Na razie szczęśliwość powszechna nie grozi

Na razie szczęśliwość powszechna nie grozi

Prof. Kazimierz W. Frieske, Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego Jeśli się czyta, że „ze wzrostu gospodarczego muszą korzystać wszyscy Polacy, a nie tylko grupa najbogatszych”, to trudno się z tą myślą spierać. Ale łatwiej rozmaite idee zgłaszać, trudniej nadać im praktyczny sens, jeszcze trudniej odpowiedzieć, jaki jest bilans działań redystrybucyjnych. Inna teza programowa PiS mówi: „przygotowane przez nas programy przeciwdziałania bezrobociu, biedzie i wykluczeniu przywrócą nadzieję, chęć do życia i polepszenia własnego losu”. Wiele wskazuje, że była to propagandowa przesada. Nie pojawiły się w publicznej debacie i w pracach parlamentarnych całościowe rządowe projekty, mogące wesprzeć realizację tej obietnicy. Jeszcze za wcześnie, by oceniać efekty ustawy o spółdzielniach socjalnych. Niewykluczone, że stanie się ona ważnym instrumentem rozmaitych programów społecznej reintegracji, choć za wiele bym sobie po niej nie obiecywał. Hasła gospodarki socjalnej są „trendy”, ale bywają krytykowane wedle argumentu mówiącego, że idzie tu o „gospodarkę dla biedaków”, którym pozwala się zarządzać własną biedą na gospodarczym marginesie. Rząd stoi przed wyzwaniem trudniejszym i znakomicie rozpoznanym – stymulowaniem przyrostu porządnych miejsc pracy. Ból bezrobocia jest bowiem równie dotkliwy, co ból pracy, która nie przynosi egzystencjalnej stabilizacji ani nie pozwala na utrzymanie rodziny. Taka właśnie jest zaś sytuacja przynajmniej 10% pracowniczych gospodarstw domowych. To oznacza nie tylko podwyższanie płacy minimalnej (wzrosła w styczniu br., ale nie jest to zasługa PiS). Interwencje w strukturę wynagrodzeń bywają ryzykowne, ale są podejmowane w krajach o dużo wyraźniejszej orientacji prorynkowej – wystarczy wspomnieć tzw. negatywny podatek dochodowy w USA. W Europie często mówi się zaś o flexicurity, czyli o rozwiązaniach, które łączą liberalizację rynku pracy i niski poziom ochrony zatrudnienia z wysokim poziomem finansowych bodźców aktywności zawodowej. Te pomysły niekoniecznie nadają się do bezpośredniego powtórzenia w Polsce, ale mogą stanowić alternatywę dla powtarzanego niczym mantra postulatu obniżania rozmaitych podatków. Za dobry symptom wypada uznać zmiany w ustawie o dodatkach mieszkaniowych służące uniknięciu tzw. pułapki ubóstwa. Idzie o to, by kwoty wybranych świadczeń socjalnych nie były wliczane do dochodu wyznaczającego próg dochodowy uprawniający do uzyskania dodatku mieszkaniowego. Obniżone zostały opłaty sądowe w sprawach cywilnych – co zwiększa dostęp do wymiaru sprawiedliwości tym, którzy rezygnują z dochodzenia swych praw ze względów finansowych. Ustawa o pomocy państwa w dożywianiu z końca ubiegłego roku mówi o budżetowym wsparciu najuboższych (500 mln zł w latach 2006-2009). Rzeczowe świadczenia socjalne nie są mechanizmem redystrybucyjnym, na którym nam zależy najbardziej, można podkreślać ich rozmaite negatywne funkcje, ale nie można zakwestionować tego, że – w połączeniu z pieniędzmi samorządowymi – pozwolą one na wsparcie tych, którym wiedzie się najmarniej. Dotychczasowy bilans zmian w polityce społecznej budzi – w najlepszym razie – umiarkowany entuzjazm, nie tylko z powodu wpadek w postaci „becikowego”, lecz także dlatego, że obietnice PiS pozostają bardziej sygnałem dobrych intencji niż konkretem, który przynosi uchwytne rezultaty. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 47/2006

Kategorie: Kraj