Wystawa w obozie koncentracyjnym to relatywizacja faszyzmu, nazizmu i hitleryzmu Istnieje charakter czarny, charakter słaby, charakter nieugięty, zwierzęcy, dziecinny, bydlęcy, tępy, fałszywy, błazeński, matacki, despotyczny. Marek Aureliusz, „Rozmyślania” Odwiedziłem ostatnio muzeum obozu koncentracyjnego Gross-Rosen w Rogoźnicy k. Jawora. Obóz jak obóz – klasyczny wytwór faszystowsko-nazistowskiego sposobu organizacji, myślenia, patrzenia na świat i innego (a także niemieckiego) porządku, perfekcyjnej organizacji, umiłowania ładu i dyscypliny charakterystycznego dla systemów totalitarnych. W KL Gross-Rosen zginęło, zmarło z wycieńczenia, zostało zamordowanych ponad 40 tys. ludzi z całej Europy. Najliczniejszą grupę stanowili Żydzi, potem – Polacy i Rosjanie. Byli też Czesi, Belgowie, Francuzi, Węgrzy… Wśród Rosjan jeńcy wojenni, których mimo obowiązujących konwencji kierowano nie do oflagów czy stalagów, lecz do obozów koncentracyjnych. Prawie żaden nie przeżył obozu Gross-Rosen. W tak tragicznym miejscu, gdzie zwiedzającemu powinny towarzyszyć cisza, zaduma i refleksja nad zagrożeniami, jakie niesie każdy totalitaryzm (państwowy, religijny, ideologiczny, kulturowy, ekonomiczny itd.), niedopuszczalna jest jakakolwiek propaganda, indoktrynacja czy manipulacja: faktem, obrazem, słowem, gestem, symbolem. Te megacmentarze, te pola śmierci mogą być tylko miejscem prezentacji faktów. Dlatego poświęcenie całej sali, tuż przy bramie obozowej z napisem Arbeit macht frei, polityce ZSRR wobec Polski w latach 20. i 30. XX w., zakończonej aneksją jednej trzeciej obszaru II RP 17 września 1939 r., jest moim zdaniem nie tylko niestosowne, ale i obraźliwe, manipulatorskie. Wystawa będąca dziełem IPN jest przykładem żenującego, prymitywnego myślenia zalegającego nawet nad tymi masowymi grobami, chęci dokonywania kuglarskich sztuczek na świadomości odbiorcy w każdym miejscu i każdej chwili. To także relatywizacja tego, co zwiedzający ogląda za ową bramą, z czym się styka i co oddziałuje na jego zmysły. To przekazanie widzowi informacji, że faszyzm może nie był taki najstraszniejszy, bo komunizm jest gorszy. To nie jest nawet (jak tłumaczą IPN-owscy akolici i zażarci antykomuniści) zrównywanie obu totalitaryzmów. To relatywizacja faszyzmu, nazizmu i hitleryzmu. W żadnym wypadku nie jestem za przemilczaniem faktów. 17 września 1939 r. był tragicznym epizodem w historii naszego społeczeństwa i Polski, jego wydźwięk jest jednoznaczny. Był też dramatycznym momentem w relacjach Polaków i Rosjan. Ale KL Gross-Rosen ani żadne tego rodzaju miejsce nie może stwarzać okazji do takich prezentacji jak wystawa zorganizowana sumptem IPN (czyli budżetu państwa polskiego). Bo to jest najzwyklejsza profanacja. Dlatego po raz nie wiem który sparafrazuję Katona Starszego, rzymskiego męża stanu, który powtarzał: Ceterum censeo Carthaginem delendam esse, i upomnę się: IPN powinien być zlikwidowany. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Radosław S. Czarnecki