Profesor Bronisław Łagowski stwierdził na łamach naszego tygodnika, że Instytut Pamięci Narodowej to „główna instytucja przemocy symbolicznej”, utworzona wspólnie przez PO i PiS. Bohdan Piętka w tekście „Historia w służbie polityki”, który można przeczytać w najnowszym „Przeglądzie”, twierdzi – „IPN od lat realizuje państwową politykę historyczną, której fundamentem pod rządami Zjednoczonej Prawicy (a nawet wcześniej) stał się skrajny antykomunizm”. Wyraźnie widać, że realizowana polityka historyczna jest czarno-biała, co nie jest zgodne z akademickim podejściem do historii.
Dlatego pytamy: Jak IPN sfałszował naszą historię?
prof. Lech Szczegóła,
socjolog, Uniwersytet Zielonogórski
Polityka historyczna uprawiana przez liczne agendy obozu władzy w rodzaju IPN jest jednym z kluczowych środków w dążeniu do tego, co trudno nazwać inaczej niż panowanie ideologiczne. Promocja słusznego obrazu historii polega, jak zawsze w tego typu praktykach, na selekcji faktów i budowaniu politycznie użytecznej legendy. Pierwszą ofiarą parapoznawczych technik instytutu stały się stosunki polsko-żydowskie. Drugą jest oczywiście skomplikowana historia początków oraz końca PRL. Ukryty zamiar tego sposobu redystrybucji prawdy stanowi dyskredytowanie wartości i postaw polskiej lewicy. To nacjonalistyczno-katolickiej prawicy ma przysługiwać miano jedynego rzecznika patriotyzmu, obrońcy narodowej dumy i suwerenności. Mówiąc nieco ironicznie, formacja wykształconych i doktoryzowanych w socjalistycznej Polsce braci Kaczyńskich ma być wcieleniem najbardziej „prawowitego” nurtu polskiej tradycji ideowej. Szkodliwa społecznie i kosztowna tromtadracja.
dr Paweł Sękowski,
Instytut Historii, UJ
Mówiąc o IPN, nie mam na myśli rzeszy pracujących tam historyków, tylko pewną oficjalną linię lansowaną przez kierownictwo i prezesa Jarosława Szarka. Jest to prymat ideologii nad faktami – odejście od nauki historycznej w kierunku motywowanej ideologicznie pogadanki wychowawczej, gdzie żywi ludzie stanowią manifestację absolutnego dobra lub absolutnego zła. Zakłamuje się historię poprzez negowanie niegodnych czynów lub usprawiedliwianie arbitralnie określonych „dobrych”, choćby w narracji na temat postawy szerokich kręgów Polaków etnicznych wobec współobywateli żydowskich w czasie wojny czy na temat tzw. żołnierzy wyklętych. Z kolei ucieleśnieniem „zła” staje się w tej narracji Polska Ludowa – stąd negowanie jakichkolwiek pozytywnych jej aspektów.
Wizja IPN prowadzi do fałszowania historii poprzez zupełnie dowolne operowanie faktami w celu budowy spójnej wizji „dobra” i „zła” i temu podporządkowana jest cała praca naukowa. Pewne projekty mają wręcz urzędowo dojść do określonych wniosków, np. badając okupację kładzie się nacisk na zjawisko pomocy współobywatelom żydowskim przez katolickich Polaków i taki jest cel tych badań. Nie pokazuje się złożoności postaw. Stawiane są z góry tezy, które mają być dowiedzione.
Michał Syska,
Ośrodek Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a
Platforma polityczna, na której przed laty IPN został ufundowany, to antykomunizm. Zakłada on zrównanie komunizmu z faszyzmem i nazizmem – zarówno w obszarze wartości i idei, jak i rzeczywistych praktyk politycznych realizowanych pod sztandarem tych ideologii. Prowadziło to do malowania dziejów PRL jedynie czarną barwą i przypisywania osobom zaangażowanym w tamten system wyłącznie złych motywacji. Stworzono też nieprawdziwy obraz całego społeczeństwa zjednoczonego w oporze przeciw garstce „zdrajców i agentów obcego mocarstwa”. Twórcy IPN nie wzięli pod uwagę, że jedną z funkcji antykomunizmu jest relatywizacja faszyzmu i nazizmu, i dziś dziwią się, że w stworzonej przez nich instytucji możliwe są kariery osób o ekstremistycznych poglądach.
