„Trzeba by się pozbyć lub zdyscyplinować w MSZ pewnego »Rasputina«, który tam rządził i nie pozwalał prowadzić polityki poprzedniemu ministrowi”, powiedział w rozmowie z „Super Expressem” eurodeputowany PiS i były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Oto więc rzecz bez precedensu – były szef MSZ domaga się, głośno, publicznie, by wyrzucono z ministerstwa dyrektora generalnego. Nikt przecież nie ma wątpliwości, że mówiąc „Rasputin”, miał na myśli Andrzeja Papierza. Pisaliśmy i o nim, i o jego wojnie z Waszczykowskim już parokrotnie, więc odnotujmy – słowa byłego ministra potwierdzają nasze wcześniejsze relacje. Poświadczają przy tym, że w obozie władzy MSZ postrzegane jest jako łup w wojnie pisowskich koterii. Zwróćmy uwagę, kto nowego szefa resortu chwali – to Witold Waszczykowski i Antoni Macierewicz. Były szef MON dodaje zaś, że ma nadzieję, że Rau wyczyści w MSZ do spodu „postkomunistyczne złogi”. Waszczykowski, podobnie jak Rau związany z Łodzią, ma z kolei na celowniku Papierza – „Rasputina”. Skąd ten przydomek? Rasputin trafił na carski dwór i zyskał wielką władzę. Choć był człowiekiem bez wykształcenia, z dalekiej prowincji, gwałtownym i z wielkimi potrzebami, jeśli chodzi o sprawy męsko-damskie. Papierz także zdobył w MSZ wielką władzę, bo kierował jego kadrami. A robił to brutalnie – opisywaliśmy, w jakiej atmosferze odwołał ambasadora w Japonii i jak pozbył się ambasadorki w Czechach. A to był tylko wierzchołek góry lodowej. Przypomnijmy jeszcze jedno – ambasador w Japonii, Jacek Izydorczyk, to wynalazek Waszczykowskiego, prawnik, wykładowca akademicki, człowiek z Łodzi. Szefowa placówki w Pradze zaś, Barbara Ćwioro, to była asystentka Waszczykowskiego, wiele lat razem pracowali, ostatnio w relacji szef MSZ – bezpośrednio mu podlegająca dyrektorka Departamentu Europy. Skąd ta niechęć do ludzi byłego ministra? W MSZ wskazują dwie przyczyny. Po pierwsze, konflikt dwóch osobowości. Po drugie, Papierz czuł się na tyle mocny, by rozstawiać po kątach ministerialne kadry, bo czuł poparcie służb specjalnych. Oczywiście nie mamy zamiaru (ani możliwości) dociekać, czy jest oficerem kadrowym ABW bądź innej służby, ale przecież oficjalnie zostało podane, że pracował w UOP. A wcześniej razem z Mariuszem Kamińskim działał w Lidze Republikańskiej. Jest jeszcze po trzecie. Otóż Papierz nie pasuje do MSZ ze względów, nazwijmy to, charakterologicznych. Tam, gdzie pojedzie, za jakiś czas mamy skandal, awanturę… Gdy wizytował Izydorczyka w Tokio, gospodarze zaprosili ich do zabytkowej świątyni. Zgodnie z obyczajem przed wejściem należało obmyć dłonie. „Papierz podszedł do kadzi z wodą i zaczął symulować, że obmywa sobie genitalia. Radośnie przy tym rechotał. Gospodarze udawali, że tego nie widzą”, opowiadał Izydorczyk. Oczywiście incydent został puszczony w niepamięć. Tak jak i inne, choćby ten z Bułgarii. Opowieści jest więc za dużo. Nawet jeżeli podszyte są humorem – jak ta, że jest w MSZ pani, która, gdy idzie do niego do gabinetu załatwiać jakieś sprawy, specjalnie na tę okazję zakłada szpilki. Zbigniew Rau stanie więc teraz przed najprostszym egzaminem. On czy Papierz? I wtedy się przekonamy, kto rządzi MSZ. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint