Robotnicy stracili grunt pod nogami – rozmowa z prof. Juliuszem Gardawskim
Moi przyjaciele uważają, że w robotnikach narastają gniew i niezgoda na panujący system. Ich zdaniem objawi się to nagle – jak tsunami Prof. Juliusz Gardawski, socjolog – kierownik Katedry Socjologii Ekonomicznej Szkoły Głównej Handlowej, badacz klasy pracowniczej, związków zawodowych, obserwator dialogu społecznego. Redaktor i współautor wydanej w 2009 r. monografii „Polacy pracujący a kryzys fordyzmu”, z której pochodzą dane przytaczane w rozmowie. Panie profesorze, rozmawiamy nazajutrz po jednodniowym strajku w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Górnicy protestują przeciwko prywatyzacji. Czyżby polska klasa robotnicza znowu podnosiła dumnie głowę? – Polska klasa robotnicza jest słaba, za to silni są robotnicy w enklawach – przedsiębiorstwach monopolistycznych skupionych w górnictwie, energetyce i KGHM. Górnicy z JSW zachowują się w sposób typowy dla załóg przedsiębiorstw monopolistycznych, w których działają silne związki zawodowe, mające bojowych przywódców – na stole leży tort prywatyzacyjny, więc chcą z niego dostać jak najwięcej. Starsi pracownicy otrzymają 15% akcji, cała załoga żąda także podwyżek, gwarancji wieloletniego zatrudnienia i pozostawienia pakietu większościowego w rękach państwa. W 2005 r. Sejm pod presją palących opony i rzucających petardami w Warszawie górników wyłączył ich z powszechnego systemu emerytalnego. Czy górnikom w JSW uda się dopiąć swego? – Obecnie, podobnie jak w 2005 r., akcji protestacyjnej sprzyjają zbliżające się wybory. W ostatnich miesiącach pracy rządy nie zwykły podejmować decyzji, które mogą źle wpłynąć na wynik wyborczy tworzących je partii. Z drugiej strony, załoga JSW walczy jedynie o swoją sprawę – w 2005 r. kwestia emerytur połączyła wszystkich górników. JSW nie może raczej liczyć na akcje solidarnościowe nawet swojej branży – inni zastrajkują, jeśli zostanie realnie zagrożony ich egzystencjalny interes. Aktualna wiedza o postawach pracowniczych nie wskazuje na możliwość powrotu klimatu solidarnościowego. Gdzie się podziała solidarność klasy robotniczej? – Odchodzi w przeszłość, wraz ze światem fordowskim, z którego się wywodzi. Ten świat opierał się – i na Zachodzie, i na Wschodzie – na wielkich, ograniczających konkurencję zakładach zatrudniających tysiące pracowników, z bezpiecznymi wewnętrznymi rynkami pracy. Praca w wielkich firmach dawała robotnikom poczucie stabilizacji na długą perspektywę – nierzadko od skończenia szkoły do emerytury. W świecie fordowskim był silnie zarysowany podział na klasy społeczne, w tym klasę robotniczą – taką w wymiarze tradycyjnym, w układzie marksowsko-weberowskim. Robotnicy mieli silne poczucie przynależności klasowej, świadomość klasową, solidarność klasową i duży potencjał mobilizacyjny. Pierwsze rysy na gmachu fordowskim pojawiły się w latach 70., w czasie kryzysu naftowego. Zaraz potem dała o sobie znać współczesna globalizacja, która podmyła fundamenty starego, uporządkowanego świata fordowskiego. Sztywne rozwiązania zostały wyrugowane przez realia, w których pewny i stabilny jest tylko brak pewności i stabilności. One wypierają stare nawyki i przyzwyczajenia, zmuszają do elastyczności, dopasowywania się do stale zmieniających się warunków. Górnicy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej są reliktem fordyzmu? – Nie chcę o nich mówić w ten sposób. Nie zamierzam ich piętnować czy – jak to robią niektórzy – zarzucać im postaw postsocjalistycznych i demoralizacji. Robotnicy w Niemczech czy Francji zachowaliby się podobnie. Przykład JSW jest w naszej rozmowie interesujący nie ze względu na treść samej akcji protestacyjnej, lecz przez wspomniany brak solidarności, charakterystyczny dla świata postfordowskiego. To efekt słabnięcia spójności klasy robotniczej. Robotnik, który zarabia 2 tys. zł i nie ma pakietu socjalnego, odpowie ironicznym uśmiechem na propozycję wystąpienia w obronie górników z Jastrzębia, którzy w jego oczach wyglądają jak krezusi. Robotnicy, podobnie jak większość pracujących, widzą, że pod ich nogami nie ma już twardego gruntu, lecz grzęzawisko. Silne jest przekonanie, że każdy zakład powinien szukać własnej drogi utrzymania się na powierzchni, bo nie ma jednej dobrej strategii dla różnych branż i przedsiębiorstw. Strategia JSW – zyskajmy jak najwięcej na prywatyzacji – absolutnie nie przemawia do innych grup pracowniczych i załóg. W obrębie klasy robotniczej mamy wiele różnych światów i wynikających z nich różnych strategii walki o przetrwanie. Na państwowym i na prywatnym Górnicy – w okresie PRL-owskiego fordyzmu – byli nazywani „czołowym oddziałem wielkoprzemysłowej klasy robotniczej”, tradycyjnie otwierali pochody pierwszomajowe. Globalizacja uderzyła w tę wielkoprzemysłową klasę. –