Nawet najwięksi przeciwnicy Unii Europejskiej dostrzegli w niej korzyści Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej uznane zostało przez Polaków za największy sukces III Rzeczypospolitej obok wolności słowa, swobody podróży i przystąpienia do NATO. Co zmieniło się w Polsce rok po akcesji? Jak odnajdujemy się w nowej sytuacji? Jak wreszcie dzisiejsza rzeczywistość ma się do scenariuszy kreślonych przed 1 maja ub.r.? Wejście do UE rozbudziło gorące, nienotowane od lat emocje. Euroentuzjaści porównywali to wydarzenie z chrztem Polski, rozbudzając tym samym nadzieję, że po 1 maja wszystko zmieni się na lepsze… i to natychmiast. Eurosceptycy straszyli natomiast utratą suwerenności Polski, wizją zagłady gospodarczej, upadkiem rolnictwa oraz lawinowym wzrostem cen. Z lęków polskiego społeczeństwa stojącego przed wielką niewiadomą żyły głównie Samoobrona, LPR, a nawet oficjalnie proeuropejskie PiS. Dziś żadne z tych ugrupowań nie zbija już kapitału politycznego na krytyce UE. Polskim paradoksem jest też to, że grupy, które najbardziej obawiały się przystąpienia do UE, zyskały najwięcej. To nie były obiecanki cacanki Czarne chmury, które miały wisieć nad Polską wsią po akcesji, zostały w znacznym stopniu rozwiane. Rolnicy jako pierwsi odczuli unijną pomoc w postaci bezpośrednich dopłat do gruntów i upraw. W wyznaczonym przez władze terminie urzędowe druczki z AMiRR wypełniło 85% rolników. A przecież słabo wyedukowany polski rolnik z unijną biurokracją miał sobie nie poradzić! Naszym władzom udało się także uruchomić wypłaty wcześniej, niż planowano. Kiedy pieniądze zaczęły wpływać do kieszeni rolników, w tysiącach chłopskich gospodarstw dało się słyszeć: „Jednak nie były to obiecanki cacanki”. Polska wieś udowodniła, że potrafi wykorzystać dane jej możliwości rozwoju. Już w maju ub.r. polskie produkty rolne stały się przebojem na unijnych rynkach. Nasza wołowina, wieprzowina i nabiał zawojowały Europę. Zamiast, jak zapowiadano, bankrutować, polscy rolnicy zaczęli zarabiać na eksporcie (przez pierwsze cztery miesiące wzrósł aż o 42%). Jednocześnie nie zalano nas tanią żywnością z importu. Józef Oleksy, właściciel fermy kurzej z Męciny w gminie Limanowa, był zwolennikiem polskiej akcesji do UE. Przez ten rok zdania nie zmienił. – Pojawiły się nowe wyzwania. Razem z okolicznymi przedsiębiorcami stworzyliśmy dużą grupę producencką i korzystając ze środków akcesyjnych, zamierzamy budować centrum dystrybucji i segregacji jaj. Wspólnie będziemy mieli większe szanse wejścia na rynki zachodnie – opowiada. Po 1 maja musiał zainwestować w gospodarstwo. – By spełnić unijne wymogi, musiałem m.in. kupić drukarkę do znakowania jaj (każde jajo musi mieć swoją metryczkę). Inwestycje pochłonęły 50 tys. zł – mówi. Rekompensatą były pieniądze z unijnego budżetu. – Skorzystaliśmy z programu SAPARD, teraz kończymy sporządzanie wniosku o dotację w ramach programu wyrównywania szans. W UE trzeba nie tylko pracować, ale też ruszać głową – podkreśla właściciel fermy. Oleksy krytykuje polityków, którzy straszyli UE: – Antyunijna propaganda wyrządziła ogromne szkody. Dziś powinni oni ponieść odpowiedzialność i zniknąć z życia publicznego. Działacze Samoobrony, wmawiając rolnikom rzekome problemy ze zbytem wołowiny, oszukali ich. Gdyby rolnicy postawili na hodowlę bydła, dziś liczyliby zyski. Zdaniem ministra rolnictwa, Wojciecha Olejniczaka, wieś znakomicie porusza się w meandrach wspólnej polityki rolnej. Efekt? – Widać ożywienie inwestycyjne, wzrósł eksport produktów rolnych, zmodernizowało się przetwórstwo, a wiele rodzimych firm świetnie radzi sobie na rynkach światowych – twierdzi Olejniczak. Podkreśla, iż realia UE wymusiły pozytywną zmianę struktury polskiej wsi. Miejsce rozdrobnionych gospodarstw zajmują większe, bardziej opłacalne. Ich średnia to dziś około 10 ha, a nie 6-7 ha jak jeszcze niedawno. Cenami w górę, cenami w dół W marcu ub.r. Andrzej Lepper i Roman Giertych ostrzegali, że „ceny podstawowych dóbr wzrosną dwukrotnie, grozi nam załamanie rodzinnych budżetów i zmowa cenowa”. Do załamania budżetów co prawda nie doszło, ale wzrost cen odczuliśmy. Jak wynika z sondażu OBOP – 90% z nas jest przekonanych, że po wejściu do UE ceny artykułów codziennego użytku wzrosły. Jednak połowa badanych przyznała, że wzrost był niewielki, a 38% uznało, że ceny skoczyły znacznie. Tylko 7% respondentów