Odszedł rabin Jacob Baker. Polskę nosił w sercu, a jej paszport z 1938 r. w kieszeni. Powietrze nad tym krajem uważał za błogosławione… Korespondencja z Nowego Jorku Był 10 lipca 2001 r. W fotelu przed moim telewizorem ustawionym na satelitarny kanał TV Polonia i transmisję z Jedwabnego siedział chasydzki rabin z brooklyńskiego Borough Park, wywodzący się z rumuńskiego Klausenbera. Powód był szczególny. W maju 1945 r. jako młodzieniec był świadkiem przyjmowania przez tamtejszą społeczność żydowską grupy cudem ocalałych polskich Żydów z okolic Łomży. Znajdował się w niej Herszel Piekarz opowiadający o spaleniu żywcem w stodole Żydów z Jedwabnego przez polskich sąsiadów w lipcu 1941 r. Teraz, 60 lat później, w tym samym miejscu miał zabierać głos rodzony brat Herszla, znany rabin nowojorski, Jacob Baker. Mój gość słuchał słów Bakera z narastającym zniecierpliwieniem przechodzącym w gniew. Wreszcie wstał i powiedział, wskazując na ekran: Ajne Polnisze Amator. Nazwawszy tragicznego w swej ekspresji kolegę rabina „polskim Amatorem” czy może raczej „Amatorem Polski”, zaczął się żegnać. Ironia miała dotyczyć faktu, że Baker w Jedwabnem nie zakomunikował Polakom, iż są zwyczajnymi mordercami, tylko na pogorzelisku stodoły, która pochłonęła kilkaset żydowskich istnień, budował sofistyczne figury łaskawe Polakom i bez zastrzeżeń przyjął prośbę o wybaczenie Aleksandra Kwaśniewskiego. Puste ulice Jedwabnego w dniu uroczystości, ostentacyjna nieobecność na niej proboszcza Edwarda Orłowskiego i wyrzucenie z urzędu przez lokalnych radnych burmistrza Krzysztofa Godlewskiego, bo zdecydował się wziąć w niej udział, a także absencja protestanckiego premiera (Buzka) jako balans dla ekspiacyjnych gestów agnostycznego prezydenta (Kwaśniewskiego) uwydatniały rozmiary Bakerowskiego optymizmu. Gdy jeszcze wiele tytułów prasy żydowskiej odsądziło wiekowego rabina od czci i wiary, rzucając nawet obelgi… finansowania go przez polskie władze, zaczął się jawić jako postać szekspirowska. „Być albo nie być (amatorem Polski)?” – oto było pytanie. Bardzo upodabniające go do biskupa Kominka, autora słynnego listu do biskupów niemieckich. Amatora, z kolei, przebaczenia zachodnim sąsiadom. Litery jako wyznanie wiary Ten paradoks towarzyszący bezinteresownemu poświęceniu Jacoba Bakera w misji zakopywania wilczych dołów pomiędzy Polakami a Żydami jest pierwszą refleksją, jaka przychodzi na wieść o jego odejściu. Odszedł cicho, u progu szabasu, 20 stycznia br. w swoim izraelskim domu. Miał 92 lata. Spoczął u boku żony, którą pochował w 1996 r. Zjawił się na świecie krótko przed wybuchem I wojny – 18 maja 1914 r. Rodzice, Abram Izaak i Chaja Sara Piekarzowie, dali mu imiona Jakub Lejzer (Eliezer). Miał trzy miesiące, kiedy cudem ocalał, gdy do piwnicy, gdzie ukryto go śpiącego w kołysce wpadła bomba, ale na szczęście nie wybuchła. Rodziny Piekarzy i Pecynowiczów (ze strony matki) były w Jedwabnem i okolicy powszechnie znane i szanowane. Podobnie jak ich młynarskie i piekarskie zajęcia. Od dziecka Lejzorek zdradzał wielki talent do… liter. Z pasją je rozpoznawał, składał i przepisywał. One go uformowały na dalsze życie. Widząc niezwykłą sprawność językową kilkulatka, miejscowy rabin Awigdor Białostocki doradził rodzicom wybranie dla chłopca kariery religijnej. 80 lat później, w swoim mieszkaniu przy Kings Highway na Brooklynie, przy faszerowanej rybie przegryzanej chałą mówił: – Dla naszego narodu umiejętność pisania i czytania była równoznaczna ze zdolnością przyjmowania do swego życia Wszechmogącego i głoszenia jego prawdy i prawa. Litery zawsze były pojmowane jako znaki od Niego pochodzące i Jemu służące. Zdolność operowania nimi traktowano jako wyznanie wiary. Jedno z naczelnych błogosławieństw hebrajskich brzmi: Baruch hamelamed et yadi lesapper et ha’otiyot („Niech będzie błogosławiony Ów, który nauczył mą rękę stawiać litery”). – Powietrze nad moją Polską przesycone jest literami Tory i modlitw największych rabinów w historii naszej religii. Stąd wywodzą się linie rabiniczne 75% całego dzisiejszego judaizmu. Dlatego Polska pozostanie najbardziej błogosławionym dla Żydów miejsce na ziemi. Na tym polega jej unikalny cud… – przekonywał. Tę prawdę zabierał ze sobą w 2001 r. do Jedwabnego. Ziemia obiecana W 1920 r. podczas wojny polsko-bolszewickiej zginął Abram Piekarz, organizując aprowizację w pieczywo szykującej się do obrony Warszawy. Wychowaniem chłopca zajęły się
Tagi:
Waldemar Piasecki