Tuaregowie to nietypowi muzułmanie: mężczyźni paradują w turbanach zakryci po oczy, podczas gdy kobiety odsłaniają twarze Powód przeniesienia Rajdu Dakar do Ameryki Południowej był jasny: zagrożenie ze strony Al Kaidy rosnącej w siłę na zachodniej Saharze. Jej medialność przysłania splot międzynarodowych interesów wokół surowców jądrowych i rozgrywającą się od lat na pustyni rebelię Tuaregów. Tuaregowie a branża atomowa To lud o niewyjaśnionym do końca pochodzeniu, często zaskakujący niebieskimi oczami i rudymi włosami. Nazywani są niebieskimi ludźmi z racji zabrudzenia skóry barwnikiem indygo z ich szat. Od wieków przemierzają pustynię w karawanach, dawniej jako handlarze niewolników, złota i kości słoniowej, dziś – kupcy solni, pasterze, właściciele agencji turystycznych, rebelianci. Wyznający matriarchat Berberowie są nietypowymi muzułmanami – mężczyźni paradują w turbanach zwiniętych z 6 m materiału zakryci po oczy, a tuareskie kobiety odsłaniają twarze. Ład pokolonizacyjny wprowadził na pustyni sztuczne granice. Odtąd 1-3,5 mln Tuaergów (rozbieżności w szacunkach z racji koczowniczego trybu życia) zamieszkuje tereny Mali, Nigru, Algierii, Libii i Burkina Faso. – Mieszkam w In-Guezzan przy granicy z Nigrem. Wiesz, ile trzeba zachodu, żeby odwiedzić moją rodzinę po drugiej stronie? – żali się Ahmed, algierski Tuareg w Tamanrasset. Ich roszczenia nasiliły się w związku z jawną marginalizacją i dyskryminacją przez rządy, a czarę goryczy przelała obecność na ich ziemiach zachodnich koncernów. Po rozruchach w latach 60. w Nigrze i Mali w latach 90. wybuchła kolejna fala rebelii, zakończona pokojem w Nigrze w 1995 r. i ostatecznym złożeniem broni przez malijskich partyzantów w 1998 r. Sytuacja wydawała się opanowana, w krajach zaczęła się rozwijać turystyka. Niger z czwartymi pod względem wielkości na świecie złożami uranu pozostaje piątym najbiedniejszym krajem świata. Następujące po sobie susza i plaga szarańczy, które nawiedziły kraj w 2004 r., dotknęły głodem 3 mln osób, w tym ok. 1 mln dzieci. Aby przetrwać, ludzie jedli trawę i liście. Od nigerskich złóż zależy w pełni francuska branża atomowa, która czerpie stąd 75% uranu wykorzystywanego jako paliwo w elektrowniach jądrowych. Francuzi byli w Nigrze przez 40 lat monopolistą w wydobyciu uranu – do 2008 r., kiedy miejscowy rząd wynegocjował od operującego na północy kraju koncernu Areva NC, holdingu Areva Group, będącego z kolei własnością państwowej instytucji Commissariat a l’énergie atomique (CEA), 50-procentową podwyżkę opłat eksploatacyjnych i prawo do samodzielnej sprzedaży surowca po wyższych cenach na rynkach światowych. Areva zgodziła się zainwestować 1 bln euro w nową kopalnię w Imouaren, drugą co do wielkości kopalnię uranu na świecie (planowane otwarcie w 2010-2011 r.). To nie usatysfakcjonowało Tuaregów, nieprzyjmujących do wiadomości, że nie dostaną złamanego franka za wydobycie ich drogich surowców na własnej ziemi. Na domiar złego w związku z wydobyciem uranu doszło do katastrofy ekologicznej – zatruto deficytowe zbiorniki wody pitnej, a świat obiegły pokazane przez Al Dżazirę zdjęcia lamentujących rodzin dotkniętych dramatem. W niektórych regionach stężenie radioaktywnych substancji w wodzie przekracza dziesięciokrotnie dopuszczalne normy. Koncern broni się, twierdząc, że spełnia wszelkie kryteria ekologiczne i działa etycznie. W 2007 r. nigerscy Tuaregowie chwycili za broń. Rebelia Po ujarzmieniu rebelii z lat 90. rządy obu krajów starały się wcielić byłych buntowników w szeregi mundurowych, co powiodło się tylko częściowo w Nigrze. W Mali plan poniósł fiasko. Tuaregowie woleli swoje niebieskie stroje. Już w 2005 i 2006 r. dochodziło tam do ostrych starć z siłami rządowymi. Mimo że rebelia wybuchła i toczyła się niemal równocześnie w obu krajach, rebelianckie ugrupowania nie pozostawały w formalnym sojuszu. Ruchem rebeliantów w Nigrze kierowała organizacja Mouvement des Nigériens pour la Justice (MNJ), deklarująca otwarcie cel walki: sprawiedliwą redystrybucję dochodów z eksploatacji uranu w górach Air w północnym Nigrze – mateczniku Tuaregów. W apelach konsekwentnie podkreślali, że walczą nie w imię tuareskiego nacjonalizmu, ale o reformy polityczne, ekonomiczne i ekologiczne. Rząd twierdził, że to zgraja zwykłych bandytów i przemytników. Jest w tym odrobina prawdy. Przemyt przez granice krajów saharyjskich to codzienność. Mój tuareski znajomy, obywatel Algierii, pokazywał mi nagrany przez siebie na telefonie komórkowym filmik, na którym wielka ciężarówka przemyca przez granicę nigersko-algierską tony tytoniu. – Dziś
Tagi:
Andrzej Muszyński