Rosyjskie kino trzyma się mocno

Rosyjskie kino trzyma się mocno

Szukanie aktualnego politycznego kontekstu w niemal każdym rosyjskim filmie to polska specjalność Ósma edycja Festiwalu Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską, która odbyła się w Warszawie mimo wyjątkowo napiętych relacji polsko-rosyjskich, jest dobrą okazją do przyjrzenia się kinematografii wschodniego sąsiada. Dziś, jak nigdy wcześniej, trzeba nawoływać do podtrzymania relacji w dziedzinie kultury. Jeśli je zerwiemy, zupełnie przestaniemy się rozumieć. Rosyjska kinematografia oferuje różne spojrzenia na przeszłość i teraźniejszość. Owszem, w ostatnich latach niektórzy reżyserzy realizują politykę historyczną zgodną z oczekiwaniami władz, ale jest wielu twórców, którzy nie boją się krytycznie spojrzeć na narodowe mity i współczesną rzeczywistość. Godność jednostki, a nie walonki Od początku lat 90. rosyjskie kino przeszło trudną drogę, aby odzyskać zainteresowanie widza krajowego i pokazać światu, że oprócz lokalnego kolorytu z nieodłącznymi atrybutami, takimi jak wódka, walonki i harmoszka, obiektem zainteresowania sztuki filmowej są wartości uniwersalne – życie, godność jednostki, pragnienie szczęścia i miłości. Po rozpadzie ZSRR kultura rosyjska trafiła spod dyktatu cenzury pod dyktat wolnego rynku. Szczególnie dotkliwie odczuł to przemysł filmowy, który tym się różni od np. literatury, że potrzebuje znacznie większych funduszy na produkcję i dystrybucję. W latach 90. na terenie Rosji w szybkim tempie zamykano kina, studia filmowe upadały, a widz przerzucił się głównie na produkcje amerykańskie, oglądane w telewizji i na pirackich kopiach. Jednak nawet w tych trudnych czasach dzięki koprodukcji i pieniądzom zagranicznych producentów udawało się niekiedy realizować filmy wybitne, takie jak nagrodzony Oscarem film „Spaleni słońcem” Nikity Michałkowa z 1994 r. W pierwszych latach po rozpadzie ZSRR dała o sobie znać czernucha, czyli przesadnie mroczne wizje rzeczywistości, epatujące przemocą i przerysowaną wulgaryzacją. Ponadto w kinie rosyjskim silnie zaznaczył się ton prześmiewczo-ironiczny w odniesieniu do przaśnej rzeczywistości. Przykładem może być „Kurka Riaba” Andrieja Konczałowskiego z 1994 r., ukazująca rosyjską prowincję w okresie transformacji ustrojowej. Sukces komercyjny „Brata” (1997) Aleksieja Bałabanowa był pierwszym symptomem, że rosyjski widz zmęczył się już tanią hollywoodzką produkcją. Receptą Bałabanowa na dotarcie do szerszej widowni okazało się podjęcie aktualnych problemów, ale bez moralizatorskiego patosu. Elementy kina sensacyjnego w połączeniu z dramatem społeczno-obyczajowym przyniosły pożądany efekt. Niestety, krach finansowy 1998 r. i kryzys gospodarczy, który po nim nastąpił, na pewien czas spowolniły proces odrodzenia rosyjskiej kinematografii. Niemniej jednak ostatnie kilkanaście lat to okres znaczącej poprawy finansowania produkcji filmów, odbudowa infrastruktury przemysłu filmowego oraz nowa sieć kin, tym razem już w postaci multipleksów. Miliony bez efektów Z drugiej strony wsparcie instytucji państwowych i wielkich koncernów oraz budżet rzędu kilkudziesięciu milionów dolarów wcale nie gwarantują sukcesu. Dość przypomnieć rozczarowanie, jakie przyniosły superprodukcje Nikity Michałkowa „Spaleni słońcem 2” (dylogia z budżetem na poziomie 40 i 45 mln dol.). Znacznie lepiej wypadł wcześniejszy, znacznie skromniejszy film Michałkowa pod tytułem „12”, który zresztą był konkurentem „Katynia” Andrzeja Wajdy w wyścigu do Oscara w 2007 r. Superprodukcja „Stalingrad” (2013) Fiodora Bondarczuka z budżetem sięgającym 30 mln dol. i technologią 3D okazała się, co prawda, przedsięwzięciem zyskownym, jednak trudno tu mówić o wyjątkowym artyzmie, gdyż głosy krytyków były mocno podzielone, a na świecie film przeszedł bez większego echa. Bardziej udana była „9 kompania”, wcześniejszy film tego reżysera, w którym talenty aktorskie ujawnili przedstawiciele młodego pokolenia. „1612” Władimira Chotinienki, nawiązujący do wielkiej smuty i wygnania Polaków z Kremla, także nie wywołał entuzjazmu, choć budżet na poziomie 12 mln dol. mógł robić wrażenie. Próba utrwalania mitów historycznych w konwencji awanturniczo-przygodowej z elementami fantasy nie przyciągnęła tłumów. Chotinienko ma w dorobku znacznie bardziej udane filmy, choćby „Muzułmanina” z 1995 r. czy „Popa” z 2009 r., który ukazuje mało znane karty historii Cerkwi prawosławnej. Jednak to nie superprodukcje, lecz filmy zmarłego niespodziewanie w 2013 r. Bałabanowa urosły do rangi kultowych. Reżyser ten próbował sił w różnych gatunkach i konwencjach, ale do końca życia pozostał artystą niezależnym. Jego twórczość prowokowała żywą dyskusję, a niekiedy wstrząsała widzami, przywołując najciemniejsze strony radzieckiej przeszłości, jak w przypadku „Ładunku 200”. Silne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 50/2014

Kategorie: Kultura