W Polsce Putin jako reformator jest niemal zupełnie nieznany. Patrzy się na niego przeważnie przez pryzmat wojny czeczeńskiej Należy ubolewać, że czytelnicy prasy polskiej wkroczyli w rok 2004 wciąż zmuszani do skupiania uwagi na rozdętej do niebotycznych rozmiarów sprawie Rywina. Wielu publicystom przesłania ona rzecz nieporównywalnie ważniejszą, a mianowicie wyczuwalne zmniejszanie politycznego prestiżu i moralnego autorytetu Polski w Europie. Wagę tego faktu podkreślił Bronisław Geremek w przejmującym wywiadzie na łamach „Gazety Wyborczej” („Groziliśmy bronią atomową”, „GW” 20-21.12.03). Wedle jego słów, „po szczycie brukselskim Polska znalazła się w stanie politycznego osamotnienia”, popsuła bowiem stosunki z Francją i Niemcami, tracąc jednocześnie szczególną regionalną rolę w Europie Środkowej. Nie mamy również koncepcji ułożenia stosunków z Rosją, której znaczenie w polityce światowej zaczyna wydatnie wzrastać. Geremek trafnie konstatuje, że w Europie Zachodniej postrzegani jesteśmy jako „kraj żywiący szczególną rusofobię”, co bynajmniej nie przysparza nam sympatii. Można do tego dodać, że również w Rosji zdecydowanie przeważa dziś opinia o głębokiej i niereformowalnej antyrosyjskości Polaków. Przyczyniło się do tego fiasko nadziei pokładanych w wizycie prezydenta Putina w Warszawie, w styczniu 2002 r. Można niestety stwierdzić, że mobilizacja dobrej woli po obu stronach zderzyła się wówczas z antyrosyjską mobilizacją głównych polskich mediów. Na łamach „Rzeczpospolitej” osoby o dużym autorytecie społecznym publikowały ostrzeżenia przed rosyjskim rurociągiem naftowym jako zagrożeniem „suwerennych praw Rzeczypospolitej”; w wersji bardziej radykalnej przybierało to nawet postać tezy, że „normalne stosunki gospodarcze można mieć tylko z normalnym krajem, a Rosja krajem normalnym, w naszym rozumieniu, nie jest”; tolerowanie prorosyjskiego lobby gospodarczego prowadzić może tylko do nowego zaboru (Rafał Ziemkiewicz, „Rzeczpospolita”, 17.01.02). Do „protokółu rozbieżności” między Polską a Rosją wpisano w przypływie naiwnej szczerości ambicje Polski na Wschodzie: Polska bowiem „chciałaby mieć Ukrainę jak najbliżej siebie i być liderem w tej części Europy” („Rzeczpospolita”, 15.01.02, s. A5). Po zakończeniu rozmów „Gazeta Wyborcza” wyjaśniła ich rozczarowujący rezultat w artykule Krystyny Kurczab-Redlich, wyspecjalizowanej w tendencyjnych relacjach z Rosji. Autorka powołała się na opinie rosyjskich demokratów, twierdzących, że Putin to „dzisiejszy Stalin” lub „faszysta”, wierzący w knut, skutecznie dławiący wolność słowa, a nawet wolność myślenia. Nie omieszkała nawet zasugerować, że wysadzanie domów w Moskwie i innych rosyjskich miastach było dziełem nie terrorystów czeczeńskich, ale Putinowskich służb specjalnych („Demokracja drugiej świeżości”, „GW”, 26.01.02, s. 12-13). Ważnym elementem cytowanego wyżej wywiadu Geremka jest stwierdzenie, że Polska nie ma powodu do obawiania się ze strony Rosji imperialistycznej ekspansji; realnym zagrożeniem, zarówno dla nas, jak i dla świata, mógłby być natomiast chaos w Rosji. Zgoda, że takie ujęcie sprawy różni się na korzyść od wywodów np. Bohdana Cywińskiego, usiłującego dowieść, że wewnętrzną logikę polskiej polityki zagranicznej, łącznie z akcesem do Unii Europejskiej, określa w całości uzasadniony (rzekomo) lęk przed rosyjskim imperializmem oraz konieczność „kopania i pogłębiania obronnej fosy między sobą a Rosją” („Europa w poszukiwaniu duszy”, „Rzeczpospolita”, 4-5.10.03). Zarazem jednak Geremek broni rodaków przed zarzutem irracjonalnej rusofobii uzasadnioną ponoć troską o losy rosyjskiej demokracji: tylko bowiem demokratyczna Rosja wytworzyć może „stabilny i pokojowy układ”. W rezultacie okazuje się więc, że politycy polscy mają jednak rację, ostrzegając Zachód przed Putinem i solidaryzując się z rosyjską opozycją demokratyczną (tą samą, której poglądy na prezydenta Rosji przedstawiła w „Gazecie Wyborczej” p. Kurczab-Redlich). Zastanówmy się wszakże nad trafnością tej diagnozy. Nie ulega wątpliwości, że opozycyjna inteligencja rosyjska reprezentuje długą, pełną tragizmu tradycję walki z państwowością rosyjską; że istnieje wiele powodów uzasadniających jej nerwicowy, czasem histeryczny wręcz stosunek do wszelkich prób stwarzania w Rosji „silnego państwa”. Nie jest to jednak argument na rzecz traktowania jej opinii o putinowskiej Rosji jako zobiektywizowanych i miarodajnych. Wprost przeciwnie! Cytowanie przez Polaków opinii Sergiusza Kowalowa to przeważnie wzmacnianie narodowej nerwicy polskiej przez równie intensywną, choć genetycznie i treściowo różną „antyautorytarną” alergię radykałów rosyjskich. Teza, iż tylko siły demokratyczne zapewnić mogą Rosji stabilność i ewolucyjny postęp, także wydaje się bardzo wątpliwa. Historia Rosji przedrewolucyjnej przeczy jej jednoznacznie. Po roku 1905 cesarstwo rosyjskie
Tagi:
Andrzej Walicki