Publiczność dyrygowana

Publiczność dyrygowana

Udział w nagraniu „Randki w ciemno” jest oferowany jako atrakcja wycieczek po Warszawie Jeszcze dziesięć lat temu dostanie się do telewizji na jakieś nagranie było marzeniem wielu osób, a zaproszenia załatwiano przez znajomych. Dzisiaj publiczność występuje w większości programów telewizyjnych. Z jej udziałem nagrywane są też niektóre polskie sitcomy. Realizatorzy nadawanego w TVP 1 serialu „Lokatorzy” w napisach końcowych z dumą informują, że śmiech, który słyszymy w tle, jest prawdziwy, a nie „z beczki”. Najlepszy widz to fan Telewizja Polska nie płaci za siedzenie na widowni w programach, które produkuje samodzielnie. Jak twierdzi Małgorzata Rybak z Jedynki, nie ma takiej potrzeby. Od wielu lat tłumy przyciąga „Wielka gra”. Publiczność w tym programie to osoby, które zadzwoniły do redakcji i zgłosiły chęć uczestniczenia w nagraniu. Zazwyczaj pcha je do telewizji pragnienie zobaczenia wszystkiego od podszewki i sentyment. Kamery, mikrofony i obecność Stanisławy Ryster na wyciągnięcie ręki są dla wielu nadal światem magicznym. Widownia teleturnieju „Kochamy polskie seriale” to potencjalni zawodnicy mający nadzieję, że zagrają o najwyższą stawkę. – Przyjeżdżają, bo liczą na szczęście w losowaniu i szansę na wygraną – mówi Barbara Olszewska zajmująca się angażowaniem uczestników. – Podobne reguły stosowaliśmy w teleturnieju „Sto procent” emitowanym w Polsacie. W przypadku innych programów wolimy, gdy uczestnicy przyprowadzają swoich znajomych i rodziny. Staramy się, żeby nie była to płatna publiczność. Widzowie natychmiast to wyczuwają. Osoby dostające pieniądze za udział w nagraniu cieszą i martwią na dany im sygnał. Wówczas ich reakcje nie są naturalne. Autorzy programu „Zwyczajni-niezwyczajni” podstawiają autokary do miejscowości, z których pochodzą bohaterowie. Najczęściej zabierają oni swoje rodziny i znajomych. Część publiczności stanowią wycieczki szkolne. Do „Randki w ciemno” może zgłosić się każdy, kto ma na to ochotę. – Na widowni siedzą po prostu ludzie z ulicy. Jedyny wymóg to ukończone 16 lat – opowiada Dominik Zieliński z redakcji programu. – Każdy z wybierających może zaprosić sześć osób. Przyjeżdżają też wycieczki. Niektóre biura podróży organizujące wycieczki po Warszawie mają w ofercie udział w nagraniu. Publiczność za pieniądze Część stacji płaci za przesiadywanie na widowni. Przodują w tym telewizje komercyjne i producenci zewnętrzni działający na zamówienie telewizji publicznej. Dla wielu osób – zwłaszcza emerytów i rencistów – stało się to sposobem na dorabianie do skromnych dochodów. Statyści są wyszukiwani za pośrednictwem impresariatów. Stawka za nagranie trwające kilka godzin, a często cały dzień wynosi średnio od 30 do 60 zł. Płatni statyści pojawiają się np. w nadawanym w TVN teleturnieju „Milionerzy”. Część widowni to osoby towarzyszące zawodnikom. Ostatnią grupę stanowią ludzie, którzy zamiast dzwonić pod numer eliminacyjny, wybierają tańszą możliwość. Zgłaszają się na widownię, a po nagraniu trzech odcinków prowadzący losuje spośród nich trzy osoby, które wejdą w skład grającej dwunastki. Opłacani widzowie stanowią także publiczność nadawanego w Polsacie teleturnieju „Żądza pieniądza”. W niektórych talk-show płaci się osobom z widowni zabierającym głos w dyskusji. Dzieje się tak w nadawanych w TVN „Rozmowach w toku” Ewy Drzyzgi. Redakcja korzysta z usług specjalnej agencji. Do podobnych środków sięga też czasami telewizja publiczna, np. program „Rower Błażeja”. – Zadzwonili do mnie z agencji – opowiada 26-letni Karol, który dorabia, pozując jako model – i powiedzieli, że wieczorem mam się zgłosić do telewizji przy Woronicza na nagranie. Rozmowa dotyczyła tego, co chłopaki lubią w dziewczynach. Siedziałem na widowni, podeszli do mnie z mikrofonem, więc zabrałem głos i było po wszystkim. Widzowie jako aktorzy Reakcje publiczności w studiu wpływają na dramaturgię programu. Większość producentów nie chce ryzykować i w efekcie audycje stają się starannie wyreżyserowanymi spektaklami. Przed nagraniem widzowie uczą się więc odpowiedniego zachowania: luzu, machania rękami, wydawania radosnych okrzyków albo pomruków dezaprobaty. Żeby wszystko przebiegało sprawnie, akcję koordynuje osoba wznosząca tabliczki z napisami: „Aplauz”, „Radocha”, „Pomruk” itp. Tak o publiczności mówi Krzysztof Skiba, kontrowersyjny lider zespołu Big Cyc, który był gościem wielu talk-show po tym, jak podczas koncertu pokazał premierowi nagie pośladki: – Reżyser kazał im grać przed kamerą – raz byli zasłuchani, raz zadziwieni, parę razy uśmiechali się na kilka sposobów, klaskali, wiwatowali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 47/2001

Kategorie: Media