Rewolucja idzie po cichu

Rewolucja idzie po cichu

Lewicowa ofensywa już się rozpoczęła, co możemy najlepiej zauważyć w środowiskach akademickich Rewolucja u bram! Te słowa wstrząsnęły polskim życiem intelektualnym. Autorem poruszenia była redakcja „Krytyki Politycznej”, która zdecydowała się wydać dzieła Lenina z roku 1917 z posłowiem Slavoja Žižka, czyli właśnie słynną „Rewolucję u bram”. „Sierakowski – bolszewik!”, zawołali jedni. „Gułag, Auschwitz i zniewolenie!”, dodali drudzy. Autorzy tych kalumnii mieli na myśli interpretację, zgodnie z którą książka Žižka stanowi wezwanie do powtórzenia drogi rozwojowej bolszewizmu i państwa radzieckiego. Interpretacji tej przeczą jednak słowa samego autora, przyznającego, że w Leninie przede wszystkim interesowało go jego wyczucie historycznej chwili, ów słynny Augenblick, dzięki któremu udało mu się zmienić losy świata. Czyżby więc w „Rewolucji u bram” rewolucję stanowiły same dzieła Lenina? Wątpliwe. Te przecież są w Polsce powszechnie dostępne, a ich „siła rażenia” jest, delikatnie mówiąc, ograniczona. Może o rewolucyjności książki miało decydować posłowie autorstwa słynnego słoweńskiego filozofa? Trudno również z tą tezą się zgodzić. Žižek wszak korzysta z kategorii stworzonych przez Jacques’a Lacana, twórcę francuskiej szkoły psychoanalizy. A nietrudno zauważyć, że kategorie Lacanowskie – nawet wśród inteligencji – nie stanowią w Polsce składnika wiedzy potocznej. Co w takim razie sprawia, że możemy w Polsce mówić o swego rodzaju rewolucji intelektualnej? Dla mnie jest to sam fakt wydania aktualnej, odnoszącej się do bieżących problemów książki, autorstwa lewicowego myśliciela, zaliczającego się do światowej czołówki intelektualnej. I rezonans, jaki książka ta wywołała w polskich mediach głównego nurtu. O „Rewolucji u bram” pisały: „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik”, „Rzeczpospolita” i „Wprost”. Niewiele zmienia konstatacja, że recenzje były w większości niepochlebne. Sam fakt ich opublikowania stanowił wystarczającą glebę, na której mógł zakiełkować ferment intelektualny, na warunkach stawianych przez lewicę. Powstanie wspomnianego fermentu stanowi pierwszy krok na drodze do podważania panującego w Polsce liberalnego konsensusu. Za nim powinny pójść następne. Na pewno taki krok stanowić będzie każda kolejna książka wydawana w serii „Krytyki Politycznej”. Nie można jednak ograniczyć się tylko do sfery intelektualnej. Z budzeniem fermentu intelektualnego powinny być skorelowane konkretne działania polityczne. Demonstracje, happeningi, protesty, działalność wśród wykluczonych ekonomicznie, edukacja polityczna. Dopełnienie lewicowej ofensywy stanowić winna „wojna w kulturze” wypowiedziana prawicy, o czym otwarcie mówią osoby ze środowiska „Krytyki Politycznej”. Czy lewica ma szansę tę wojnę wygrać? Na pewno nie stoi na straconej pozycji. Do jej obozu akces zgłosiła np. grupa Twożywo, uhonorowana ostatnio Paszportem „Polityki”, czy też artysta Artur Żmijewski, autor głośnego ostatnio manifestu „Stosowane Sztuki Społeczne”. Lewicowa ofensywa już się rozpoczęła, co możemy najlepiej zauważyć w środowiskach akademickich. Jeszcze kilka lat temu na Uniwersytecie Warszawskim dominowała polska prawica spod znaku Platformy Obywatelskiej – jak powiedziałby Žižek, ucieleśnienie liberalnego konsensusu. Podatek liniowy stanowił symbol zdrowego rozsądku popartego wszechmocą ekonomii. Jan Paweł II uznawany był za sacrum, o którym można wypowiadać się tylko na kolanach lub wcale. Socjalizm uważany był za groźny ekstremizm i rodzaj politycznej aberracji. Za „lewicę” uchodziła była Partia Demokratyczna, a wszystko, co na lewo od niej, było bolszewicką ekstremą. Dzisiaj front zwolenników podatku liniowego został wyraźnie przetrzebiony. O Janie Pawle II część studentów przestała bać się mówić krytycznie. Platforma – owszem, cały czas modna, jednak najbardziej pobudzeni intelektualnie studenci już dawno postanowili rozwikłać zagadkę logiczną pt. „Znajdź 10 szczegółów różniących PiS i PO”. Najtęższe nawet mózgi nie były w stanie znaleźć aż tylu różnic, więc doszły do słusznego wniosku, że zastąpienie PiS przez PO nie zmieni podstawowych założeń polityki polskiego rządu. Co więcej, rację bytu zaczyna zdobywać opinia, że objęcie władzy przez PO nie rozwiązałoby żadnego z podstawowych problemów, które szczególnie interesują młodą polską inteligencję. Jeśli chodzi o kwestie światopoglądowe, to mówimy tu przede wszystkim o legalizacji związków partnerskich osób homoseksualnych, a także o zmianie restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej. Zresztą coraz częściej zauważa się, że zagadnienie aborcji jest również problemem społecznym. Stanowi to kolejny dowód przechodzenia niegdysiejszych liberałów na pozycje lewicowe. Podobny proces zachodzi w podejściu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2007, 2007

Kategorie: Opinie