Prof. Hieronim Kubiak, socjologia polityki, PAN W dużym stopniu tak, bo współczesne partie stają się zwykłymi biurami pośrednictwa pracy dla swoich członków. Wielu z nich nie ma żadnego przygotowania zawodowego, więc jedyną szansą, by się utrzymać, jest zdobycie poparcia jakiejś zbiorowości. Najczęściej nie chodzi więc o budowanie programu, bo brakuje refleksji nad tym, czym jest dobro wspólne i jakie metody zastosować do osiągnięcia konkretnego celu. Wszystko ogranicza się do haseł, a politykę rozumie się jako wojnę, tyle że prowadzoną innymi środkami. dr Anna Pacześniak, nauki polityczne, Uniwersytet Wrocławski Aby podtrzymać zainteresowanie obywateli polityką partyjną, polskie partie są zainteresowane podgrzewaniem emocji. Czasem sztucznie kreują spór i wywołują wojenki, które ostatecznie mają się przysłużyć im wszystkim i utrzymać je przy życiu. I choć jest to stąpanie po kruchym lodzie, ponieważ obywatele mogą powiedzieć „sprawdzam”, gdy zorientują się, że za konfliktem nie kryją się żadne polityczne wartości, to ryzyko wydaje się warte podjęcia, o czym świadczy polska scena polityczna. Wiesław Gałązka, marketing polityczny Na całym świecie partie istnieją po to, aby walczyć o programy czy wizje i je realizować. Gdyby nie miały odmiennych racji, stałyby się niepotrzebne. Partie są niezbędnym elementem walki politycznej, a różnice między nimi zwiększają (lub zmniejszają) liczbę popierających. dr Wiktor Szewczak, politologia, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu Tym, co wyróżnia Polskę na tle większości demokracji zachodnich, są źródła konfliktu politycznego, które u nas wydają się mieć charakter wysoce personalny. Dlatego konflikt ów wydaje się nierealistyczny, tzn. jego bazą nie są realne, obiektywne kwestie, ale animozje interpersonalne. Takie konflikty są szczególnie trudne do rozwiązywania. Wynika to z dość mocnej personalizacji i słabej instytucjonalizacji partii politycznych w naszym kraju, podporządkowania silnym osobowościom liderów, specyficznej drogi awansu wewnątrzpartyjnego (ale też degradacji). dr Mariusz Baranowski, socjologia, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Spory między partiami są korzystne przede wszystkim dla głównych oponentów, gdyż marginalizują innych graczy na scenie politycznej i – za sprawą mediów – ogniskują uwagę wyborców. Rolą mediów, podmiotów pozarządowych i obywateli jest wywieranie presji na rządzących, by ci ostatni skupiali się nie na jałowych sporach o krzesła, briefingach czy konferencjach prasowych, ale na konkretnych kwestiach merytorycznych. dr Magdalena Mikołajczyk, najnowsza historia Polski, Uniwersytet Pedagogiczny im. KEN w Krakowie Czy naprawdę mamy do czynienia z wojną? Czy jest to raczej serial z fabułą na tyle powtarzalną, że nuży odbiorcę oczekującego wciąż większych emocji? Teatr rozgrywający się na scenie politycznej wciąga. Media, wcielając się w rolę krytyków, uważają ten scenariusz za obowiązujący. Widzowie czekają na kolejny odcinek. Nominałem gry konfrontującej partie są raczej emocje, a nie jakiekolwiek osiągnięcia – te można bowiem zarówno mieć, jak i preparować. Chronicznym deficytem jest brak szacunku. Docenienia. Afirmacji. I uśmiechu. Nie do siebie w lustrze, nie do widzów, tylko po przekątnej – do rywala. dr Grzegorz Foryś, socjologia zmiany społecznej Konflikty między partiami nie są może czynnikiem utrzymującym je przy życiu, ale na pewno są elementem dynamizującym ich poparcie społeczne i stanowią narzędzie wpływania na zachowania wyborców. Stan konfliktu w Polsce jest żywy przede wszystkim dzięki postawie PiS. Konflikt jest elementem strategii tej partii obliczonym na mobilizację skrajnych części elektoratu. Taka postawa służy partiom politycznym, co obserwujemy w sondażach, ale nie jest korzystna dla demokracji i społeczeństwa. Eliminuje bowiem z debaty politycznej wiele kwestii istotnych dla przeciętnego Polaka. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint