Od raportu Kinseya, od „Głębokiego gardła” zmieniło się wszystko. Producenci w każdym filmie chcą „seksu” Seks Młody reżyser zapytał mnie: – Jak pan reżyseruje sceny erotyczne? – Nie przypominam sobie, żebym takie robił… Niech pan uczy się na filmach Buñuela i Felliniego, Borowczyka – to jedyny polski reżyser, który robi je na poziomie sztuki. Mojemu pokoleniu przed wojną wmawiano, że wszystko związane z ciałem jest grzechem. Kościół nauczał, że orgazm pociąga za sobą poczucie winy, podnieceni jesteśmy grzeszni… No i miał rację. Całe miasto huczało, kiedy miejscowy wikary zmajstrował pensjonarce dzidziusia. W polskim filmie jeszcze po wojnie przed kręceniem sceny z rozebraną dziewczyną wypraszano z dekoracji prawie całą ekipę, a aktorka pertraktowała, czy pokaże pupę czy piersi. Przysłaniała biust ramieniem, poduszką, targowała się: „Ale rowka nie pokażę!”. Młody aktor przed sceną „łóżkową” pyta partnerkę: – To jak będziemy robić scenę stosunku? Odpowiedziała rzeczowo: – Będziemy się rżnąć. O pewnej aktorce mówią – „miniaturowy demon zmysłów”, o innej – „kutwa seksualna”… Przed laty po kolaudacji na Krakowskim Przedmieściu jeden z oceniających poruszony obrazem kopulacji (w szafie) wydobył z siebie słowa zgrozy – „Ale tak w szafie!”. Na co reżyser podobno odpowiedział – „A co, pan się tak nie pier…?”. Nie pamiętam, czy namiętność w meblu pozostała ostatecznie w filmie. Film był zrobiony w 1972 r., premiera dopiero dziesięć lat później. W początkach kina w scenie pocałunków reżyserzy zaciemniali obraz albo kamera panoramowała w stronę okna, za którym noc księżycowa… Z latami zaczęło się zmieniać. Marlena Dietrich opowiadała o pracy przy „Błękitnym Aniele” – „Na planie cztery równocześnie pracujące kamery wgapiały się w moje krocze…”. Anna Magnani o ocenie talentów aktorskich – „Nieważne, jak się teraz gra, byle się dobrze kręciło tyłkiem…”. Od raportu seksualnego Kinseya, od „Głębokiego gardła” Gerarda Damiano zmieniło się wszystko. Producenci w każdym filmie chcą „seksu”. Rozmowa w telewizji z aktorką średniego pokolenia. Mówi, że w młodości broniła się przed pokazaniem nagiego ciała w filmie, broniła się nawet płaczem. Dziś myśli o nagości inaczej. „To żaden problem. To coś w rodzaju baletu albo tańca” – śmieje się. – „Nagość… Niestety już mi takich propozycji nie przedstawiają…”. Szkoła Łódzka Szkoła Filmowa… Namówili mnie na prowadzenie zajęć Andrzej Ancuta i Antoni Bohdziewicz. Bohdziewicz był duszą i personą numer jeden szkoły. Rektor Jerzy Toeplitz, historyk filmu, był dobrym organizatorem. Rozpocząłem zajęcia ze studentami drugiego roku reżyserii. Była ich piątka. Jerzy Orawiec, Roman Polański, Jan Rutkiewicz, Roman Załuski, Henryk T. Czarnecki. (…) Dzieliłem się z młodymi doświadczeniami z planu zdjęciowego, praktyką pracy z aktorami, z montażystą i dźwiękowcem. Przechodziliśmy stopniowo do ćwiczeń praktycznych, opracowywania scenopisu, udźwiękowienia. Talentu nauczyć nie można, warsztatu tak. Możliwość robienia przez studentów samodzielnych filmów, uczenia się na własnych błędach była z pewnością jedną z głównych zalet szkoły. Mówiłem, że reżyser to chirurg i psycholog i że nie powinni wzorować się na reżyserach, którzy bardziej kochają siebie niż film. Na drugim roku studenci robili krótki dokument i krótką „fabułkę”. Dałem im do rozpracowania wspólny temat – „Uśmiech”. Każdy miał wymyślić i zrealizować dowolną sytuację. Najlepszą etiudę zrobił Polański: „Uśmiech zębiczny”. Zawsze przynosił scenopis dokładnie rozrysowany, kadr za kadrem. Na czwartym roku przyszedł do mnie na Tkacką i pochwalił się paszportem i biletem do Paryża. Wystartował na Zachód. (…) Z latami przychodzili inni „zarażeni filmem”. Antoni Krauze z ostrym, satyrycznym widzeniem świata. Uparty, wierny zawsze kinu artystycznemu Wojtek Marczewski. Irena Kamińska, Basia Sass, Janusz Majewski, David Williamson… Ludwik Lewin i Andrzej Papuziński zostali w Paryżu. Andrzej Trzos-Rastawiecki i Andrzej Titkow wybrali dokument, Janusz Zaorski zachował poczucie humoru nawet jako prezes Telewizji Polskiej. Krzysztof Szmagier nakręcił seriale kryminalne, których zalety ujawnił i potwierdził czas, Mira Kupman-Hamermesh wylądowała w BBC. Lata mijały, młodzi startowali filmami dobrymi i mniej udanymi. Z niektórymi spośród nich spotykam się do dziś.
Tagi:
Stanislaw Różewicz