwilę rozmowy i – ciągle oszołomiony – mówię w ten deseń, że sądząc po reakcjach, powinien się szykować na objęcie pozycji nowego Cybulskiego czy Olbrychskiego. Na to pan Bogusław, przeciągając sylaby, jak mi się wydawało, w nieskończoność: „Bardzo pan miły, ale gdzie mnie tam do Olbrychskiego…”. A szok był planowy i nie. Początkowo miała to być warszawska historyjka policyjna, na którą w trakcie kręcenia „Krolla” wpadł Olaf Lubaszenko. Juliusz Machulski, szef zespołu Zebra, pomysł pochwalił, ale scenariusz odrzucił. Że niby szkoda pieniędzy na szaradę kryminalną, która toczy się wszędzie i nigdzie. Niech się to rozgrywa tu i teraz! „A co się rozgrywa tu i teraz?”, zapytał Pasikowski. Szybko mu donieśli: byli ubecy palą akta konfidentów, niektóre sobie zatrzymują, żeby szantażować tych, którzy się ustawili przy nowej władzy. Kto żyw przerzuca się na narkotyki, zwłaszcza na nowość, amfę. A poza tym przestali się pieścić – strzelają do siebie jak w Chicago w czasach prohibicji. Do tego Pasikowski usłyszał, że jego kumpla akurat puściła kantem dziewczyna, z zawodu modelka. Zdradziła go z najlepszym kolegą i wyjechała z nim do Paryża. Złożenie tego w całość zajęło Pasikowskiemu i Lindzie całą niedzielę. Połowa dialogów Władka, połowa Bogusia, niektóre zasłyszane. Operatorowi