Rosyjski syndrom milczenia – rozmowa z Jackiem Hugo-Baderem

Rosyjski syndrom milczenia – rozmowa z Jackiem Hugo-Baderem

Uwielbiam Rosjan i wiem, że ciągle będę do nich wracał – wciąż jestem strasznie ich ciekawy Jacek Hugo-Bader  – (ur. w 1957 r.) reporter, od stycznia 1991 r. w „Gazecie Wyborczej”. Uwielbia Rosję. Na rowerze pokonał całą Azję Środkową, pustynię Gobi, Chiny, Tybet, łazikiem dotarł z Moskwy do Władywostoku, a jezioro Bajkał przepłynął kajakiem. Autor zbiorów reportaży z Rosji: „W Rajskiej dolinie wśród zielska” (2002, 2010), „Białej gorączki” (2009) i najnowszego zbioru – „Dzienników kołymskich” (2011, Wydawnictwo Czarne). Współautor filmowego cyklu dokumentalnego „Jacek Hugo-Bader. Korespondent z Polszy”. Rozmawia Olimpia Wolf Kolejna książka o Rosji. Co tym razem pociągnęło cię w te strony? – Okrutnie byłem ciekaw, jak teraz się żyje na Kołymie. To najstraszniejsze z wyobrażalnych miejsc – kiedyś było tam 160 łagrów. To miejsce, gdzie zmarli leżą pod nogami. Dosłownie, bo Trakt Kołymski, najdłuższą drogę na Kołymie, budowali więźniowie i jak któryś padł z wycieńczenia, grzebano go na nim. Nieliczni przeżyli i zostali. – To niesamowite, ale przywykli i nawet polubili to miejsce: urządzili się, znaleźli miłość i bilans wyszedł dodatni. Jan Stański na przykład – przedostatni Kołymian, który żyje w Polsce, mówi, że lubił to miejsce, lubi Rosjan i nawet nie uważa, że te 10 lat, które spędził w łagrze, było zmarnowanych. Na litość boską – on tam zdychał z głodu i pragnienia! A mówi, że to były piękne lata. W łagrze? – Tak, w łagrze, opowiadał mi, że pięknych ludzi tam poznał, zdobył piękne doświadczenia. A Warłam Szałamow, z którego „Opowiadaniami kołymskimi” jechałem na Kołymę, pisał, że łagier jest dnem piekła, że nie ma tam niczego dobrego ani pięknego. Że każda minuta tam jest zła… – I stracona. A Stański mówi, że nic podobnego, i opowiada, jakie przyjaźnie tam były między ludźmi. Różne są więc progi wrażliwości: znam ludzi, którzy zostali na Kołymie i przywykli do niej, znam takich, którzy po zwolnieniu z łagrów pojechali na kontynent, jak mówią Rosjanie, ale po jakimś czasie wrócili. Marija Jakowlewna Koszalenko po wyjściu z łagru została na Kołymie. To kobieta o wielkim i pojemnym sercu – urodziła córkę, wyszła za mąż, adoptowała chłopca. Dzieci dorosły, wyjechały i chciały ją ściągnąć do siebie, ale ona wolała zostać. A tam straszny klimat. – Ośmiomiesięczna zima z mrozami w porywach do 60 stopni i dwa miesiące upalnego lata z komarami, od których aż gęsto w powietrzu. Uwierzysz, że nad jednym hektarem tundry może unosić się nawet 60 kg gryzącego draństwa: komarów, much, meszek? Dlatego latem unikam Syberii. Syberyjska podróż Pojechałeś więc do Magadanu we wrześniu i zdecydowałeś się na autostop. – Wymyśliłem, że pojadę motocyklem i nawet na tę okoliczność zrobiłem prawo jazdy. Wiedziałem, że tam jest tylko jedna droga – legendarny Trakt Kołymski i chciałem nim pojechać, spotkać ludzi i zebrać materiał. Na miejscu okazało się, że umówionego motocykla nie ma, więc nie było innego rozwiązania jak autostop. Ale wcale sobie nie krzywdowałem, bo ileż to daje dodatkowych okazji do spotkań z ludźmi! A z motocyklem miałbym krzyż pański. Ciągle by się psuł. Nie bałeś się? – Czego miałem się bać? Rosyjskich kierowców. Opisujesz, jak jeden z nich przy 190 km/h nie pozwolił ci zapiąć pasów. – Bo w Rosji pasów się nie zapina. Raz zdarzył się wyjątek – ostatni kierowca, który podwoził mnie do Jakucka, wpadł w poślizg. Potwornie nas zakręciło, przestraszyliśmy się i ostatnie 100 km przejechaliśmy zapięci. Ale jeżdżę już do Rosji od 18 lat i zdążyłem się przyzwyczaić. A do rosyjskiej biurokracji? – Zawsze mnie wkurza, chociaż wiem, że mnie nie ominie. Przed lotem na Kołymę wystąpiłem w Moskwie o akredytację do rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wiedzieli wcześniej, że będę o nią występował, musiałem jednak aż 10 dni czekać na ten cholerny, ale konieczny papierek, który mogli wystawić w 10 minut! Nieskłonni do buntu Na Kołymie spotkałeś niesamowite osoby. – Na przykład gdzieś usłyszałem, że kilkadziesiąt kilometrów od Magadanu żyje córka największego zbrodniarza czasów stalinowskich – Nikołaja Iwanowicza Jeżowa. Specjalnie wróciłem 150 km z drogi, żeby się z nią spotkać. Reporter nie może przepuścić takiej okazji. Natalia Nikołajewna miała straszne życie. Można to nazwać przekleństwem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2012, 2012

Kategorie: Kultura
Tagi: Olimpia Wolf