Ani SLD, ani SdPl, ani inna partia mieniąca się lewicą nie uzyska poparcia grup socjalnych w przypadku mariażu z neoliberałami Zawieranie przez SLD i SdPl lokalnych koalicji samorządowych z Partią Demokratyczną (pomniejszoną o Forum Liberalne) potwierdza to, o czym mówiło się od dawna. Koncepcja tzw. nowego centrolewu zostanie wcielona w życie. Lewica wybrała centrum, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo przysłużyła się PiS i jego satelitom. Idea centrolewu, której autorem jest Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”, stanowi dobry projekt polityczny, który sprawdził się… we Włoszech, w których koalicja Drzewo Oliwne (złożona z socjalistów, komunistów, chadeków, zielonych i lewicujących demokratów) pod przywództwem Romana Prodiego wygrała ostatnie wybory parlamentarne i samorządowe. O polskim centrolewie można zatem myśleć, wówczas gdy będziemy mieli – tak jak we Włoszech – lewicę autentyczną, z wyrazistym programem lewicowo-socjalistycznym, odwołującym się do reformistycznych tradycji; lewicę otwartą na ruch alterglobalistyczny i nowolewicowy, mającą zaczepienie w ruchu związkowym, cieszącą się poparciem zarówno pracowników najemnych, bezrobotnych, jak i lewicowej inteligencji. Tymczasem taka lewica nie powstanie, wbrew prognozom Sierakowskiego, jeżeli zostanie zrealizowana – a ostatnie wydarzenia wskazują na to, że tak właśnie będzie – koncepcja centrolewu. Przyczyna jest bardzo prosta. Otóż ani SLD, ani SdPl, ani inna partia mieniąca się lewicą nie uzyska poparcia wyżej wymienionych grup społecznych w momencie mariażu z neoliberałami, a już zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy sama za neoliberałów jest postrzegana. Lewica decydując się na sojusz z Partią Demokratyczną, nie tylko potwierdza zastrzeżenia co do swojej lewicowości, ale jeszcze idzie na rękę PiS i jego wasalom. Utrata przez lewicę bazy społecznej na rzecz radykalnej, populistycznej prawicy to zjawisko, które od lat interpretują i opisują lewicowi intelektualiści, jak chociażby Slavoj iek czy Chantal Mouffe. Przyczyny tego fenomenu widzą m.in. w kapitulanckiej polityce współczesnej lewicy, która pogodziła się z dyktatem neoliberalizmu, „końcem historii”; przejęła język liberalnej prawicy („modernizacja”, „racjonalizm ekonomiczny”, „pragmatyzm”), jej styl i sposób rządzenia, sprowadzony do zarządzania państwem niczym przedsiębiorstwem. Lewica prowadząc monetarystyczną politykę gospodarczą, fetyszyzując wskaźnik PKB, dbając o niską inflację, zadowolenie rynków finansowych, dokonując cięć w wydatkach socjalnych, porzuciła ideę sprawiedliwego podziału dochodu narodowego, tracąc tym samym zaufanie wśród swoich dotychczasowych zwolenników. Trudno nie przyznać racji ikowi podkreślającemu, że odpływ „starego” elektoratu lewicy w stronę populistycznej prawicy to również wynik koncentrowania się lewicy tylko na kwestiach kulturowych, a pomijania kwestii społeczno-ekonomicznych. Jako przykład podaje on amerykańską Partię Demokratyczną, która eksponując zagadnienia emancypacji kobiet, praw gejów i lesbijek, zaniedbała sferę praw pracowniczych i socjalnych obywateli. Demokraci stali się partią na wskroś elitarną, reprezentującą interesy marginalnej części społeczeństwa amerykańskiego, oderwaną od problemów przeciętnych Amerykanów, którzy m.in. w skutek tego zagłosowali – wbrew swoim interesom ekonomicznym – na Republikanów, nieszczędzących w kampanii wyborczej prosocjalnej retoryki. Czy czegoś Państwu to nie przypomina? Wnioski dla polskiej lewicy narzucają się same. Po pierwsze, nie powinna ona dać sobie wmówić, że prawa kobiet, świeckość państwa, emancypacja gejów i lesbijek czy też nowoczesna edukacja seksualna w szkołach to tematy zastępcze. Za wzór konsekwencji w realizacji lewicowego programu niech posłuży naszej lewicy socjalistyczny premier Hiszpanii, José Luis Rodriguez Zapatero, nietracący społecznego poparcia mimo wrzaskliwej kampanii prowadzonej przeciwko niemu przez hiszpańską prawicę i Kościół. Po drugie, jeśli naszej lewicy zależy na odzyskaniu dawnej, socjalnej bazy społecznej, zawłaszczonej teraz przez PiS, LPR oraz Samoobronę, musi podjąć zdecydowane kroki w tym kierunku. Deklaracje SLD o tym, że „[państwo powinno odgrywać] istotną rolę w korygowaniu rynkowej dystrybucji, pomagając biedniejszym i słabszym, a od bogatszych wymagając większego wkładu w dobro wspólne” („Polska demokratyczna i socjalna” – projekt Konstytucji Programowej SLD), brzmią niepoważnie, gdy częstokroć o gospodarce i podatkach mówi się jednym głosem z neoliberalną Platformą Obywatelską. Lewica winna obnażać rzekomo „socjalną twarz” PiS poprzez wykazywanie, jak bardzo polityka uprawiana przez tę partię kłóci się z elementarnym egalitaryzmem, stanowiąc tym samym cios w najbiedniejszych. Ma rację Piotr Szumlewicz,
Tagi:
Daniel Kryś