Ciekawszy jest ten Wschód – od Podlasia, przez tę cudną i przeklętą Rosję, aż po szalone Chiny. Po prostu – ciekawszy Andrzej Stasiuk – poeta, pisarz, publicysta Nigdy nie korciło pana, żeby zabrać się z tych gór i postawić dom na Podlasiu? – W pewnym sensie mam dom na Podlasiu. Rodzinny dom mojego ojca. Dom dziadków. Stoi i niszczeje. W starym sadzie, na skraju wsi. Oddalony. Wśród wysokich topól, jak wszystkie tamtejsze domy. Za wsią, „na kolonii”, jak się mówiło. Spędzałem tam każde wakacje. Teraz jest pusty. Podszyty już wiatrem. Ściany próchnieją, podłoga zapada się. Cała „kolonia” się wyludniła. Po niektórych domach nie ma już nawet śladu. To ładna opowieść, że tam wracam i odbudowuję. Ale nie. Za ładna. Wbrew przeznaczeniu pewnie by było. Wbrew losowi. Musi się rozpaść, żeby go można było mocniej zapamiętać. Ale tam właśnie zaczynał się, wciąż zaczyna ten mój Wschód. Jeżdżę tam czasem. Niedaleko mieszka ciotka, siostra ojca. Na tej pustoszejącej kolonii. To były pierwsze wyjazdy w świat, samotne, bez rodziców. Na wschód. Dwie i pół godziny pekaesem. Z postojem w Kałuszynie, żeby faceci mogli zapalić. Z dworca „Stadion”. Tak było. Lata 60., lata 70. Nigdy nie chciałem jeździć na zachód. Może gdybym miał tam babkę, dom w starym sadzie. Z dawnym cmentarzem cholerycznym, z kościołem, który kiedyś był cerkwią, z wysokim brzegiem Bugu, wiejskim cmentarzem, gdzie leżeli Romaniuki, Trochimiuki, Iwaniuki, Stasiuk… No ale na zachodzie nie ma takich miejsc. Tak mi się wydaje. Moja rodzina ze strony ojca pochodzi z Białorusi, ze strony matki – z Ukrainy. Tylko tyle wiem. Nie mam żadnego punktu zaczepienia, aby pojechać i zobaczyć. A jednocześnie odwracam głowę tylko w tamtą stronę… Dlaczego? – Nie był Pan? Proszę jechać. Po prostu. Zobaczyć pejzaż, cokolwiek, co jest pożywką dla wyobraźni i już jest opowieść. Ludzie rodzą się w miejscach i te miejsca kształtują ich życie – nawet gdy odjadą bardzo daleko. Z Białegostoku blisko. W Białymstoku jest się wręcz na miejscu. Ja się nigdy nie zastanawiałem „dlaczego”. Instynkt, intuicja, przyciąganie. Zachód mnie po prostu nie ciekawił. W końcu w jakiś sposób jesteśmy z tego Zachodu, a w ostatnich latach próbowaliśmy „wschodniość” wyprzeć, pozbyć się jej, stłumić. I zostaliśmy jak sieroty, jak zdrajcy, jak przeniewiercy własnej tożsamości. Biedne wsioki udające „Europejczyków”, tak jak nasi wiejscy przodkowie, rodzice, udający mieszczan, którymi nigdy się nie stali. I wciąż cierpiący, bo rana po amputacji chłopskości wcale się nie zabliźniła. Kurde, ciekawszy po prostu jest ten Wschód – od Podlasia, przez tę cudną i przeklętą Rosję aż po szalone Chiny. Po prostu – ciekawszy. Ciasna jest ta Europa. Ciasna jak cholera. Jak Pilchowi parę lat temu napisałem, że jeżdżę do Rosji, to mi odpisał: „…wiedziałem, kurwa, że to się tak skończy…”. Sam mi wiele lat temu przysłał małą biografię Płatonowa i kazał mi go czytać. To zacząłem. I to jest jeszcze jeden ślad – Płatonow – żeby właśnie na „w” szukać – jeśli nie odpowiedzi – to sensownych pytań. Poza tym, jak powiedział Daniel Kalder: ciekawe są tylko kraje apokaliptyczne. No właśnie, przyciąganie. Ale dlaczego? Są przecież cztery strony świata, a pan wybrał „w prawo”. Co w tym świecie na prawo od nas jest lepszego, bardziej interesującego? – Mnie pytanie „dlaczego” nie zaprząta, ponieważ bardziej zajmuje mnie opowiadanie niż odpowiadanie. Czyli bardziej synteza, odbicie, wrażenie niż analiza. Podobnie nie interesuje mnie „lepsze”. A niby dlaczego ma być „lepsze”? I w czym „lepsze”? „Lepsza” to jest Szwajcaria na przykład. I co z tego? Wyobraźnia z nudów zdycha i tyle. W moim przypadku to jest też śmiertelna niechęć do stada. Jak słyszę gadkę o „europeizacji”, to mam ochotę zesrać się w gacie. Dlaczego, dlaczego? Proszę rozbić namiot na Gobi, na stepie i się wyjaśni dlaczego. Proszę czytać, rozbijać namiot na Gobi, patrzeć, jak Bug płynie – niczego innego nie będzie, nie ma… Nawet jeśli niczego innego nie ma, to na Wschodzie mniej się tego boję. – Bo na Wschodzie w ogóle umysł lepiej działa. Ma więcej miejsca. Tak mi się wydaje. Jednych przeraża ta otchłań, a mnie nastraja medytacyjnie. Step – wie pan – to jest coś