Dariusz Zalega,
historyk, fanpage Zbuntowany Śląsk
Działalność IPN to typowy przykład historii dworskiej, skrawanej pod wymagania władzy. To doskonale widać tak w poruszanej tematyce, jak i samym jej przedstawianiu, czego klasycznym przykładem jest bezrefleksyjne i ahistoryczne traktowanie sprawy tzw. Wyklętych. Kto odbiega od tego modelu, ten żegna się z IPN. Ale dochodzi do tego sam skład tego środowiska – w zdecydowanej większości prawicowego lub skrajnie prawicowego, o czym świadczy przypadek Greniucha. Przebywanie w grupie o tak jednorodnych poglądach nie sprzyja pracy twórczej. Oni żyją w swoim świecie przekonani o tym, że słuszność jest po ich stronie, że wszystko mogą, a to tylko skutek stadnego myślenia. Do wielu z nich może już jednak docierać, że przyjdą czasy, gdy anegdotą będzie stwierdzenie „wiarygodny jak historyk z IPN”.
Adam Jaśkow,
Koordynator Krakowskiego Oddziału Centrum im. Daszyńskiego
Zarządzanie przekazem historycznym jest podstawowym celem IPN. Nie przypadkiem przecież wpisano do jego podstawowych zadań – „ prowadzenie śledztw w sprawie zbrodni nazistowskich i komunistycznych, w tym zbrodni popełnionych na osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości, popełnionych w okresie od 8 listopada 1917 r. do 31 lipca 1990 r.” Po pierwsze, od razu zrównano komunizm z faszyzmem, co nawet wśród bardzo prawicowych historyków i badaczy idei na świecie nie jest poglądem powszechnym. Po drugie wprowadzono datę symboliczną 8 listopada 1917. Czemu taką, przecież nic takiego nie stało się wtedy na ziemiach polskich? Natomiast 7 listopada 1917 nastąpił w Rosji przewrót bolszewicki nazywany przez niektórych Rewolucją Socjalistyczną. Walka z wszelkimi przejawami komunizmu (socjalizmu) jest więc ustawowym zadaniem IPN. Nie jest to łatwe zadanie, ale trzeba przyznać, że IPN bardzo się stara.
Magazyn archiwalny, Warszawa, ul. Kłobucka, fot. Katarzyna Adamów
IPN walczy z mitycznym komunizmem, którego w PRL nigdy nie było, a który wstecznie został zainstalowany, żeby polska prawica miała z czym toczyć heroiczne boje. To pierwsze wielkie kłamstwo zostało w polskich głowach zaszczepione przez tzw. demokratyczną opozycje w latach 1980-tych, zgodnie z zimnowojenną propagandą jej zagranicznych sponsorów. Żadna PRL-owska władza nie używała tego pojecia, a po 1956 roku stało sie ono tylko mglistą, teoretyczną wizją. Strajkujący w 1980 roku robotnicy nie protestowali przeciwko żadnemu komunizmowi, a swoje postulaty uzasadniali checią (mniej czy bardziej naiwną) realizacji socjalizmu lepszego niż realnie wtedy istniejący.
Drugie wielkie kłamstwo IPN-owskiej propagandy, to całkowite pomijanie tego, co stanowi przytłaczającą wiekszość historii narodu: postep społeczny, gospodarczy, edukacyjny, naukowy, kulturalny. Można sobie tylko zadać pytanie, czy IPN całkowicie pomija te najważniejszą cześć historii PRL z pospolitej ignorancji, czy z obawy, że malowany przez niego czarny obraz PRL okazałby sie całkowitym fałszem, gdyby prawda wyszła na jaw. Prawda, którą można poprzeć twardymi danymi statystycznymi, a która jest jednoznaczna – PRL była okresem najszybszego postepu we wszystkich wymienionych wyżej dziedzinach, w całej polskiej historii. IPN bedzie w kółko pokazywał te same zdjecia pustych haków w sklepach miesnych na początku lat 1980-tych, a wystarczy spojrzeć w dane statystyczne, żeby sie dowiedzieć, że miedzy 1945 i 1980 rokiem spożycie miesa w Polsce wzrosło z grubsza 5-krotnie, zaś w czasach rzekomego głodu w latach 80-tych spadło ledwo o 10-15%. No ale Polacy wolą wierzyć w obrazki. Nie dość tego, ludzie pamietający (podobno) tamten okres też powtarzają te samą bzdure, że „był tylko ocet”. Tylko jakoś zapominają o tych ćwiartkach świń, kurach, jajkach itp. zwożonych masowo od rodziny na wsi. Powiedz Polakowi, że (zgodnie z prawdą historyczną) kartki zostały wprowadzone na życzenie Solidarności, a zniesione przez ostatni „komunistyczny” rząd, to powie, że to komunistyczna propaganda.
IPN działa na zasadzie warunkowania psów przez Pawłowa – odpowiednio eksponując tylko niewielki wycinek historii sprawia, że Polacy na hasło PRL czy socjalizm tylko wściekle szczerzą zeby i stają sie tym samym całkowicie głusi na jakąkolwiek racjonalną argumentacje. Ewentualnie reagują skrzywioną miną, prychaniem czy przewracaniem oczami – czyli na poziomie rozwojowym przedszkolaka.