Radny wreszcie skazany

Radny wreszcie skazany

Małopolski radny LPR, który 20 miesięcy unikał kary za jazdę po pijanemu, trafił przed sąd Najpierw krótkie przypomnienie faktów: Czesław Kwaśniak, radny i szef klubu Ligi Polskich Rodzin w Sejmiku Małopolskim, w maju 2003 r. został w Tarnowie zatrzymany przez policję za prowadzenie samochodu po pijanemu. Potem namawiał m.in. burmistrza Brzeska do ukręcenia sprawie łba, a dziennikarzowi lokalnego tygodnika obiecywał pomoc w zamian za odstąpienie od publikacji dotyczącej zdarzenia. Nie stawiał się na kolejne wezwania Sądu Rejonowego w Tarnowie, przysyłając zwolnienia lekarskie. Chory dla sądu nadal prowadził ożywioną działalność polityczną, miał również z nadania LPR wejść w skład Rady Nadzorczej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Napisaliśmy o tej sprawie obszernie w styczniu. Pod eskortą Po naszej publikacji w Brzesku i Tarnowie rozpętała się burza. Wieloma nieznanymi dotychczas faktami zainteresowały się lokalne media. A radny Kwaśniak wszem wobec ogłaszał, że to efekt politycznej nagonki. Miał też na „ubeckie metody” poskarżyć się samemu Lechowi Wałęsie. Z tego wszystkiego wyłaniał się groteskowy, ale i ponury obraz: z jednej strony, poczucie bezkarności i bezczelność wspieranego przez kolesiów radnego, z drugiej – bezsilność wymiaru sprawiedliwości. Sąd wzywał na rozprawę, a radny Kwaśniak słał usprawiedliwienia lekarskie, według których jego stan zdrowia jest tak fatalny, że samo przekroczenie progu tarnowskiego sądu mogłoby stanowić wręcz śmiertelne niebezpieczeństwo. Nawet zgłoszenie się na badania w Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego przekraczało siły radnego. Po naszej publikacji i lawinie innych materiałów prasowych sąd wydał jednak nakaz i radny Kwaśniak został doprowadzony na badania pod eskortą policji. Miało to zbawienny wpływ na jego zdrowie, biegli lekarze nie znaleźli bowiem jakiejkolwiek zdrowotnej przeszkody uniemożliwiającej stawienie się przed wymiarem sprawiedliwości. W takiej sytuacji Sąd Rejonowy w Tarnowie niezwłocznie wyznaczył termin rozprawy na 7 marca. Człowiek honoru Uzdrowiony radny Kwaśniak wreszcie więc przybył przed oblicze wymiaru sprawiedliwości i zaproponował sądowi… dobrowolne poddanie się karze. Dobrowolne poddanie się karze – po 22 miesiącach uników – miało polegać na zapłaceniu grzywny w wysokości 4 tys. zł, tudzież 800 zł na cel społeczny. Broń Boże jakaś kara więzienia, nawet w zawieszeniu, bo to i mandat by przepadł, i mogłoby zaszkodzić w wyborach parlamentarnych. – Mój klient jest człowiekiem honoru – usłyszał sąd od adwokata Czesława Kwaśniaka. Sąd w Tarnowie pozostał jednak ślepy i głuchy na kwestie honoru radnego i wymierzył mu karę pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata (czyli tyle, ile żądał prokurator), zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych przez dwa lata, zapłatę 800 zł na cele społeczne i zasądził koszty postępowania w wysokości 1,2 tys. zł. Radny Kwaśniak nie byłby radnym Kwaśniakiem, gdyby nie przygotował z tej okazji specjalnego oświadczenia: „W dniu dzisiejszym dobrowolnie poddałem się karze w prowadzonym przeciwko mnie postępowaniu karnym”, napisał, choć nie poddał się dobrowolnie, a tylko chciał się poddać. Dalej: „Faktem bowiem jest, że prowadziłem samochód po spożyciu alkoholu i mimo nadzwyczajnych okoliczności, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy, nie powinienem uchylać się od odpowiedzialności”. Otóż faktem jest, że radny Kwaśniak prowadził pojazd nie po spożyciu, ale solidnie wlany – miał prawie 1,5 promila we krwi. Jak można wnioskować, do „takiego stanu rzeczy” doprowadziły jakieś „nadzwyczajne okoliczności”. W końcu jednak jako człowiek honoru radny uczciwie, i to już po 22 miesiącach, przyznaje, że „nie powinien uchylać się od odpowiedzialności”. To poruszający przykład obywatelskiej postawy, godności i poszanowania prawa. Z czymś jednak radny Kwaśniak nie może się pogodzić: „Nie mogę jednak pominąć faktu, że w ostatnim czasie spotkałem się z bezprzykładnymi atakami na mnie, moją rodzinę ze strony niektórych mediów. Mam podstawy przypuszczać, że jest to wyraz politycznej walki przed zbliżającymi się wyborami. Ci wszyscy, którzy nie mogą się wykazać osobistymi zasługami, owładnięci strachem przed społeczną weryfikacją, postanowili dowartościować się, atakując osoby stanowiące potencjalne zagrożenie dla ich politycznych nadziei i ambicji. Tacy nie przebierają w środkach. Strach przed polityczną marginalizacją popycha ich do niegodnych działań”. W istocie trzeba być niemal bydlęciem, by nękać polityka tylko za to, że kierował samochodem po pijanemu, a potem unikał odpowiedzialności karnej. Prorodzinnie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2005, 2005

Kategorie: Kraj