Rozbroić prawicę

Rozbroić prawicę

Czy podzielona lewica zdecyduje się na prowadzenie skutecznej „polityki historycznej”? Można argumentować, że polityka historyczna prawicy jest narodową hucpą, mającą na celu wyzwolenie najgorszych, bo zaściankowych instynktów Polaków. Można widzieć w niej odreagowanie kompleksów, o których w europejskim towarzystwie nie wypada wspominać. Można wreszcie ignorować jej efekty jako z gruntu kłamliwe z punktu widzenia obiektywnej nauki. Wszystkie te racje funkcjonują na lewicy, ale nie one stanowią o przyczynach słabości naszego stanowiska. Najpoważniejszym niedostatkiem jest brak nowoczesnej koncepcji dotyczącej narodu, patriotyzmu i symboliki duchowej. Prawica nadała im status niebezpiecznych instrumentów politycznych i – jakkolwiek zasadna byłaby niechęć do podejmowania polemiki na jej poziomie – należy potraktować to, nienowe przecież, zjawisko z całą powagą i wrażliwością. Powstaje jednak pytanie: czy podzielony obóz polskiej lewicy zdecyduje się na prowadzenie skutecznej „polityki historycznej”? Czy taka aktywność powinna znajdować uzasadnienie niemal wyłącznie w działaniach prawicy? Do jakich wzorów moglibyśmy się odwołać i jakie zabezpieczenia wdrożyć, aby nie powtórzył się mechanizm ukazywania przeszłości w bezwstydnie prezentystycznym ujęciu? Warto sięgnąć po najbardziej w ostatnich latach spektakularny przykład rozpowszechniania upolitycznionej wersji historii – ekspozycję Muzeum Powstania Warszawskiego. Spotykamy tam szczególny przekaz „czerwonego pokoju”, poświęcony narodzinom PRL, którego sens można streścić następująco: „komunistyczni najeźdźcy”, sprawujący władzę dzięki radzieckim bagnetom, wespół mordowali bohaterów narodowych. Ten chwyt narracyjny czyni z Polski Ludowej bezwolnego i gorliwego sługusa Kremla. Wizja równie ułomna jak osadzenie powstańczych zmagań wyłącznie w bohaterskim wymiarze, z pominięciem racjonalnych powodów podjęcia decyzji o walce, a następnie wyjaśnienia pełnych przyczyn klęski. Muzeum Powstania, bardzo potrzebne stolicy i wszystkim rodakom, ilustruje metodę sugestywnej instrumentalizacji historii, zwróconej przeciw obiektywnemu miejscu i roli polskiej lewicy w XX w. A przecież zryw warszawiaków, tak jawnie zawłaszczany przez prawicę, ma niemal symboliczną klamrę, o której nawet lewica obecnie zapomina. Oto przy ul. Próchnika na Żoliborzu widnieje tablica, odsłonięta przez towarzyszy walki z Grup Bojowych PPS, upamiętniająca śmierć pierwszych żołnierzy powstania warszawskiego, z inskrypcją: „Oni zginęli za niepodległość i socjalizm”. Ostatnim delegatem na kraj rządu londyńskiego był Kazimierz Pużak, PPS-owiec. Z odsieczą powstańcom przyszli zza Wisły berlingowcy, płacąc za to istną hekatombą. Tak uzupełniona wersja wydarzeń nie przebija się jednak do opinii publicznej. Nadrabianie (dyskusyjnych) zaniedbań i (bezdyskusyjnych) fałszów popełnionych przez oficjalną historiografię Polski Ludowej nie przesłania faktu, że prawica kreuje własną politykę historyczną, zmierzającą do wyrzucenia tradycji lewicowej poza nawias narodowej przyzwoitości. W tym względzie, dążąc do pokracznej wizji jedności moralno-politycznej – PiS wkracza na ścieżkę tych ideologów, których metody stara się zohydzić. Co może przeciwstawić współczesna polska lewica prawicowemu zawłaszczaniu historii? Jak bronić się przed organizacyjną i medialną nachalnością „historyków” z IPN i przyszłych „wychowawców” z NIW oraz popadającymi w tendencyjność á la Pospieszalski mediami publicznymi? Czyżby nadal paraliżował nas syndrom „czerwonego pokoju”, tłumaczący defensywne i pozbawione konsekwencji uleganie propagandzie prawicy? Natychmiast po 1989 r., z wydatną pomocą Kościoła, przejęła ona publiczną rolę interpretatora i cenzora przeszłości, odnajdując w argumentach historycznych legitymizację dla swych zideologizowanych ambicji. Tymczasem zdobywająca władzę socjaldemokracja wolała budować iluzję, że pojawiła się wczoraj lub przeskoczyła 45 lat ludowładztwa bez widocznego rezultatu. W ten sposób utraciła barwne wzorce postaw patriotycznych, choć uwikłanych w wieloznaczną zależność geopolityczną (np. Władysław Gomułka). Na własne życzenie opuściła też przestrzeń świadomości historycznej, dotyczącej państwa i narodu, ograniczając się do technokratycznej i „pragmatycznej” sfery zarządzania administracją i gospodarką. Dla „nowej lewicy” zagadnienia związane z narodem i patriotyzmem, zwłaszcza traktowane tradycjonalnie, nigdy nie były atrakcyjne. Zdawało się, że wstąpienie do Unii Europejskiej, procesy globalizacyjne i unifikacja kulturowa sprowadzą ten dyskurs co najwyżej do lokalnej problematyki „małych ojczyzn”. Chętniej teoretyzowano na gorące tematy społeczne, niż wkraczano w świat zakrzepłych symboli, ożywających teraz z groteskową intensywnością. Najefektywniej poradziła sobie z tą trudną kwestią garstka PPS-owców. Praktyczna inwentaryzacja w Warszawie miejsc upamiętnienia ludzi i wydarzeń związanych z lewicą, sfinalizowana społecznym wydaniem albumu, wskazała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 37/2006

Kategorie: Opinie