Rau. I wszystko jasne

Rau. I wszystko jasne

Na marginesie sejmowej debaty o polityce zagranicznej toczyły się polemiki o kadrach MSZ. Ech, Sikorski powiedział niewiele, a pisowscy polemiści opowiadali bzdury.  Minister ubolewał: „Jedną z pierwszych ustaw przyjętych po wyborach w 2015 r. była nowelizacja ustawy o służbie cywilnej, która otwierała drogę do kariery ludziom bez kwalifikacji i doświadczenia. Dalsze szkodliwe zmiany nastąpiły wraz z wdrożeniem nieprzystającej do naszych potrzeb ustawy o służbie zagranicznej”. No i dodawał, że gdy przejął MSZ, to „polityczni nominaci pożegnali się z dyrektorskimi fotelami w ciągu pierwszych dni jego urzędowania”. A jeśli chodzi o grono pisowskich ambasadorów? „Proponowane przeze mnie zmiany mają objąć kilkudziesięciu ambasadorów i stałych przedstawicieli. Większość z nich i tak podlegałaby rotacji. Część z tych osób pozostanie w ministerstwie, ale część – niekompetentna, nieznająca języków obcych, nieumiejętnie zarządzająca placówkami i niezdolna do godnego reprezentowania kraju – nie powinna już nigdy postawić stopy w MSZ”. I tyle. Pięć miesięcy rządzenia, a minister „proponuje zmiany”. Czyżby zrobił się bardzo delikatny w słowach i czynach, czy też gra na czas? A dlaczego? Bo chce być komisarzem UE ds. obrony?  PiS takie informacje bolą najbardziej, bo oni żadnych szans na międzynarodowe posady nie mieli, a lubią pieniądze liczyć. Były szef MSZ Rau woła więc: „Prasa donosi, że sam pan minister również wolałby pracować za lepszą pensję dla Komisji Europejskiej niż dla polskiego rządu”. Na co Sikorski mu odpowiedział: „Zrezygnowałem z tego!”.  To ważna deklaracja. Ale nie uwierzył w nią były wiceminister Paweł Jabłoński, który wołał z trybuny sejmowej: „On od ponad czterech miesięcy prowadzi rozmowę kwalifikacyjną, stara się o ten stołek w Brukseli albo o stołek wysokiego przedstawiciela, albo jakiś specjalny nowy stołek mają stworzyć – komisarza ds. obrony. Nie ma tam realnych kompetencji w tej chwili, ale pensja na pewno będzie wysoka”. Ta pensja ewidentnie go zabolała. Pewnie zrozumiał, że on – dyletant w sprawach międzynarodowych – na taką lub podobną posadę nie ma szans. A może nie zrozumiał? W myśleniu PiS jest bowiem bardzo mocny komponent spiskowy. Że to nie kwalifikacje decydują, tylko zdrada.  O to oskarżał obecną władzę Zbigniew Rau: „Skoro cały interes kraju sprowadzał się do stanowisk w instytucjach europejskich, to inni wystawili za to Polsce rachunek”. Innymi słowy, sugerował, że Unia, Niemcy przekupili polityków PO, z Sikorskim na czele, stanowiskami. A po chwili mówił, że to Rosjanie. „Kiedy ja byłem szefem MSZ, z tym resortem pożegnało się 38 absolwentów MGIMO. Teraz, pod pana rządami, przytłaczająca większość z nich jest z powrotem pod pana skrzydłami w MSZ”. Pisaliśmy już o tym – wracają, bo wygrali procesy sądowe o przywrócenie do pracy, wracali już zresztą za Raua. Ale on miał swoją wizję wystąpienia, więc wołał: „Teraz, kiedy pan pracuje w MSZ, otoczony w najlepszej tradycji resetu i z poczuciem ukojenia przez apolitycznych i profesjonalnych absolwentów MGIMO, pan już nie musi tweetować: Spasibo Rossija, bo każdy wie, o co chodzi. Dziękuję bardzo”. Gdy się słyszy takiego mędrca, łatwiej zrozumieć, dlaczego MSZ za jego czasów pogrążało się w prymitywizmie i partyjnych szaleństwach.      Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2024, 2024

Kategorie: Aktualne, Notes dyplomatyczny