Puk, puk, kontrola

Puk, puk, kontrola

Podsłuchane na korytarzu. Rozmawiało dwóch urzędników, jeden drugiego zapytał szyderczo: „Do czego służy Biuro Kontroli i Audytu?”. A ten drugi odpowiedział: „Do ewaluacji”. Miał rację. Co prawda, ową ewaluację dodano do nazwy już za nowych czasów, ale jak najbardziej słusznie, bo historia biura pokazuje, że bardziej niż sprawdzaniem zajmuje się ono tym, czy warto daną placówkę sprawdzać zasadniczo, czy tak sobie.

To nie jest opinia z sufitu. O MSZ w ostatnich miesiącach było głośno w mediach m.in. z powodu dwóch spraw. Afery wizowej, którą wyjaśnia m.in. sejmowa komisja śledcza, i afery związanej z byłym wiceministrem Pawłem Jabłońskim. Ten w ramach programu „Pomoc humanitarna” przekazał 7,2 mln zł – organizacjom, którym chciał, a nie tym, które zarekomendowała komisja konkursowa.

Przyjrzyjmy się obu tym historiom – dowiedzieliśmy się o nich w wyniku działań instytucji zewnętrznych wobec MSZ. W aferze wizowej to Centralne Biuro Antykorupcyjne namierzyło tropy związane z wiceministrem Piotrem Wawrzykiem (nadzorował Departament Konsularny) i przede wszystkim z jego asystentem Edgarem Kobosem, a także mechanizm – że wydanie wiz dla obywateli państw Azji i Afryki można było „załatwić” poprzez znajomość z Kobosem. Afera dotycząca ponad 7 mln, które rozdysponował Jabłoński – o niej z kolei dowiedzieliśmy się dzięki pracy inspektorów NIK.

A MSZ-owskie Biuro Kontroli i Audytu? Zgodnie z zakresem zadań to biuro „planuje, przeprowadza i dokumentuje kontrole w ministerstwie, jednostkach podległych lub nadzorowanych przez Ministra Spraw Zagranicznych” oraz „koordynuje sprawy związane z kontrolami przeprowadzanymi przez inne uprawnione organy i instytucje; prowadzi audyt wewnętrzny w ministerstwie”.

Nasuwa się więc pytanie zasadnicze: czy w sprawie wiz lub programu „Pomoc humanitarna” biuro coś wiedziało? Czy informowało o tym ministra?

Dodajmy dla porządku, że ani afera wizowa, ani afera Jabłońskiego nie była czymś ukrytym. Listy z nazwiskami osób, którym konsulowie mieli przyznać wizy, cała ta procedura, były znane konsulom i kierownictwu Departamentu Konsularnego. Wielu osobom. Rozmawiano o tym, zresztą samo szefostwo departamentu wysyłało mejle w sprawie wiz do placówek. Konkurs grantowy i sposób jego rozstrzygnięcia też były w MSZ komentowane. Przynajmniej w paru gabinetach. I co?

Panowie, których na korytarzu MSZ podsłuchaliśmy, nie mieli wątpliwości: o sprawie wiz i grantów „zamieszani” urzędnicy informowali, kogo trzeba. Choćby po to, by w przyszłości nikt ich nie ciągał po sądach za współudział.

Taka jest uroda MSZ. Pracują tu ludzie spostrzegawczy i chętnie informujący. Pytanie tylko, czy informowali również Biuro Kontroli i Audytu. Chyba nie, więc może skróćmy mu nazwę do Biura Audytu albo rozwiążmy po prostu. Bo po co komu jednostka, która generuje potężne koszty (delegacje kosztują), a zasadniczo groźna jest dla podpadniętych i potrafi ścigać za źle rozliczony bilet, pozostałych spraw nie widząc?

 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 35/2024

Kategorie: Aktualne, Notes dyplomatyczny