Nikt rozsądny i mający jakie takie pojęcie o wymiarze sprawiedliwości nie będzie twierdził, że nie wymaga on naprawy. Nie wiedział tego niestety minister sprawiedliwości w rządzie Platformy Obywatelskiej Jarosław Gowin, który zamiast sądami – z braku innych obiektów zainteresowania – zajął się „deregulacją” taksówkarzy, przewodników miejskich i kogoś tam jeszcze. Wymiar sprawiedliwości musi działać jako system. System obejmujący policję, prokuraturę, sądy, zakłady penitencjarne. U nas nie działa. Jeśli mówimy o przewlekłości spraw w sądach albo o oczekiwaniu na odbycie kary, to wyobraźmy sobie, że policja poprawi wykrywalność o 20%. Wtedy o 20% więcej oskarżonych trafi do sądów, sądy będą miały o 20% więcej pracy, sprawy będą się ciągnęły jeszcze dłużej. Do zakładów karnych trafi o 20% więcej skazanych. Nie będzie dla nich miejsc. Pan minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie łaje sądy za przewlekłość postępowań. Ale sprawy wloką się w sądach nie bardziej niż śledztwa w prokuraturze, bezpośrednio panu ministrowi podległej. Jak długo trwa śledztwo w sprawie „staranowania przez pancerne seicento kolumny rządowej”? A to chyba sprawa priorytetowa. Tak, sądy mogłyby działać sprawniej. Sąd to też firma, specyficzna, ale firma. Każda firma musi być zarządzana. Sąd również. Jak zarządzać sądem? Jak oddzielić orzecznictwo od administracji? Nie jest to łatwe, ale do zrobienia. Na pewno należy wzmocnić pozycję prezesa sądu, który nie może być zależny od tych, którymi ma zarządzać. Mógłby nawet być mianowany przez ministra sprawiedliwości, nie miałbym nic przeciw temu. Pod jednym wszakże warunkiem. Minister nie może być równocześnie prokuratorem generalnym. Nie może być tak, że na sali sądowej oskarża podległy prokuratorowi generalnemu prokurator, a sądzi… zależny od prokuratora generalnego sędzia. Ale najlepsza praca sądu nie przyśpieszy postępowania, gdy na opinię biegłego (także opinię podległego ministrowi sprawiedliwości Instytutu Ekspertyz Sądowych) trzeba czekać miesiącami. Instytucja biegłych też wymaga reformy, ale to osobny temat. Wiąże się on jednak ściśle z inną, rzadziej podnoszoną dolegliwością naszego wymiaru sprawiedliwości, znacznie poważniejszą niż przewlekłość postępowań. Jest nią jakość wymierzanej sprawiedliwości. Niestety, niska. Jedną z jej przyczyn jest znikoma wiedza sędziów z zakresu nauk sądowych, takich jak medycyna sądowa i jej wyspecjalizowane działy, kryminalistyka, psychologia sądowa. Nakłada się na to nierzadko brak doświadczenia życiowego sędziów, często ludzi, którzy zaraz po studiach przyszli do sądu jako aplikanci i innego życia poza sądem nie widzieli. Ileż razy postulowano, by znieść aplikację sędziowską, a stanowiska sędziów obsadzać w ramach konkursów, do których stawać by mogły osoby z co najmniej 10-letnim stażem w innych zawodach prawniczych? Teraz, kiedy PiS demoluje wymiar sprawiedliwości, opozycja wydaje jedynie okrzyki oburzenia. Nie jest jednak zdolna do przedstawienia jakiegoś sensownego programu jego naprawy. Minęły dwa lata niszczenia sądów (przy okazji niszczenia państwa, którego jakże ważnym segmentem jest wymiar sprawiedliwości!), a opozycja niczego nie potrafiła stworzyć. Nie potrafiła przedstawić narodowi swojego programu naprawy i poprawy wymiaru sprawiedliwości. Nie potrafiła nawet przekonać społeczeństwa, że angażując się w obronę sądów, broniła nie sądów jako takich, nie sędziów jako takich, ale szarego obywatela, który może będzie musiał kiedyś przed sądem dochodzić swoich praw. Tymczasem rozwija się kampania kłamstw i oszczerstw pod adresem sędziów Sądu Najwyższego. Jeśli prawdą jest – choć trudno mi w to uwierzyć – że premier polskiego rządu w Brukseli tłumaczy, że w Sądzie Najwyższym zasiadają komunistyczni agenci i sędziowie stanu wojennego, sądy nie zmieniły się od czasów PRL, a wyroki wydawane są za łapówki – to sięgnęliśmy dna! Wszyscy sędziowie poddani byli lustracji jeszcze w latach 90. XX w. Wszyscy, którzy żyją odpowiednio długo i w czasach stanu wojennego byli dorośli i gdzieś pracowali, byli „urzędnikami stanu wojennego”, „nauczycielami stanu wojennego”, „sędziami stanu wojennego” czy – jak przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka prok. Piotrowicz – „prokuratorami stanu wojennego”. Rzecz w tym, jak się w czasie stanu wojennego zachowywali. Czy podobnie jak prok. Piotrowicz, czy może jednak lepiej? A może gorzej? Totalną bzdurą i kłamstwem jest twierdzenie, że sądy nie zmieniły się od czasów PRL.