Robert Walenciak odpowiada Henryce Bochniarz: Moje szaty, czyli o czym chciałbym dyskutować Pani Bochniarz nie zgadza się ze mną, a ja nie zgadzam się z panią Bochniarz. Nie tylko z jej poglądami, które – w mojej opinii – wyrażają wąskie, egoistyczne widzenie jednej grupy, ale i z formą dyskusji, którą proponuje. Zacznę od drobiazgu, mało istotnego, ale dobrze ilustrującego metodę ustawiania sobie rozmówcy. Otóż pani Bochniarz pisze, że mój tekst „Wicepremier w szatach liberała” nie zawierał „żadnych nazwisk, konkretów, spersonalizowanych opinii”. Cel tego zabiegu jest prosty, chodzi o to, by ośmieszyć przeciwnika i poglądy przez niego głoszone. Więc na ten zarzut odpowiadam tak: pani tekst również nie zawiera żadnych nazwisk. A teraz rzecz znacznie istotniejsza. Henryka Bochniarz krytykuje mnie, że „wieszam psy” na planie Hausnera, no i wzywa do debaty nad jego założeniami. O „wieszaniu psów” za chwilę, a teraz o debacie: Szanowna Pani, do udziału w czym pani mnie wzywa? Przecież ta debata skończyła się, zanim się zaczęła, i nie ma już wielkiego sensu. Zanim wicepremier Hausner ogłosił swój plan, obniżył podatek CIT dla przedsiębiorców z 27 do 19%, co oznacza, że zapłacą oni w przyszłym roku 4,5 mld zł mniej podatków. Potem zaś stwierdził, że finanse państwa są w katastrofalnej sytuacji, więc żeby je ratować, trzeba wdrożyć reformę. Czyli najpierw dał wielkiemu kapitałowi kilkumiliardowy prezent, a potem zwrócił się do reszty społeczeństwa o wyrzeczenia. Ba, uczynił to elegancko, proponując konsultacje. Tylko na jaki temat? Mamy się zastanawiać, czy zabrać emerytom, czy też matkom samotnie wychowującym dzieci? Naród ma sobie wybrać, co woli – obciąć sobie rękę czy nogę? Przepraszam, ale w takie „konsultacje” proszę mnie nie wciągać. * Czy oznacza to, że w Polsce nie jest możliwy dialog na temat reformy finansów państwa (koniecznej – z tym wszyscy się zgadzamy)? Otóż ten dialog jest możliwy, nawet konieczny, tylko musi być oparty na uczciwych zasadach. Uczciwie i rozsądnie byłoby, gdyby dyskusja o reformie finansów państwa rozpoczęła się, zanim min. Hausner obniżył podatki przedsiębiorcom. Wtedy dotyczyłaby wszystkich Polaków, dotyczyłaby całego państwa. Być może, jej efektem byłoby obniżenie podatków. Ale byłby to wynik poważnej, wspólnej decyzji. Zamiast tego mamy kuglarstwo. Prof. Hausner mówi, że trzeba ciąć, bo budżet potrzebuje zaoszczędzenia 32 mld zł w ciągu czterech lat. Policzmy: obniżając CIT – cztery razy po 4,5 mld zł rocznie – Hausner zrezygnował z 18 mld zł. Mamy więc połowę jego „dziury”! Wicepremier chce oszczędzać, rezygnując z waloryzacji rent i emerytur. Tymczasem parę miesięcy temu, gdy w klubie SLD założenia swego planu oszczędności przedstawiał Grzegorz Kołodko, ten sam Hausner wyśmiewał ów pomysł, komentując, że „są granice wariactwa”. Kilkaset osób to słyszało. Więc który Hausner jest prawdziwy? Przez lata całe z kręgów Henryki Bochniarz dochodziły głosy, że deficyt budżetowy jest rzeczą niemal najgroźniejszą. Tymczasem Hausner proponuje deficyt 40-miliardowy. I ociera się o jego konstytucyjne granice. To jest naprawa finansów? Dla Henryki Bochniarz, sądząc z jej deklaracji, tak. Więc mam pytanie: gdyby CIT wynosił nadal 27%, a wszystko inne byłoby tak jak teraz, czy nadal popierałaby pani Hausnera? * Mam nieodparte wrażenie, że ową magiczną różdżką, która odmieniła stosunek organizacji przedsiębiorców do rządu, była radykalna obniżka podatków. To piękny prezent. Liderzy tych organizacji twierdzą, że ta obniżka wynika z respektowania praw ekonomii, że dzięki niej stworzą dodatkowe miejsca pracy i zmniejszy się bezrobocie. A czy stworzą? To wszystko pływa we mgle niejasnych deklaracji. Może pora je skonkretyzować? Pytam więc Henrykę Bochniarz, narzekającą na brak konkretów w artykule „Wicepremier w szatach liberała”: ile pieniędzy zaoszczędzi pani firma na obniżce podatków i ile miejsc pracy z tej okazji stworzy? A może na to pytanie odpowiedzieliby również inni członkowie Konfederacji Pracodawców Prywatnych? Rozumiem, że zaraz usłyszę, że nie żyjemy w czasach gospodarki planowej, że mając wolne środki, przedsiębiorcy będą mieli pieniądze na inwestycje etc. Tylko że podobne argumenty słychać zewsząd. Niedawno słyszałem, że gdy rolnicy będą mieli więcej pieniędzy, będą kupować więcej towarów, co rozkręci koniunkturę. Nauczyciele przypominają, że nie trzeba
Tagi:
Robert Walenciak