Amerykanie liczą, że wycofywane w 2014 r. rakiety kupi… Polska Minister obrony narodowej, Bogdan Klich, z euforią powitał w Morągu 142 amerykańskich żołnierzy i przede wszystkim szkieletową baterię amerykańskich pocisków przeciwlotniczo-antyrakietowych klasy Patriot Pac-2. Na kilometr było widać, że ta uroczystość jest bardzo sztuczna i napuszona nie tylko dlatego, że obok ministra na wielkiej trybunie stał amerykański ambasador, który nie ma wpływów w waszyngtońskim establishmencie. Trzy lata temu niektórzy polscy politycy zaczęli odsądzać prof. Zbigniewa Brzezińskiego od czci i wiary, kiedy ten oświadczył, że Polska jest tylko trzeciorzędnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Prawda zawsze boli. Niestety znany politolog miał rację, a przecież było to w okresie, kiedy administracja George’a Busha juniora przykładała wielką wagę do polityki europejskiej. Obecnie, kiedy Barack Obama daje priorytet w zakresie polityki zagranicznej takim regionom jak Afryka czy Azja, rola Polski tym bardziej zmalała. Niestety po podpisaniu praskiego porozumienia rozbrojeniowego między USA i Rosją ciężar gatunkowy Polski w oczach polityków znad Potomaku zmalał zupełnie. Polska stała się w sposób naturalny już nie trzecio-, ale czwarto-, a może nawet pięciorzędnym sojusznikiem USA. Pragmatyczni Czesi potrafili przynajmniej tak zorganizować bieg wydarzeń, że to w ich stolicy podpisano doniosły układ międzynarodowy. Pytanie, jakie musi się pojawić w tym miejscu, brzmi: dlaczego nie w Warszawie – rzekomo czy rzeczywiście najważniejszym kraju Europy Środkowej? Ale tę sprawę zostawmy do oceny naszemu ministrowi spraw zagranicznych, personie z prezydenckimi ambicjami i raczej rzekomymi niż realnymi wpływami u amerykańskich polityków. Niemniej jednak Polska jest jeszcze Stanom potrzebna. Jakie państwo bez szemrania będzie wysyłało żołnierzy do Iraku, Afganistanu, a może wkrótce do Korei Południowej? Kto będzie kupował przestarzały już sprzęt i uzbrojenie od USA, w sytuacji kiedy wśród specjalistów od dawna krąży opinia, że analogiczne systemy produkcji innych państw są z reguły trzy-, a nawet czterokrotnie tańsze? Porozumienie, w wyniku którego Stany Zjednoczone zobowiązały się do rotacyjnej obecności na naszym terytorium szkoleniowej baterii rakiet Patriot, jest typowym pyrrusowym zwycięstwem strony polskiej. Amerykanie – za polskie pieniądze – będą przez miesiąc w każdym kwartale przemieszczali ze stacjonującego w rejonie Kaiserslautern w Niemczech 7 pułku artylerii obrony powietrznej jedną baterię do polskiego Morąga. US Army – bo te pociski należą do wojsk lądowych – traktuje to jako ćwiczenia w przemieszczaniu baterii na duże odległości. W trakcie jednego z kolejnych przemieszczeń w trybie alarmowym podróżująca bateria zostanie wyładowana i rozwinięta na poligonie w Biedrusku. Ale nie zdradzajmy już więcej tajemnic… poliszynela. Przy okazji Amerykanie zobowiązali się przeszkolić 30 polskich wojskowych jako obsługę jednego stanowiska startowego. Szkolenie jednego pododdziału ma odbyć się w czterech miesięcznych turach, tak by po trzech latach żołnierze byli oswojeni z amerykańskim uzbrojeniem. Te trzy lata nie są bez znaczenia, ponieważ za trzy lata, kiedy Polska będzie musiała przystąpić do unowocześniania swojego systemu obrony przeciwlotniczej, znajomość amerykańskiego sprzętu będzie oczywiście priorytetowym czynnikiem w ewentualnych zakupach systemu obrony przez Polskę… Bateria, która przyjechała do Morąga, absolutnie nie ma znaczenia militarnego. Oczywiście napisy EMPTY (pusty) na pojemnikach z pociskami niektórych rozbawiły. Ale znawcy dobrze wiedzieli, że ów napis nie był bez znaczenia, to było właściwie przesłanie do Rosji: Stany Zjednoczone nie zamierzają umieścić jakichkolwiek pocisków rakietowych w Polsce. Rosjanie to dobrze rozumieją, dlatego ton krytyki medialnej ze strony Moskwy był bardzo łagodny. Nie zrozumiał natomiast z tego nic obecny wiceszef BBN, którego napuszone wypowiedzi w środkach masowego przekazu wskazują, że ideologia przeważa u niektórych nad realizmem politycznym. Patrioty Pac-2 są obecnie najstarszą używaną wersją tego typu rakiety. Nie za bardzo zdały egzamin już w okresie operacji „Pustynna Burza”. Patrioty tej właśnie klasy broniły saudyjskiego Rijadu i izraelskiego Tel Awiwu przed rakietami Scud Saddama Husajna. Dobrze, że Saddam miał tylko scudy pierwszej generacji i niedoszkoleni Irakijczycy wystrzeliwali je bardzo schematycznie, bo inaczej byłoby źle… Patrioty Pac-2, jak się później, po analizach okazało, zneutralizowały tylko 45% wystrzelonych dość prymitywnych scudów (olbrzymia większość tych, które przeniknęły przez obronę, spadła na pustynię). Ta generacja patriotów została przeklasyfikowana przez armię amerykańską jako wyłącznie