Kiedy Nixon w czasie afery Watergate mianował Leona Jaworskiego specjalnym prokuratorem, doradcy mówili prezydentowi: „Będziesz tego żałował” Będziesz żałować tej decyzji – usłyszał Richard Nixon od jednego ze swoich doradców. Był 1 listopada 1973 r. i amerykański prezydent właśnie mianował Leona Jaworskiego specjalnym prokuratorem, już drugim od wybuchu afery Watergate. Kto by się spodziewał, że ten syn polskiego pastora będzie decydować o losach najpotężniejszego mocarstwa na świecie. Poprzednik Jaworskiego – Archibald Cox – napsuł prezydentowi wiele krwi. Dystyngowany prawnik z dyplomem Harvardu uosabiał to wszystko, czym Nixon gardził. Cox miał nienaganny styl i dykcję, przede wszystkim zaś był ulubieńcem waszyngtońskich elit. Kiedy więc zażądał od głowy państwa udostępnienia taśm z zapisem rozmów w Białym Domu, Nixon nie wahał się go zwolnić. Ta decyzja słono go kosztowała. W proteście podali się do dymisji prokurator generalny oraz jego zastępca. Całe to zamieszanie przysporzyło Nixonowi nowych przeciwników w Kongresie i jeszcze bardziej utrudniło obronę. Powołanie Jaworskiego miało uspokoić sytuację. W przeciwieństwie do Coksa, nowy specjalny prokurator wydawał się nie mieć ambicji politycznych. Ponadto, jako osoba wywodząca się z nizin społecznych, budził zaufanie prezydenta, który sam musiał pokonać długą drogę od syna drobnego sprzedawcy do przywódcy supermocarstwa. Co więcej, mimo że Jaworski sympatyzował z Partią Demokratyczną, dwukrotnie wspierał Nixona w wyborach prezydenckich, organizując w rodzinnym Teksasie komitety poparcia dla kandydata republikańskiego. Reakcja waszyngtońskich elit na nominację Jaworskiego była chłodna. Kiedy przybył do stolicy, nikt z jego nowych współpracowników nie wyszedł przywitać go na lotnisku. W biurze zdominowanym przez liberałów ze Wschodniego Wybrzeża, konserwatysta z Teksasu jawił się jako człowiek Nixona. Poza tym za Jaworskim ciągnęła się znajomość z Johnem Connallym, sekretarzem skarbu w administracji Nixona, któremu później przedstawiono zarzuty w sprawie Watergate. Jednak jeśli Nixon spodziewał się, że nowy prokurator umorzy śledztwo, to się pomylił. „Sprawiedliwości musi stać się zadość”, powtarzał z uporem maniaka Jaworski, zyskując przydomek „Pułkownik Prawda”. Już wcześniej dowiódł, że literę prawa przedkładał nad wszystkie sympatie polityczne i osobiste. Doskonale rozumieli to współpracownicy Nixona, którzy, świadomi przewinień, ostrzegali go przed Jaworskim. „Każdy, kto myślał, że Leon nie będzie się starał doprowadzić śledztwa do końca z pełnym zaangażowaniem, po prostu go nie znał”1, powiedział później jeden z bliskich znajomych Jaworskiego. Obejmując funkcję specjalnego prokuratora, Jaworski zdawał sobie sprawę, że od jego decyzji może zależeć przyszłość kraju. Po raz pierwszy od czasów prezydenta Andrew Johnsona (1865-1869) istniała realna groźba usunięcia głowy państwa z urzędu. O ile jednak w XIX w. Stany Zjednoczone znajdowały się na peryferiach światowej polityki, o tyle ponad sto lat później były w jej centrum. Paraliż władz USA, jakim niewątpliwie byłby impeachment prezydenta, mógł, jeśli nie odwrócić losy zimnej wojny, to z pewnością jeszcze bardziej je skomplikować. Skoro jednak to on stanął na czele śledztwa, musiał uczciwie wywiązać się ze swoich obowiązków. Bez względu na konsekwencje. Wzorem swojego poprzednika Jaworski nalegał na udostępnienie tajnych taśm z nagraniami rozmów w Białym Domu. Nie zgodził się, gdy prezydent zaproponował, że dostarczy Kongresowi zredagowane stenogramy tylko tych ich fragmentów, które bezpośrednio dotyczyły Watergate. Jaworski, wsparty decyzją Sądu Najwyższego, wymógł w końcu na administracji przekazanie oryginałów taśm. Udostępnienie taśm ostatecznie pogrążyło administrację Nixona. Okazało się, że prezydent doskonale zdawał sobie sprawę z nielegalnych działań współpracowników, a co gorsza, dążył do zatuszowania sprawy. Po tym, jak zapisy rozmów zostały upublicznione 5 sierpnia 1974 r., nawet sympatyzujący z prezydentem republikańscy kongresmeni oznajmili, że zagłosują za wszczęciem procedury impeachmentu. Nie czekając na rezultat głosowania w Kongresie, 7 sierpnia Richard Nixon podpisał swoją rezygnację. „Leon Jaworski był wniebowzięty – wspominał Nixon – kiedy Al Haig (szef sztabu Białego Domu) poinformował go o mojej decyzji. Uważał, że leżało to w najlepszym interesie państwa”2. Tego samego dnia Nixon z rodziną opuścił Biały Dom i udał się do swojej rodzinnej posiadłości w San Clemente. 38. prezydentem USA został Gerald R. Ford, dotychczasowy wiceprezydent, powołany na to stanowisko niespełna
Tagi:
Krzysztof Wasilewski