„Rocky XIII”, „Terminator 9″…

„Rocky XIII”, „Terminator 9″…

Na jakiej cyfrze zakończą się kontynuacje kinowych hitów? Inżynier Mamoń miał ścisły umysł i podobały mu się melodie, które już raz słyszał. Ponieważ jednak bohater „Rejsu” zdecydowanie preferował kino zagraniczne, zapewne mógłby rozszerzyć tę opinię na filmy. Tym samym znalazłby wspólny język z amerykańskimi producentami, bo oni uwielbiają dostarczać nam bohaterów ekranowych, których już widzieliśmy. Idealnym rozwiązaniem dla miłośników powtórek są sequele, czyli opowieści o dalszych losach postaci, które odniosły w kinach spektakularny sukces. W Australii George Lucas kręci już szóstą w sumie część „Gwiezdnych wojen”. Trwają prace nad scenariuszem czwartej części Indiany Jonesa. Christopher Lambert podpisał kontrakt na „Nieśmiertelnego” numer pięć i absolutnie nie przeszkadza mu fakt, że w czwartej części bohater zginął. I w końcu legendarny Rocky powróci prawdopodobnie po raz szósty. Zanosi się na sensację, bo Sylwester Stallone dotąd nieugięcie odmawiał udziału w kontynuacjach „Rocky’ego” i „Rambo”. Być może, zachęcił go przykład Arnolda Schwarzeneggera, który po długiej przerwie wmaszerował po raz trzeci na ekrany jako Terminator. Tym razem scenarzyści przygotowali się na wszystko i zakończenie tej części otwiera drogę do kontynuacji. Tylko czy Arnie polityk w niej zagra? Tytuł z numerkiem Sequele są stałym elementem światowego kina, które z braku pomysłów lubi żywić się scenariuszami albo przynajmniej wątkami, które gdzieś już się pojawiły. Łatwiej wymyślić nową fabułę dla starych bohaterów. Co jakiś czas powracają wielką falą, zwłaszcza w okolicach sezonu letniego. Zanosi się jednak, że rok 2003 będzie rekordowy pod względem liczby sequeli – do końca grudnia w amerykańskich kinach będzie można się doliczyć prawie 30 takich tytułów. Lista cudownie rozmnożonych filmów jest bardzo długa. Oprócz tytułów już wspomnianych znajdą się na niej: „Szklana pułapka”, „Mad Max”, „Akademia Policyjna”, „Batman”, „Obcy”, „Ojciec chrzestny”, „Star Trek”, „Życzenie śmierci”, „Gang Olsena”, kolejne inkarnacje Jamesa Bonda i francuskiego „Żandarma z Saint Tropez”, „Władca Pierścieni”, „Harry Potter” i tak dalej, i tak dalej. Niektórzy zwracają uwagę, że ostatnie dwa tytuły to raczej jedna opowieść podzielona na części, a nie seria powstała na skutek niespodziewanej popularności pierwszego odcinka. Jednak przez producentów są traktowane jako sequele i tak właśnie promowane. Kontynuacje powstają we wszystkich gatunkach, ale najczęściej spotykane są wśród horrorów – „Koszmar z ulicy Wiązów”, „Piątek trzynastego” – i sensacji – „Zabójcza broń”, „Liberator”. Jak więc na pierwszy rzut oka rozpoznać sequel? Zwykle po cyfrze w tytule – „Taxi 3”, „X-Men 2”, „Bad Boys 2” – który gwarantuje, że widz nie będzie miał wątpliwości, czyje losy zobaczy w filmie. Pierwszym numerowanym sequelem był „Francuski łącznik II” z 1974 r. Czasem tytuł zostaje wzbogacony o dodatkowe informacje: „Aniołki Charliego 2. Zawrotna szybkość”, „Terminator 3: Bunt maszyn”, „Lara Croft Tomb Raider 2: Kolebka życia”. To jakby nazwy rozdziałów, sugerujące, czego można oczekiwać w treści. Czasem są jednak mylące, bo drugie wcielenie Terminatora, „Ostateczna rozgrywka”, ostatecznym bynajmniej nie jest. Nieco inaczej rzecz się ma z takimi filmami jak „Matrix” – brakuje w nich numeracji i trzeba pamiętać, że „Matrix Reaktywacja” to druga część, a „Matrix Rewolucje” – trzecia. Zdarzają się bardziej twórczy autorzy tytułów sequeli i podczas gdy łatwo się domyślić, że „Nawrót depresji gangstera” to sequel „Depresji gangstera”, trudno po tytule rozpoznać „Hannibala” jako kolejną część „Milczenia owiec”. W przeciwieństwie do twórców „Nieśmiertelnego” większości filmowców fakt uśmiercenia głównych bohaterów przeszkadza nieco w stworzeniu kontynuacji. Rozwiązaniem jest prequel, czyli opowieść o ich uprzednich losach. Wtedy w tytule pojawia się hasło „Młodość…”, np. Sherlocka Holmesa, albo bardziej niekonwencjonalne oznaczenie – „Młode wilki 1/2”. Sequel można rozpoznać także po odgłosach gremialnego załamywania rąk krytyków. Charakterystyczną cechą tego typu filmów jest to, że są słabsze od oryginałów. Istnieją oczywiście chlubne wyjątki. Za taki powszechnie uważa się „Imperium kontratakuje”, drugą część „Gwiezdnych wojen”. Lepszy od pierwszego odcinka był też „Harry Potter i komnata tajemnic”, a przynajmniej równie dobry jak jedynka „Władca

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 36/2003

Kategorie: Kultura