W kinach frekwencja słaba, a multipleksów przybywa – Jeśli uzbiera się pięciu widzów, to film puścimy – tłumaczy pracownica warszawskiego multikina. – Na poprzedni seans nie było chętnych. Podobnie jest w Poznaniu, Gdańsku, Łodzi. W dni powszednie, zwłaszcza przed wieczorem, sale często świecą pustkami – i to mimo promocji, obniżek cen biletów i brzydkiej pogody. Amerykański przemysł filmowy największe zyski przynosi latem, w czasie urlopów i wakacji, kiedy wszyscy mają więcej czasu. U nas od lat wakacje są uważane za martwy sezon w kinie, ciekawsze premiery są przetrzymywane do września i października. Ale nie tylko latem Polak nie ogląda filmów. Z raportu „Rozrywka w Polsce”, opracowanego przez firmę doradztwa nieruchomości Healey&Baker, wynika, że statystyczny Kowalski chodzi do kina zaledwie 0,7 raza w ciągu roku, dwa razy rzadziej niż Czech czy Węgier. Na rozrywkę wydaje rocznie 111 euro, dziewięć razy mniej niż Niemiec czy Francuz. Tymczasem ceny biletów do kin wzrastają. Te fakty wskazują na to, że rynek multikin zaczyna się nasycać – twierdzą autorzy raportu. Mimo to właściciele multipleksów są dobrej myśli, a zagraniczni inwestorzy chcą tu budować nowe obiekty: sądzą, że po wstąpieniu Polski do UE sytuacja się zmieni, że poodobnie jak w innych krajach europejskich, przemysł filmowy będzie przynosił duże zyski. U nas zysków nie przynosi – i to od lat. Niemniej właśnie Polska budzi największe zainteresowanie inwestorów w Europie Środkowowschodniej. Firma Multikino, właściciel pięciu kompleksów kinowych, planuje wybudować w naszym kraju jeszcze 10, Silver Screen ma trzy obiekty, docelowo planuje 15, Ster Century ma cztery, planuje 10. Mimo że w ub.r. kina odwiedziło o 40% mniej widzów niż dwa lata temu, Artur Nowakowski, prezes Kinepolis Polska, nie martwi się: – W lipcu ruszył w Poznaniu nasz 20-salowy multipleks, największy w Polsce, mieszczący 7,4 tys. widzów. Nie obawiam się, że sale będą puste. Nie zgadzam się z tym, że na rynku kinowym panuje regres i frekwencja spada. Jestem optymistą. Ale potrzeba czasu: taka inwestycja (o wartości ok. 120 mln zł – przyp. red.) zwraca się po latach. Kulawa promocja Tymczasem, według Daniela Landorfa z krakowskiej agencji Apropos Info zajmującej się analizą rynku kinowego w Polsce, utrzymuje się spadkowa tendencja frekwencyjna: – Sytuacja pogorszyła się od czasu „Titanika”. Ten film zabił rynek, ponieważ dwukrotnie podbił ceny biletów (był dwa razy dłuższy) i ceny te już nie spadły, lecz jeszcze rosły. Ponadto dystrybutorzy zaczęli traktować filmy jako towar masowy, przeznaczony do multipleksów, co odbiło się na reklamie zachwalającej każdy film jako najlepszy. Natomiast nie jest promowana sama instytucja kina. Podobnego zdania jest Zbigniew Żmigrodzki, prezes Stowarzyszenia Kina Polskie: – Po sukcesie frekwencyjnym w 1999 r. popadliśmy w hurraoptymizm. Rok ubiegły był wręcz fatalny, a i ten nie jest dobry. Polski widz nie ma zwyczaju częstego chodzenia do kina. Jeśli jakiś film zobaczy u nas milion widzów, uważamy to za znakomity wynik. Nawet 300 tys. widzów to bardzo dobra frekwencja. Niestety, polska publiczność kinowa to ograniczona grupa ludzi, głównie młodzież. Starsi widzowie bywają w kinie raz czy dwa razy w roku, przyciągani przez głośne, szeroko reklamowane superprodukcje. Superprodukcja z efektami W multikinach najlepiej sprzedają się superprodukcje. Zawierają bowiem efekty specjalne, które robią wrażenie dzięki nowoczesnej, bardzo kosztownej technologii, na jaką mogą sobie pozwolić tylko rynkowe giganty (nowoczesne projektory, wzmacniacze, system Digital Dolby SR). Wygląda na to, że multikina zmieniają nie tylko wymagania widzów co do standardu sali, kształtują także upodobania repertuarowe. Zmienił się również sposób oglądania: na superprodukcjach, zawierających zwykle sceny bitewne, pościgi, kataklizmy itd., można zaobserwować zbiorowe przeżywanie filmu: głośne okrzyki, komentarze, śmiechy, wtórujące ostentacyjnemu szeleszczeniu torebkami z popcornem. Jednak widz lubiący oglądać film w skupieniu i niekoniecznie przepadający za zapachem prażonej kukurydzy woli pójść do tradycyjnego kina studyjnego, gdzie przychodzi bardziej kulturalna widownia. Zdaniem Romana Gutka, szefa warszawskiego kina studyjnego Muranów i ambitnej firmy dystrybucyjnej Gutekfilm
Tagi:
Ewa Likowska