Homo sapiens A.D. 3012 będzie miał większe oczy, żeby dużo widzieć, mniejsze usta, bo nie będzie dużo mówił, i mniejszy mózg, bo myśleć będą urządzenia elektroniczne Netbooki, smartfony i tablety – wprowadzanie do powszechnego użytku coraz mniejszych i bardziej intuicyjnych urządzeń mobilnych daje nam większą swobodę, ale i pozbawia nas ostatnich przyczółków bez elektroniki. Jak bardzo zmieniają nas nowe technologie? Niedawno do klasyfikacji Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego DSM (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders) wpisano pierwsze zaburzenie psychiczne związane z nadużywaniem nowych technologii. Uzależnienie od internetu (Internet-use Disorder) zacznie funkcjonować jako jednostka chorobowa od maja przyszłego roku. Wśród kryteriów diagnostycznych zaburzenia znalazły się: potrzeba coraz dłuższego użytkowania internetu, podejmowanie nieskutecznych prób zaprzestania korzystania z sieci, używanie internetu w celu poprawy samopoczucia i powodowanie w ten sposób problemów rodzinnych i zawodowych – identycznie jak w przypadku uzależnień od substancji psychoaktywnych. Wpisanie tego uzależnienia zaproponowali australijscy psychiatrzy, zaalarmowani liczbą kilkulatków, u których po odizolowaniu ich od urządzeń elektronicznych można zaobserwować typowe objawy abstynenckie. Choć nowo nazwane uzależnienie ma obejmować nie tylko komputery, lecz także laptopy, smartfony czy tablety, i tak nie zawiera w sobie całego spektrum zaburzeń okołotechnologicznych, które uznaje się za najdynamiczniej rozszerzającą się grupę problemów psychicznych. Nieoficjalnie mówi się także o fonoholizmie, czyli uzależnieniu od telefonu komórkowego, patologicznym esemesowaniu – rozpoznawanym, jeśli dzienny limit wysyłanych wiadomości przekracza 120, lub o nałogowym korzystaniu z mediów społecznościowych, jeśli czas korzystania z nich przekracza trzy godziny dziennie. Na kolacji z nokią Iga, uczennica drugiej klasy jednego z łódzkich liceów, natychmiast po przebudzeniu sprawdza na swoim BlackBerry, co przez noc pojawiło się na Facebooku. W drodze do szkoły słucha muzyki i już rozpoczyna cyfrową korespondencję ze znajomymi, która nie ustaje przez cały dzień. Także podczas lekcji, kiedy jej smartfon leży na honorowym miejscu na ławce. W restauracji jej przyjaciółki robią zdjęcia zamówionych dań i zamieszczają na swoich wirtualnych tablicach, zanim wezmą do ręki widelec. – Całkiem już się oduczyłam dzwonić do koleżanek, kiedy chcę się z nimi skontaktować. Teraz już tylko piszę na fejsie i mam 99-procentową gwarancję, że w ciągu dwóch minut wszystkie się zameldują – opowiada. – Ostatnio złapałam się na tym, że czasami chodzę do toalety z iPadem – mówi 19-letnia Karolina, świeżo upieczona studentka politologii. – Kiedy zdarzyło mi się wyjść z domu bez komórki albo stracić łączność z internetem, miałam wrażenie, że zaraz stanie się coś mającego globalne znaczenie i tylko ja nie będę o tym wiedzieć. Jakby życie toczyło się poza mną. – Nasz 17-letni syn Patryk przeraził nas, kiedy zaczął przynosić komórkę do stołu. Zwykle kiedy wołałam go na obiad, kończył pisać esemes albo czekał na wiadomość, ale niedawno zorientowaliśmy się, że nokia jada z nami już regularnie – żartuje Iwona, architekt, matka dwóch nastolatków i opiekunka trzech domowych komputerów, dwóch laptopów, tabletu oraz kilku telefonów komórkowych. Ja sama ten artykuł piszę na tablecie, ani przez chwilę nie wyjmując z uszu słuchawek i nie wyłączając szemrzącego w pobliżu telewizora, bo po wielu latach ciągłej obecności sprzętów elektronicznych cisza rozprasza mnie znacznie bardziej niż hałas. Cyfrowy kokon Czy Iga, Karolina i Patryk są uzależnieni od internetu? Nie. Są po prostu nastolatkami. Oni, tak samo zresztą jak ja, należą do tzw. generacji Y – pokolenia osób urodzonych po roku 1980, dla których dostęp do mediów elektronicznych to być albo nie być w otoczeniu społecznym. Dziś osobiste zaplecze nowych technologii to nie tylko komputer stacjonarny, lecz także netbooki, smartfony i tablety. Według „The Independent”, w krajach wysoko rozwiniętych już teraz prawie 65% osób ma jeden z tych przedmiotów, a do roku 2015 ten odsetek ma sięgnąć 80%. Może więc nałogowe korzystanie z nowych technologii należy rozpatrywać nie w kategoriach problemu medycznego, ale ogólniej – w kontekście kondycji nowoczesnego społeczeństwa? – Już nawet osoby zajmujące się tzw. nałogami behawioralnymi trochę żartują, że skoro więcej jest osób jakoś uzależnionych niż nieuzależnionych, to warto się zastanowić, czy normą jest mniejszość czy większość – mówi
Tagi:
Natalia Schiller